Gra jest naprawdę poważna. Idzie o więcej niż tylko podwyżkę, choć i tu Guardiola ma niemałe żądania. Chciałby być najlepiej opłacanym pracownikiem klubu z pensją wynoszącą około 15 milionów euro. Zdaniem niemieckiej prasy prawdziwy bój z szefami Bayernu toczy się jednak o wpływy. Szkoleniowiec chce mieć jeszcze więcej władzy. Szczególnie zależy mu na decyzyjności w sprawie transferów.
Trener zasłania się względami taktycznymi. Latem klub sprowadził Arturo Vidala, a nie bocznego obrońcę. Sam szkoleniowiec podkreślał, że niespecjalnie potrzebuje tego zawodnika. W wyniku transferu Chilijczyka na prawą stronę defensywy wrócił Philipp Lahm. A akurat jego Guardiola chciał mieć w centrum. Liczba miejsc jest ograniczona, a obok występować miał David Alaba. Sprowadzenie Vidala wymusiło korekty personalne.
Problem w tym, że akurat Alabę do środka ciągnie bardzo mocno. Jako reprezentant Austrii na tej pozycji stał się kluczowym graczem. Nabywanie nowych doświadczeń w tym sektorze boiska mogłoby dać Austriakom jeszcze większy pożytek podczas Euro 2016. On sam chciałby przejść do historii, doprowadzając drużynę narodową do sukcesu. Kontrakt Alaby wygasa za półtora roku, Bayern nalega, by go przedłużyć, ale porozumienia wciąż nie ma. Kością niezgody jest właśnie brak możliwości zagwarantowania mu, że będzie występował w środkowej strefie. Tu już działacze lidera Bundesligi samu nawarzyli sobie piwa.
Kolejne żądania
Oczywiście to nie koniec wymagań hiszpańskiego szkoleniowca. Zamarzył sobie również, by pod jego koncepcję przeorganizowano dotychczasowy model szkolenia młodzieży. Dla Bawarczyków taka zmiana byłaby poważnym krokiem wstecz. Klub dopiero co opracował nowy sposób oparty na kreowaniu zawodników świetnie funkcjonujących w grupie. Kolejny plan oznacza przebywanie podobnej drogi przez kolejne kilka lat.
Bilans juniorów wprowadzanych do pierwszego zespołu Bayernu za czasów Guardioli nie jest zbyt optymistyczny. Wprawdzie w kadrze znalazło się kilku utalentowanych chłopców, jednak żaden z nich nie zdołał przebić się na dobre. Wcześniej - w mniejszym lub większym wymiarze czasowym - szkołę Bayernu przechodzili tacy gracze jak David Alaba, Holger Badstuber, Philipp Lahm czy największa gwiazda - Thomas Mueller. Kontynuowanie tej tradycji jest na Allianz Arenie szalenie ważne. Szefowie klubu mają swego rodzaju manię wielkości. Muszą przodować we wszystkich aspektach. Inaczej nie byliby "Mia san mia". To znaczy: nie byliby sobą. Ten bawarski zwrot tłumaczyć można jako "jesteśmy, kim jesteśmy". Kryje się za nim tożsamość klubu.
A jak to będzie po hiszpańsku?
Przed sezonem wielu ekspertów oskarżało Guardiolę właśnie o zdewaluowanie wartości wypracowywanych w Monachium przez lata. Działo się to poprzez wprowadzanie kolejnych obcokrajowców, którym nauka niemieckiego nie przychodzi łatwo. Dotychczas klub funkcjonował według niepisanej zasady 6+5. Chodziło to, by w podstawowej jedenastce przeważali Niemcy. Z takimi piłkarzami bawarskim kibicom utożsamiać się zdecydowanie prościej. Od początku rundy jesiennej norma ta nie została przez Hiszpana zastosowana choćby raz. Najwięcej - bo pięciu niemieckich piłkarzy - było w podstawowej jedenastce tylko czterokrotnie.
Guardiola - odkąd przyszedł do Monachium - stawiał tylko kolejne żądania. Kazał nawet przebudować szatnię. Sukcesów na arenie międzynarodowej (czytaj: wygrania Ligi Mistrzów) jednak nie osiągnął. Rekordy ligowe Bawarczyków cieszą, ale mają ich tak wiele, że przestały budzić skrajne emocje.
Oddanie byłemu trenerowi Barcelony jeszcze większej władzy, byłoby krokiem ryzykownym. Na razie trwa wewnętrzna gra. Hiszpan próbuje utargować jak najwięcej. Niemcy - nie oddać suwerenności.
Karl-Heinz Rummenigge długo bawić się nie zamierza. Postawił już ultimatum. Jeśli Guardiola nie określi się do świąt Bożego Narodzenia, propozycji przedłużenia kontraktu nie będzie. Jednak i ta ścieżka będzie dla lidera Bundesligi problematyczna. Nowy trener oznacza nową koncepcję. A jej wdrożenie znowu zabierze sporo czasu.
[b]Mateusz Karoń
[/b]