Fanatyk i skandalista wystąpi przeciwko swoim. Przypadki Kevina Grosskreutza

PAP / PAP/DPA/Thomas Eisenhuth / PAP/DPA/Thomas Eisenhuth
PAP / PAP/DPA/Thomas Eisenhuth / PAP/DPA/Thomas Eisenhuth

Kevin Grosskreutz nigdy nie ukrywał uczuć. Za Borussię Dortmund dałby się zabić - Schalke 04 nienawidzi. We wtorkowy wieczór będzie musiał pozbyć się sentymentów, by wyeliminować z Pucharu Niemiec ukochaną drużynę.

"Skandal" to jego drugie imię. Gdziekolwiek się nie pojawi - zawsze jest o nim głośno. Niekoniecznie z powodów sportowych. Piłkarz VfB Stuttgart nie potrafi nawet kulturalnie zjeść. Kiedy kilkanaście miesięcy temu jeden z kibiców 1.FC Koeln prowokował go pod barem szybkiej obsługi, Grosskreutz zareagował błyskawicznie. Rzucił w niego kebabem.

Oczywiście, to nie największa afera z udziałem tego zawodnika. Kilka tygodni przed mistrzostwami świata w Brazylii Borussia Dortmund uległa Bayernowi Monachium  w finale Pucharu Niemiec 0:2. Po zakończeniu spotkania obrońca BVB postanowił zapić smutki, a że "znieczulił" się dość mocno - zupełnie stracił nad sobą kontrolę.

Klub zareagował błyskawicznie. Kara finansowa wyniosła 60 tysięcy euro, a Grosskreutzowi przez chwilę groziło nawet wykluczenie z reprezentacji. Eksperci głośno krytykowali Joachima Loewa za chęć zabrania na mundial skandalisty. Obawiano się, że znów przyniesie wstyd. Mimo to selekcjoner bronił podopiecznego.

Dziecko BVB

W pewnym momencie aferzysta stał się osobą niepożądaną także ze względów sportowych. Najpierw doznał kontuzji mięśniowej, a chwilę później musiał przejść operację kolana. Kiedy się wyleczył - usłyszał, że w Dortmundzie nie ma już dla niego miejsca. Został przesunięty do rezerw, by tam odbudować dawną dyspozycję. Wolał jednak odejść. W ostatniej chwili wybrał ofertę Galatasaray Stambuł, lecz przez błąd formalny stracił całą rundę. Nie mógł wystąpić w żadnym oficjalnym spotkaniu.

Po kilku miesiącach spędzonych w Turcji za najlepszą opcję uznał powrót do ojczyzny. "Jego" Borussia nie była zainteresowana. Wybrał Stuttgart, choć i ta decyzja oznaczała pójście na ustępstwa.

Kevin całym sercem kochał BVB, był jej wiernym fanem. W młodości stawał na "Żółtej Ścianie" - trybunie, gdzie znajdowali się wyłącznie fanatycy. Radykalnych poglądów nie wstydził się nawet jako zawodnik pierwszej drużyny. - Nienawidzę Schalke jak zarazy. Za żadne pieniądze bym tam nie zagrał  - mówił o największym rywalu Borussii Dortmund. - Gdyby mój syn był ich kibicem, oddałbym go do domu dziecka - dodawał.

Zagra przeciwko swoim

We wtorkowy wieczór Grosskreutz znów skupi na sobie uwagę wszystkich. Tym razem nie będzie ona spowodowana wygłupem. Byłego zawodnika Borussii czeka mecz przeciwko ukochanemu klubowi.

- Już cały płonę. Jestem gorący. Będą tam też moi bliscy - mówił piłkarz, którego ojciec i matką również są zagorzałymi fanami Borussii. - Na boisku nie będę miał przyjaciół. Nie zrobię głupoty - przekonywał.

Zagadką jest także przyjęcie, jakie zgotują mu kibice BVB. Na razie zawodnik otrzymał od nich wyłącznie miłe wiadomości. - Wiele osób z Dortmundu życzyło mi wszystkiego najlepszego - zdradził Grosskreutz.

Mateusz Karoń

Zobacz wideo: Górnik i Podbeskidzie zamykają tabelę, ale nie składają broni

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: