Tak fatalnie grającego Lecha Poznań kibice nie widzieli już dawno. Wróciły koszmary z początku sezonu, kiedy to Kolejorz był w strefie spadkowej i miał ogromne problemy z odnoszeniem zwycięstw. Jednak po tym jak trenerem został Jan Urban wszystko zmieniło się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i Lech przed meczem z Podbeskidziem Bielsko-Biała zajmował 5. miejsce w tabeli. Celem było odrabianie strat do podium, lecz Kolejorz został brutalnie sprowadzony na ziemię.
Bielszczanie mądrze grali w defensywie i na niewiele pozwalali mistrzom Polski. Do tego Podbeskidzie wykorzystywało wszystkie błędy rywali. W 17. minucie po niepewnej interwencji Macieja Wilusza piłkę przed polem karnym zgarnął Damian Chmiel, następnie trafiła ona do Roberta Demjana, który z łatwością pokonał Jasmina Buricia. W drugiej połowie Górale byli jeszcze skuteczniejsi. - Przegraliśmy 1:4. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć na temat, co się stało - powiedział ze zwieszoną głową Maciej Gajos.
Pomocnik poznańskiego klubu po wysokiej porażce nie był zbyt rozmowny i trudno było z niego cokolwiek wyciągnąć. - Straciliśmy cztery bramki i nie ma się co tłumaczyć, że zagraliśmy dobry mecz skoro tracimy cztery gole. Nie wyglądało to dobrze i nie mam za bardzo co do powiedzenia - zdawkowo odpowiedział Gajos.
Lech zdecydowanie lepiej zaczął drugą połowę i w 62. minucie doprowadził do wyrównania. Chwilę później stracił kolejną bramkę i nie zdołał już odrobić strat. - Drugą połowę zaczęliśmy lepiej i zepchnęliśmy Podbeskidzie do defensywy, zdobyliśmy bramkę, ale niestety szybko straciliśmy gola. Była sytuacja na 2:2, gdzie rywale wybijali piłkę z linii. Otworzyliśmy się i nadzialiśmy się na kontrataki i straciliśmy kolejne gole - ocenił Gajos.
Zobacz wideo: Alexander Stoeckl: Kruczek odchodzi, bo być może jest już zmęczony
Źródło: TVP S.A.