Szymon Mierzyński: Leicester mistrzem Anglii? Argumenty przeciw właśnie się kończą! (komentarz)

PAP/EPA / Facundo Arrizabalaga
PAP/EPA / Facundo Arrizabalaga

Po kilku pierwszych kolejkach rewelacyjne wyniki Leicester można było bagatelizować, wielu robiło to nawet na półmetku rozgrywek, ale teraz tym, którzy wieszczą ekipie Claudio Ranieriego rychły koniec pięknego snu, zaczyna brakować argumentów!

Walka o tytuł mistrza Anglii to maraton z kilkoma kluczowymi momentami. Na początek ważny jest dobry start. Bez niego - z ciągnącą się przez wiele kolejek stratą do lidera - trudno myśleć o końcowym sukcesie. Później przychodzą święta Bożego Narodzenia. W innych ligach piłkarze odpoczywają, zaś w Anglii jest to okres niesamowicie intensywny i obejmuje aż cztery kolejki. Jeśli po nich sytuacja w tabeli jest kiepska, zazwyczaj trudno już nadrobić dystans.

Wreszcie w drugiej połowie sezonu każdej z ekip walczących o tytuł pozostaje kilka kluczowych spotkań z bezpośrednimi rywalami. Lisy właśnie weszły w ten etap i śpiewająco zdały pierwszy z egzaminów. Wyjazdowy triumf nad Manchesterem City to nie było zwykłe sięgnięcie po komplet oczek, lecz pełna dominacja nad naszpikowanym gwiazdami przeciwnikiem, który u siebie potrafił niejednokrotnie zmiatać z powierzchni ziemi nawet potentatów. Tymczasem ekipa Claudio Ranieriego przyjechała na Etihad Stadium jak po swoje. Szybko otworzyła wynik, zaś później to rywal musiał się dostosować do niej, a nie odwrotnie. Lisy zniwelowały niemal wszystkie atuty Obywateli, a ci w drugiej połowie - przy stanie 0:3 - marzyli już tylko o ostatnim gwizdku. Kto regularnie obserwuje Premier League, ten wie, że na obiekcie Manchesteru City jest to obrazek stosunkowo rzadki.

Przez sporą część obecnego sezonu na hasło "Leicester" każdemu przychodziły do głowy przede wszystkim dwa nazwiska: Riyad Mahrez i Jamie Vardy. Dziś uzasadnianie wysokiej lokaty Lisów świetną dyspozycją wyłącznie tej dwójki byłoby niepoważne. Ostatnie miesiące przyniosły narodziny kilku gwiazd i to w każdej formacji. Robert Huth, którego kojarzono dotąd z siermiężnym stylem gry, stał się instancją nie do przejścia - podobnie zresztą jak Wes Morgan. W ubiegłym sezonie - gdy jeszcze pod wodzą Nigela Pearsona Leicester walczyło o utrzymanie - Jamajczyk popełniał sporo błędów. Dziś to już zupełnie inna piłkarska klasa. Warto też podkreślić formę Christiana Fuchsa, który oprócz znakomitej postawy w tyłach, solidnie egzekwuje stałe fragmenty. Środek pola to z kolei domena N'Golo Kante. Jeszcze niedawno nazywano go nowym Claudem Makelele, ale nawet to porównanie nie oddaje pełni walorów, jakimi charakteryzuje się 24-letni Francuz. Jego starszy rodak znany był głównie z pracy w tyłach, Kante tymczasem daje drużynie coraz więcej w ofensywie. Zresztą to po jego przebojowej akcji padła w sobotę bramka na 0:2.

Jeśli do tej mieszanki dołożymy Mahreza i Vardy'ego, którzy mają bajeczne statystyki (obaj zebrali ponad 20 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej), wychodzi nam znakomita drużyna - mocna w każdej formacji i świetnie zbilansowana.
Fenomenem jest także osoba Claudio Ranieriego. Włoski menedżer - mimo że dysponuje ogromnym doświadczeniem - nigdy nie wywalczył mistrzostwa z klubami, w których pracował. A jednak to on tak poukładał zespół, że właśnie teraz - kiedy pewnie sam się tego nie spodziewał - niekorzystna statystyka może się zmienić.

Co będzie dalej? Wciąż pewnie nie brakuje głosów, że prędzej czy później piękny sen Lisów się skończy. Niewykluczone, ale równie prawdopodobne jest to, że zostaną sensacyjnym mistrzem Anglii. Dziś spośród gigantów zagrażają im tylko Arsenal i Manchester City. Tottenham, który jest wiceliderem, także nie dysponuje wielkim doświadczeniem w batalii o tytuł, więc akurat przed nim ekipa z King Power Stadium raczej nie padnie na kolana.

Sytuację Lisów może jeszcze skomplikować terminarz. Zostały im trzy bardzo trudne wyjazdy - na obiekty Arsenalu, Manchesteru United i Chelsea. Każdy z tych przeciwników dysponuje większym potencjałem i nawet w końcówce rozgrywek (a właśnie wtedy Leicester zagra z Czerwonymi Diabłami i The Blues) może im pokrzyżować szyki. Z drugiej strony trudno dzisiaj zakładać, że ekipa Claudio Ranieriego przed kimkolwiek "pęknie". Po tym co pokazała na Etihad Stadium nie musi mieć żadnych kompleksów.

Jest jeszcze jedna okoliczność, która przemawia za Lisami - pasja i głód sukcesu. Zblazowani faworyci Premier League - przyzwyczajeni w ostatnich latach, że czołowe lokaty im się po prostu należą - nie są chyba w stanie wykrzesać z siebie takich pokładów energii jak sensacyjny lider. Tylko jego piłkarze zdają sobie sprawę, że taka szansa jak obecnie nie zdarzyła się nigdy i już nigdy może się nie powtórzyć.

Szymon Mierzyński

[b]Poprzednie teksty autora
Zobacz wideo: Lewandowski dostanie ogromną podwyżkę?

[/b]

Źródło artykułu: