Oceniamy ligę: Lech Poznań. Dwie twarze mistrza

Cztery wzmocnienia, znakomity mecz o Superpuchar, rozbudzone nadzieje i... wielki "klops", który zakończył się zmianą trenera. To była jesień dwóch twarzy Lecha.

Gdy 10 lipca poznaniacy w bardzo dobrym stylu pokonali Legię Warszawa 3:1 i sięgnęli po pierwsze trofeum w nowym sezonie, nikt nie mógł przewidzieć, że tydzień później w Ekstraklasie zacznie się dla nich prawdziwy koszmar.

Kolejorz nie awansował do Ligi Mistrzów, ale w eliminacjach Ligi Europy poradził sobie bardzo solidnie i bez większego trudu przedarł się do fazy grupowej. Równolegle jednak ośmieszał się na krajowym podwórku. Aż do 11. kolejki z poznaniakami wygrywali niemal wszyscy i to bez względu na to, czy mieli atut własnego boiska, czy też przyjeżdżali na Inea Stadion. Na tym etapie mistrz Polski zajmował ostatnie miejsce w tabeli z dorobkiem pięciu punktów i zawstydzającym bilansem 1-2-8!

Moment przełomowy: Zmiana trenera

Przerwa reprezentacyjna na początku października przyniosła trzęsienie ziemi w stolicy Wielkopolski i Maciej Skorża, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej zapewnił klubowi pierwsze od pięciu lat mistrzostwo, ustąpił miejsca Janowi Urbanowi. Początkowo ta zmiana budziła sporo wątpliwości. Część obserwatorów była zdania, że Skorży przestano ufać zbyt szybko. Inna sprawa, że on sam w pewnym momencie sprawiał już wrażenie zrezygnowanego, a czas pokazał, że władze Kolejorza się jednak nie pomyliły.

Roszada na ławce sprawiła też, że kilku piłkarzy zaczęło otwarcie mówić co im się pod wodzą poprzedniego opiekuna nie podobało. - Graliśmy trzynastoma lub czternastoma zawodnikami. To nie wpływało pozytywnie na atmosferę, czuliśmy też zmęczenie. Teraz nikt nikomu nie zazdrości, bo każdy dostał swoją szansę - stwierdził Tamas Kadar.

Jan Urban wydźwignął Lecha z wielkiej zapaści i przywrócił mu nadzieję na uratowanie sezonu
Jan Urban wydźwignął Lecha z wielkiej zapaści i przywrócił mu nadzieję na uratowanie sezonu

Na ten problem w rozmowie z WP SportoweFakty już po rundzie jesiennej uwagę zwrócił też wiceprezes Piotr Rutkowski. - Gdybyśmy szybciej mieli odpowiednią koncepcję rotacji - taką, jaką teraz preferuje trener Urban, problemów by nie było. My jednak długo nie rotowaliśmy, a zamiast tego wytworzył się podział na lepszy i gorszy skład - zanalizował. Tym też Rutkowski tłumaczył gorsze wyniki w fazie grupowej Ligi Europy. Tam Lech nie wywalczył awansu m. in. dlatego, że ani razu nie pokonał przeciętnego Belenenses Lizbona.

W lidze Urban zaliczył prawdziwe wejście smoka do Kolejorza. W dziesięciu meczach pod jego wodzą mistrz Polski zanotował siedem zwycięstw, dwa remisy i tylko jedną porażkę, przy czym nastąpiła ona dopiero na koniec tegorocznych zmagań - w wyjazdowym starciu z liderującym Piastem Gliwice.

Ta znakomita seria odbudowała morale zespołu, pozwoliła mu także wrócić do walki o europejskie puchary. Piotr Rutkowski uważa, że perspektywy przed wiosną są nawet lepsze. - Możemy jeszcze obronić mistrzostwo - przekonuje.

Zadanie na zimę: Napastnik potrzebny od zaraz

By marzenia o sukcesie stały się realne, Lech bezwarunkowo musi wzmocnić atak. Powód? Trzech napastników (Dawid Kownacki, Marcin Robak i Denis Thomalla) zdobyło jesienią w lidze zaledwie cztery gole, a Kasper Hamalainen, który ich w tej roli wyręczał (osiem trafień), wraz z końcem roku rozstał się z klubem.

Włodarze otwarcie jednak przyznają, że uporanie się z problemami w napadzie nie będzie łatwe. - Latem wydaliśmy 2 mln zł na wzmocnienia tej formacji, wiedząc, że zimą stracimy Kaspra Hamalainena, bo już wtedy nie wykazywał zainteresowania podpisaniem nowego kontraktu. Niestety nie zawsze wszystkie ruchy kadrowe wychodzą, dlatego nawet jeśli teraz sobie powiemy, że potrzebujemy napastnika - co wiemy - to nie ma żadnej gwarancji, że piłkarz, który przyjdzie strzeli z marszu dwadzieścia bramek - przyznał Rutkowski.

Cytat rundy: Jan Urban

Dużo do myślenia władzom Kolejorza powinny dać słowa szkoleniowca, wypowiedziane po przegranym 0:2 pojedynku z Piastem. - Nawet gdyby ten mecz trwał do północy, i tak nie strzelilibyśmy gola. Musielibyśmy chyba wpaść do bramki.

Święta tradycja. Piszczek i Olkowski zagrali z kumplami z Gwarka

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: