Sebastian Staszewski: Jak przebiegają pierwsze dni zgrupowania w hiszpańskiej Olivie?
Maciej Skorża: Pierwsze dni to najbardziej intensywna praca. Dla zawodników to bardzo ciężki moment, ale trzeba zdać sobie sprawę, że to moment niezbędny. Nie wolno obijać się w czasie zajęć, bo szkodzi się sobie i klubowi. Ja na chłopaków jednak nie narzekam. Na razie mamy dwa treningi dziennie. Największy nacisk kładziemy na motorykę. Później na taktykę i technikę. Te dwa ostatnie elementy będziemy intensywnie doskonalić na drugim zgrupowaniu w Esteponie.
Pięciogwiazdkowy hotel Oliva Nova spełnia wasze oczekiwania?
- Zdecydowanie tak. Trochę przeszkadza nam silny wiatr, ale poza tym jest OK.
W zespole testowany jest 19-letni Brazylijczyk Henderson. Jak pan przyznał, ten piłkarz obecnie może grać jedynie w Młodej Ekstraklasie. Jest więc sens sprowadzania zawodnika z zagranicy i blokowania miejsca polskiej młodzieży?
- Jeżeli byłby to wybitny zawodnik, to tak. Obecnie jednak decyzja nie jest jeszcze podjęta. Dyrektorowi Bednarzowi powiedziałem już, że na wiosnę ten zawodnik nam nie pomoże i jeżeli mamy go zakontraktować, to z myślą o Młodej Ekstraklasie.
Dziś Henderson jest bliżej Krakowa czy wręcz odwrotnie?
- To czy go sprowadzimy wymaga konsultacji z Tomkiem Kulawikiem. Zobaczymy, kogo on sprowadził, jak wygląda kadra młodzieżowców. Może być oczywiście tak, że Henderson wróci do Brazylii.
Wisła wciąż uparcie testuje bramkarzy. W piątek wyjechał Velimir Zdravković, a tego samego dnia przyjechał Słowak Lubos Ilizi.
- To bramkarz z drugiej ligi czeskiej. Może on będzie lepszym zawodnikiem niż ten poprzedni.
Przez Wisłę przewinęły się już dziesiątki testowanych bramkarzy. Naprawdę Białej Gwiazdy nie stać na przynajmniej solidnego golkipera?
- Przewinęło się ich trochę. Trzeba szukać, żeby coś znaleźć. My poruszamy się po półce zawodników, którzy nic nie kosztują. Oczywiście można zapłacić 500 tysięcy euro i sprowadzić dobrego bramkarza, ale wybraliśmy inny kierunek.
Henri Sillanpaa z fińskiego Vaasa wciąż jest w kręgu waszych zainteresowań?
- To temat, który nie jest jeszcze zamknięty.
Do Olivy przyjadą na testy nowi zawodnicy?
- Mam nadzieję, że przyjadą i ich sprawdzimy. Będą to bramkarze i zawodnicy z linii pomocy. Na tych pozycjach szukamy wzmocnień.
Lech sprowadza piłkarzy z Bałkanów, Legia z Hiszpanii i Afryki, natomiast Wisła najdokładniej penetruje rynek południowoamerykański. To dobry kierunek?
- Na pewno każdy kierunek jest dobry, jeżeli grają tam dobrzy zawodnicy. Na przykładzie Marcelo widać, że w Brazylii są uzdolnieni piłkarze, którzy są w stanie zaakceptować warunki polskiego klubu. Musimy szukać. Nie jesteśmy Realem, żeby piłkarze pchali się do nas drzwiami i oknami. Mamy swoich ludzi i oni penetrują różne rynki transferowe.
Rozmawiamy o transferach do klubu, ale nie wypada nie wspomnieć o możliwych osłabieniach kadry. W kontekście opuszczenia Krakowa wymienia się Marcina Baszczyńskiego, Mauro Cantoro, Marka Zieńczuka i Radosława Sobolewskiego.
- Nie sądzę, żeby teraz odszedł Radek Sobolewski, bo jest obecnie kontuzjowany i przechodził w piątek operację pachwiny. Długo nie będzie zdolny do gry. Sprawa Baszczyńskiego i Zieńczuka jest wciąż niewyjaśniona. Wszystko jest w rękach Marcina. Albo zostaje do końca kontraktu, albo odejdzie zimą. Z Markiem jest podobnie.
Jeżeli transferów nie będzie, a kadra będzie sukcesywnie osłabiana, pomyśli pan o złożeniu dymisji? Kiedyś podobna sytuacja miała już miejsce.
- To czarny scenariusz. Nie mam zamiaru w drugim tygodniu przygotowań mówić o odejściu. Zobaczymy jak rozwinie się sytuacja.
Kiedy ostatni raz rozmawiał pan z prezesem Cupiałem?
- Rozmawialiśmy. Tyle. Nie chcę wypowiadać się na tematy o relacjach z moimi przełożonymi.
W tym samym hotelu co Wisła zameldowana jest rumuńska Unirea Urziceni, której trenerem jest Dan Petrescu. Rozmawiali panowie ze sobą?
- Dan pracował w Wiśle dawno temu, ta drużyna się zmieniła, więc o klubie nie rozmawialiśmy. Mówimy sobie cześć i tyle. Dan to bardzo sympatyczny facet. Był tu trener Steauy i jest FC Zurich, ale nie ma czasu na pogaduchy. Każdy ma swoje problemy.
Petrescu proponował Wiśle sparing, jednak wy odmówiliście. Jakie były tego powody?
- Dostałem tą informację, kiedy czekaliśmy na potwierdzenie z Bazylei. Wcześniej umówiliśmy się ze Szwajcarami i nie chcieliśmy rezygnować w ostatniej chwili. Żadnych podtekstów tutaj nie ma. Unirea zgłosiła się za późno.
A co z Wojtkiem Łobodzińskim? Do dziś nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
- Tak to wygląda, ale początek okresu przygotowawczego jest w jego wykonaniu przyzwoity. Wierzę, że Wojtek jest w stanie znów grać tak jak w Zagłębiu i reprezentacji Polski za najlepszych czasów.
Jak prezentuje się wasz nowy nabytek - Beto?
- Pracujemy nad nim. Miał miesiąc przerwy i nie robił w tym czasie praktycznie nic. Musimy odbudować go fizycznie. Beto to typowy wysunięty napastnik. Umie się zastawić, dobrze gra głową. Będę próbował zgrywać go w ataku z Pawłem Brożkiem. Moim zdaniem to może wyglądać naprawdę dobrze. Brazylijczyk musi tylko poznać naszą taktykę.
Najbardziej zacięta walka trwa na środku obrony. Każdy z trójki: Cleber, Marcelo, Głowacki z powodzeniem może występować w pierwszym składzie.
- Niech walczą. Grać będą najlepsi. Muszę mieć pewną dwójkę stoperów. Ten, który przegra rywalizację, musi to zaakceptować i usiąść na ławce. Marcelo nas zadowala i jest to zawodnik bardzo perspektywiczny. Cleber ma swoje lata, ale wciąż utrzymuje dobrą formę. Arek Głowacki to także świetny obrońca. Obym miał tylko takie bóle głowy.
Kto będzie najgroźniejszym rywalem Wisły w walce o tytuł mistrza Polski?
- Na pewno Legia i Lech, ale nie zapominałbym i Bełchatowie i Śląsku. Na papierze najmocniejszy wydaje się Lech, ale boisko wszystko weryfikuje. Jak to w piłce bywa... można potracić punkty z najsłabszymi, a wygrać wszystkie mecze z najgroźniejszymi rywalami. Wisła nie patrzy jednak na innych. My skupiamy się na swoim celu. Na mistrzostwie!