Dariusz Tuzimek: "Lewy" daje nam ten wielki futbol (felieton)

PAP
PAP

Doszło do tego, że na hasło, iż Robert mógłby przejść do Manchesteru United, robimy grymas na twarzy, że to przecież zbyt słaby klub dla Roberta! A kiedy w epoce przed Lewandowskim mieliśmy taki problem?

Z przyjemnością obejrzałem spotkanie z Robertem Lewandowskim w Cafe Futbol w Polsacie Sport. Raz, że to był kawał dobrej publicystyki, dwa że o Robercie znów dowiedziałem się nowych rzeczy, choć wydawało mi się to już niemożliwe.

Publicystyka sportowa to trudny kawałek chleba. Dziś nie jest łatwo "dopchać" się do Roberta, żeby zadać mu pytanie. Jeszcze trudniej, jak już ktoś się dopcha, zadać pytanie sensowne, niebanalne, takie które pokaże naszego bohatera - albo tylko związany z nim drobny fakt  - w nowym świetle. To się w Cafe Futbol udało. Programu nie będę reklamował - choć warto - bo lecą powtórki i każdy sam będzie mógł ocenić, ile Mateusz Borek wycisnął z napastnika Bayernu. "Lewy" był w studio w dobrej formie, jak przez cały rok na boisku, więc tylko kilka refleksji na tej podstawie.

Wiadomo, że polska piłka to dziś Robert Lewandowski. Wszystko się od niego zaczyna i na nim kończy. Ale dajmy spokój z lukrowaniem, bo sam bohater tego nie lubi, a chwalenie Roberta dzisiaj ma taki sens, jak smarowanie miodem czekolady. Choć oczywiście we wszystkich podsumowaniach 2015 roku trudno nie przyznać, że mamy do czynienia ze "Sportowcem roku" i trudno nie zauważyć, że "Lewy" wciąż pozostał normalnym chłopakiem, nie zwariował od sukcesów i pieniędzy.

A przecież miałby prawo - ma tylko 27 lat. Starszym od niego, z mniejszymi sukcesami, odbijała palma, tracili równowagę i zjeżdżali po równi pochyłej. Ale Lewandowskiemu to nie grozi, bo Lewandowski to dziś przedsiębiorstwo, i to przedsiębiorstwo przewidywalne. Niezależne nawet od potencjalnych kaprysów naszego bohatera, który jest otoczony grupą ludzi na niego pracujących. A w zasadzie nie na niego, a na sukces przedsiębiorstwa - Robert Lewandowski. Za naszym najlepszym piłkarzem stoją dziś jego firmy, strony internetowe, biznesowe start-upy, działalność inwestycyjna i charytatywna. Tu nie ma przypadku. Sukces biznesowy już jest (a będzie większy) i idzie on niezależnie od sukcesów na boisku. Oczywiście bez osiągnięć sportowych nie byłoby na Roberta aż takiej koniunktury, ale naprawdę sztuką jest umieć tak dobrze zdyskontować własną popularność.

Są też tego skutki uboczne, bo gdy się ludzie naczytają o tych milionach, jakie zarabia Robert - a nie zawsze zdają sobie sprawę, że kwota transferu nie jest tożsama z zarobkami - to czasem tracą równowagę i moralną busolę. Jak choćby ci, ludzie, którzy popadli w tarapaty finansowe i proszą Roberta, żeby np. spłacił ich kredyt mieszkaniowy. Były takie przypadki.

Robert wciąż jest wzorem profesjonalizmu. Dieta go nie męczy, bo - jak sam mówi - nie jest na diecie. On po prostu na stałe zmienił sposób odżywiania. To nie jest pasmo wyrzeczeń. Nie je hamburgerów, ale nie dlatego, że trwa sezon. Sezon się kończy i Robert nadal ich nie je. Zmienił przyzwyczajenia żywieniowe, uporał się nawet ze swoją słabością do słodyczy. Warto to podkreślić właśnie teraz, tuż po świętach, gdy mamy wstręt do jedzenia, bo za bardzo sobie pofolgowaliśmy. Dobry moment na zrobienie noworocznych postanowień. Każdy z nas może być trochę Robertem, prawda?

Piłkarze też walczą z pokusami. - Jest czas na pracę, jest czas na zabawę. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy się bawić - mówi "Lewy", który bardzo się wzbraniał przed określaniem go mianem abstynenta. Ale i tak wszyscy mamy świadomość, że nawet jeśli Robert wypije trochę czerwonego wina, to nie przeistoczy się to w balangę-korkociąg, w stylu choćby Andrzeja Iwana czy Dariusza Czykiera.

Robert Lewandowski musi czuć, że spoczywa na jego barakach duża odpowiedzialność. Nie tylko za losy reprezentacji, bo to oczywiste. Także za to, że stał się wzorem dla tysięcy dzieciaków - i to nie tylko z Polski - które chłoną każdą informację o swoim idolu. Nie można sobie pozwolić na chwilę słabości. Zarówno na boisku, jak i poza nim. Nic publicznie. A to o tyle trudne, że krok w krok chodzą za Robertem paparazzi, którzy nie uznają żadnych świętości. Posiadłość Lewandowskich na Mazurach, gdzie spędzają święta, jest pewnie jednym z lepiej obfotografowanych obiektów w Polsce. Cena popularności...

Ta odpowiedzialność Roberta to też fakt, że "Lewy" jest dla nas pasem transmisyjnym do wielkiego futbolu. Napastnik Bayernu bardzo go nam przybliżył. Robben, Guardiola, Müller, Bayern czy Real są dla nas na wyciągnięcie ręki. Wszyscy wydają się nam dobrymi znajomymi. Robert opowie nam o nich jakieś anegdotki, albo sami go spytamy, jak to jest porozmawiać w cztery oczy z Guardiolą. Doszło do tego, że na hasło, iż Robert mógłby przejść do Manchesteru United, robimy grymas na twarzy, że to przecież zbyt słaby klub dla Roberta! A kiedy w epoce przed Lewandowskim mieliśmy taki problem, co? Obyśmy na koniec 2016 roku też tak mogli pogrymasić.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Więcej tekstów autora --->>>

Robert Lewandowski: Jestem innym człowiekiem

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Komentarze (1)
avatar
Grabarz Łopata
28.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tak panie Darku, napisał pan że popularność kosztuje - to prawda, lecz nie napisał pan,że też szkodzi.Jak tu odmówić biednemu, sfrustrowanemu właścicielowi kredytu we frankach Szwajcarskich ?Ja Czytaj całość