Dariusz Tuzimek: Guardiola sam w ciemnym pokoju (felieton)

 / Fot. Aflo / Newspix.pl
/ Fot. Aflo / Newspix.pl

Pośród wielu rzeczy, które mnie zdziwiły i rozczarowały w 2015 roku, była decyzja Guardioli o opuszczeniu po tym sezonie Bayernu Monachium. Co dzieje się w głowie tego faceta, że nie chce (nie może?) pracować w takim miejscu, z takimi piłkarzami?

W głowę Guardioli wejść, niestety, nie mogę. Nie wiem, czym się kierował. Bayernowi przecież nie brakuje niczego, co mają kluby angielskie, z którymi się teraz Pepa łączy. Klub z Bawarii ma nawet więcej: ma ład korporacyjny, który - tak mi się przynajmniej wydawało - przekonał trzy lata temu Guardiolę, by wybrać przewidywalny Bayern, a nie Manchester City czy Chelsea, gdzie wszystko zależy od kaprysu szejka lub oligarchy.

Oczywiście jest jeden czynnik, który "wyspiarzy" czyni atrakcyjniejszymi: pieniądze. Ale czyż ten facet nie zarobił już dość, by się nie kierować forsą? Zresztą kwot, jakie padają w mediach na temat zarobków Pepa w nowym klubie, nie ma co powtarzać i się do nich przywiązywać. Nie tylko dlatego, że oficjalnie nie potwierdzono jeszcze jego przyszłego miejsca pracy. Także dlatego, że ludzie - a w tym dziennikarze - po przekroczeniu granicy miliona euro przestają umieć liczyć. Jest im wszystko jedno, czy mówi się o 5 czy 40 milionach. Nie wiedzą, ile to jest. Wiedzą tylko, że dużo pieniędzy.

Oczywiście umiem zrozumieć, że za kasę można zbudować zespół, jakiego Europa jeszcze nie widziała, ale czyż właśnie Bayern nie był takim potworem? Biograf Guardioli Marti Perarnau w swojej książce "Herr Guardiola" policzył dokładnie liczbę deszczowych dni w Monachium. Jest ich 134 w roku. Perarnau napisał, że Pep - po słonecznej Barcelonie - będzie się musiał do tego przyzwyczaić.

A przecież w ponurym Manchesterze czy w Londynie nie będzie ich mniej! Jednak faktor pogody w przypadku Guardioli nie będzie istotny. Można się tego spodziewać po gościu, który potrafi nie myśleć o futbolu maksymalnie... 32 minuty. Tak twierdzi Manel Estiarte, prawa ręka Guardioli w Barcelonie i Bayernie.

Okazuje się, że tylko na pół godziny można odwrócić uwagę Pepa od piłki. - Zabierasz go na obiad do restauracji, ale po trzydziestu dwóch minutach kieruje wzrok na sufit, przytakuje, udaje, że cię słucha, ale już na ciebie nie patrzy. Wraca do wewnętrznej analizy - mówił Estriarte w książce "Herr Guardiola" Martiego Peranaua.

A może z przyszłością Guradioli jest jeszcze inaczej. Może jednak nie podejmie nigdzie pracy od razu, bo pojawiło się psychiczne zmęczenie spowodowane nieustannym stresem, presją wyniku i tym, że on zawsze chce grać najlepszy futbol na świecie.

A to wykończenie fizyczne i psychiczne dodatkowo potęguje się sposobem, w jaki Pep pracuje. A pracuje w sposób totalny, bezkompromisowy. Futbol to jego pasja. I to taka, która nie pozostawia miejsca już na nic więcej.

Opowiadał o tym ostatnio Robert Lewandowski. Guardiola jest na każdym treningu i daje siebie w całości. "Lewy" podkreślał, że Pep, potrafi dawać swoim piłkarzom wskazówki nawet podczas gry w dziadka. By inaczej przyjmowali piłkę, by się lepiej zastawiali, by lepiej wychodzili do podania. "Dziadek" w Bayernie to jest kosmos.

Widziałem to na własne oczy w ośrodku treningowym Bayernu na Säbener Strasse 51-57. I to było ciekawsze niż mecz! Mógłbym tak stać i patrzeć na to - jak dzieciak na cyrkowe sztuczki - godzinami!

Robert Lewandowski podkreśla, że ten "dziadek" w Bayernie ma taką jakość piłkarską właśnie dzięki Guardioli, dzięki temu, że on go ciągle udoskonala, przekonując swoich zawodników, że warto się uczyć posiadania piłki.

A teraz zastanówcie się: skoro Pep tyle energii i uwagi poświęca treningowej grze w dziadka, to jak analizuje mecze? Ależ to musi spalać! Tak intensywne i nieustanne myślenie o piłce musi wręcz fizycznie boleć!

I znów oddajmy głos Robertowi: - Bywają takie momenty, gdy na treningu podchodziłem do Guardioli, żeby spytać o jakiś szczegół, a on reagował, jakby był wyrwany kompletnie z innego świata. Myślał o czymś innym i był w tym mocno zagłębiony. Moje pytanie wyrywało go z jakiejś taktycznej wojny, która się właśnie przetaczała przez jego głowę.

Komputerowcy powiedzieliby, że Pep ma cały dysk zapełniony, zajętą całą pamięć. Jak w ogóle na co dzień ktoś taki funkcjonuje, jak funkcjonuje wokół niego rodzina? Akurat tego poświęcenia na co dzień nie widzimy.

Guardiola sam przyznał, że z Barcelony odszedł o rok za późno. Nie chciał tego samego błędu popełnić w Bayernie. Po Barcelonie odpoczywał od pracy rok. Był wyczerpany i wypalony. Dążenie do perfekcji niesamowicie męczy.

Przeprowadził się z rodziną do Nowego Jorku. Ładował akumulatory, uczył się niemieckiego, czerpał ze świata kultury i sztuki. Spotykał się z szachowym mistrzem Garrim Kasparowem prowadząc wręcz filozoficzne dysputy na temat pasji, strategii i złożoności świata.

Być może po Bayernie Guardiola też będzie musiał odpocząć. Zbyt często patrzymy na ludzi sukcesu poprzez pryzmat ich triumfów. Widzimy ich zwycięstwa, podziwiamy w chwilach, gdy odbierają nagrody, puchary, medale. Gdy się śmieją, cieszą, radują.
Ale jest też ten czas, w którym bohaterów nie pokazują kamery, gdy świat ich nie widzi. Gdy są sami w ciemnym pokoju ze swoim strachem, gdy paraliżuje ich stres, oczekiwania lub zwykły lęk o przyszłość, o utratę pozycji albo prestiżu.

To w tym ciemnym pokoju odbywają się najtrudniejsze mecze. Czasem, żeby taki mecz wygrać, trzeba dać głowie odpocząć od nieznośnego bólu myślenia o piłce.

Dariusz Tuzimek

Więcej tekstów Dariusza Tuzimka ->

Święta tradycja. Piszczek i Olkowski zagrali z kumplami z Gwarka

{"id":"","title":""}

Komentarze (0)