W przeszłości było już kilku piłkarzy, którzy przechodzili z Poznania do Warszawy, bądź w odwrotnym kierunku. Nie każdy z tych ruchów budził skrajne emocje, ale ten wykonany przez Fina bez echa nie przejdzie na pewno. Dlaczego? Zapracował na to sam zainteresowany.
Warto się cofnąć o kilka tygodni i wrócić do tego, jak Kasper Hamalainen żegnał się z Kolejorzem. Mówił wtedy o fantastycznych trzech latach z idealnym zakończeniem (były nim gol i asysta w meczu z Zagłębiem Lubin). Mówił też o wyjątkowym dniu i emocjonalnych chwilach. Na każdym kroku podkreślał szacunek do Lecha i jego więź z klubem, w którym jak sam stwierdził, spędził wspaniały okres kariery.
Gdyby wtedy ktoś stwierdził, że Fin zwróci swe oczy w kierunku Legii, to w stolicy Wielkopolski nie uwierzyłby w to nikt. Sam zawodnik z uśmiechem powiedział zresztą jednemu z poznańskich dziennikarzy, że takiego ruchu nie wykonałby nigdy. Ten uśmiech świadczył chyba, że żartował.
Gra pozorów jest jedynym, co w stolicy Wielkopolski będą mieć Finowi za złe nawet ci, dla których przenosiny jakiegokolwiek piłkarza Lecha do Legii nie są czymś nie do pomyślenia. Skoro Hamalainen tak płynnie chciał zamienić Poznań na Warszawę, mógł sobie zwyczajnie darować emocjonalne pożegnania, bo dziś w ich prawdziwość nikt już nie wierzy.
Wśród kibiców Lecha zaczęły się pojawiać zarzuty, jakoby władze klubu nie były w stanie unikać takich upokarzających odejść zawodników, bo nie mają atutów, by ich zatrzymać. Warto sobie jednak zadać pytanie, czy tworzenie kominów płacowych ma jakikolwiek sens. Hamalainen to znakomity jak na polskie warunki piłkarz, ale miewał w Poznaniu okresy lepsze i gorsze. Jesienią akurat wypadł świetnie, bo jego siłą była słabość nominalnych napastników. Na tle Denisa Thomalli, który całkowicie nie poradził sobie z presją, stworzenie dobrego wrażenia nie było przesadnie trudne. Stąd właśnie bierze się opinia, że Fin to gwiazda, której warto zapłacić każde pieniądze.
W Legii 29-latek ma otrzymać aż 500 tys. euro rocznie. Spełnienie takich oczekiwań przez Kolejorza skutkowałoby zachwianiem równowagi, na którym straszliwie sparzono się niegdyś w przypadku Manuela Arboledy. Trudno więc dziwić się włodarzom Lecha, którzy nie chcą popełniać kolejnego błędu. Legia zapłaci fortunę, bo ją na to stać. Pytanie tylko czy zyska sportowo. W ubiegłym sezonie też przeznaczała na pensje więcej niż Kolejorz, a mistrzem Polski nie została. Nie przegoniła również poznaniaków w Lidze Europy, bo nie wyszła z grupy. Polityka płacenia ogromnych gaż nie jest więc gwarantem niczego.
Jeśli chodzi o Hamalainena, to pojawia się jeszcze jedna kwestia. Sam zawodnik podkreślał pod koniec przygody z Lechem, że problemem w ogóle nie są finanse. Bardziej miało chodzić o to, że Poznań jako miejsce do życia nie do końca podoba się jego rodzinie. Cóż... Nie wiemy co państwo Hamalainenowie sądzą o Warszawie, ale widocznie spodobała im się bardziej, zwłaszcza że więcej będzie można w niej wydać.
Szymon Mierzyński