Pierwsza połowa nie dostarczyła kibicom obu drużyn zgromadzonym na Stadionie Energa Gdańsk wielu emocji. W poczynaniach ekip z Gdańska i z Poznania nie było widać odwagi pod bramką rywala, by postawić kropkę nad i. W drugiej połowie obie ekipy wciąż nie potrafiły rozgrzać publiczności. Bramkę na wagę trzech punktów strzelił Kasper Hamalainen.
A zaczęło się tak pięknie dla gospodarzy. To mógł być ten moment, który tchnąłby w miejscowych nadzieję, że ten rok jeszcze da się uratować. W 11. minucie Paulus Arajuuri delikatnie zahaczył zastawionego w polu karnym Sebastiana Milę. Arbiter Krzysztof Jakubik podyktował "jedenastkę". Grzegorz Kuświk zdecydował się na mocny strzał, czego z pewnością chwilę później żałował - piłka odbiła się mocno od poprzeczki.
Sebastian Mila, non stop do tej pory zawodzący w końcu pokazał się z naprawdę niezłej strony. Nie dość, że wywalczył rzut karny, to był jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym piłkarzem miejscowych. Starał mu się dorównać Sławomir Peszko, kolejny krytykowany niemiłosiernie reprezentant Polski. A Kuświk? Thomas von Heesen, który zwykł publicznie krytykować swoich zawodników już pewnie szykował jakąś ostrą przemowę.
Po zmarnowanym karnym wydawało się tak czy inaczej, że gdańszczanie ruszą do przodu. Mieli kilka zrywów, ale z biegiem czasu chęć walki u gospodarzy malała. Do przerwy podopieczni Thomasa von Heesena mieli już tylko jedną ciekawą akcję, gdy Jasmin Burić obronił strzał Sławomira Peszki. Był to jedyny celny strzał w pierwszej połowie. Goście aktywni w polu karnym Marko Maricia byli tylko w momencie, w którym chcieli wymóc na arbitrze karnego - ten tym razem pozostał nieugięty i potraktował gospodarzy pobłażliwie. Lechia i Lech grając na stojąco zakończyły ją bez bramek.
Ci, co po liczyli że po zmianie stron zobaczą wielkie widowisko w wykonaniu dwóch zespołów, które pretendowały przed sezonem do gry w europejskich pucharach nabierze rumieńców, mocno się zawiedli. Piłkarze nie stwarzali sobie żadnych sytuacji. W końcu ten marazm przerwał Kolejorz.
W 64. minucie znakomitym podaniem popisał się Szymon Pawłowski, który wrzucił piłkę ze skraju pola karnego. Tam wbiegał Hamalainen który uwolnił się od krycia i strzelił gola z dwóch metrów. Totalnie zawiódł w tej akcji Grzegorz Wojtkowiak, który pozwolił Finowi na wszystko. Fin w poprzednim sezonie dla wielu był najlepszym piłkarzem Ekstraklasy. W tym - tak jak cały Lech - grał słabo. Ostatnie tygodnie ma jednak znacznie lepsze. Szkoda, że najprawdopodobniej odejdzie z Poznania. Umowę ma do końca roku, na razie nie słychać, żeby miał podpisać nową.
W 71. minucie po podaniu Dawida Kownackiego przestrzelił Pawłowski.
Lechia miała jednak szansę na wyrównanie. Gdy kibice Lechii Gdańsk odpalili kilkadziesiąt rac, biało-zieloni napędzili gościom stracha. W gęstym dymie Maciej Makuszewski najpierw strzelił w poprzeczkę, a chwilę później groźnie uderzał z głowy. Bezskutecznie.
Sędzia przedłużył mecz aż o 9 minut, gdańszczanie co prawda przez cały ten grali na połowie rywala, ale nie zagrozili bramce Buricia. Mecz zakończył się wynikiem 0:1. To czwarta porażka biało-zielonych z rzędu.
A Lech? Pal licho styl. Dla mistrza Polski w tym momencie liczą się przede wszystkim punkty. Cel został osiągnięty
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 0:1 (0:0)
0:1 - Hamalainen 64'
Składy:
Lechia Gdańsk: Marko Marić - Paweł Stolarski, Rafał Janicki (46' Grzegorz Wojtkowiak), Gerson, Neven Marković (83' Piotr Wiśniewski), Maciej Makuszewski, Ariel Borysiuk, Sebastian Mila (74' Michał Żebrakowski), Aleksandar Kovacević, Sławomir Peszko, Grzegorz Kuświk.
Lech Poznań: Jasmin Burić - Kebba Ceesay (89' Tomasz Kędziora), Paulus Arajuuri, Marcin Kamiński, Tamas Kadar, Łukasz Trałka, Abdul Aziz Tetteh, Gergo Lovrencsics (60' Dariusz Formella), Maciej Gajos, Szymon Pawłowski, Kasper Hamalainen (67' Dawid Kownacki).
Żółte kartki: Tetteh, Kamiński, Trałka, Ceesay (Lech).
Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Widzów: 14 260.
Michał Gałęzewski z Gdańska