Upokorzony paroma niepotrzebnymi minutami z Realem Madryt i wcześniejszym przesiadywaniem na ławce Totti otworzył się publicznie, czego nigdy nie robił często. Przed kamerami słowami o braku szacunku, braku szczerości i generalnie złym traktowaniu przyparł do muru Spallettiego.
Konflikt tragiczny
Trener nie dał się rozstrzelać i sam zaatakował. W dniu meczu z Palermo odesłał do domu delikwenta, który próbował zdestabilizować coraz bardziej spójną drużynę. I dla przypomnienia wszystkim, co należy do obowiązków trenera, dorzucił: - Ja odpowiadam za Romę, nie za jednego piłkarza. W ten sposób z całą mocą wybuchł konflikt tragiczny, bo nierozwiązywalny, w którym racje są po jednej i po drugiej stronie. Jeśli się go w porę nie wyciszy lub jedna ze stron nie zrobi kroku w tył, wszyscy przegrają.
Totti nie jest takim piłkarzem, jak inni, do czego starał się przekonać Spalletti. Nie w Rzymie. Został, jest i będzie kimś niepowtarzalnym. Przez lata, ba przez dekady, był dla Romy niczym słońce, wokół którego kręciła się ziemia i jej mieszkańcy. Słońcem, które niezmiennie świeciło nad Wiecznym Miastem chociaż mogło w innych zakątkach Półwyspu Apenińskiego (Mediolan), Europy (Madryt) czy świata (Stany Zjednoczone). Zawsze był i nawet w mrocznych czasach dodawał blasku. Dlatego stał się symbolem kultu, który nie tyle można, ale wręcz trzeba było czcić. San Francesco. Il capitano. Jedyny w swoim rodzaju. Aż strach pomyśleć, co to będzie, kiedy słońce zgaśnie.
Prawie nie sposób sobie przypomnieć, jaka była Roma bez niego. 28 marca miną 23 lata, kiedy się pojawił w Serie A. W jednej koszulce, na której wkrótce pojawił się numer 10, rozegrał 749 meczów, w których strzelił 300 goli. Liczby imponujące, które jednak podlegały jednej zasadzie: im gwieździe przybywało lat, tym wolniej rosły. Nagle zaczęło docierać do mas, że Totti się starzeje. Podlega prawom natury i jest śmiertelny. Chyba po raz pierwszy to wszystkim uzmysłowił w 2010 roku Claudio Ranieri, który przy niekorzystnym wyniku w derbach Rzymu zmienił Tottiego w przerwie, a mimo to ze stanu 0:1 udało się wyciągnąć wynik na 2:1. Istniało więc inne życie i to całkiem niezłe. Statek bez kapitana nagle nie utonął.
(...)
Tomasz Lipiński
Cały artykuł w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". Od wtorku w kioskach!
Czytaj więcej w "PN"
Barcelona wciąż bez porażki. Duma Katalonii lepsza od Sevilli
Kiepska atmosfera w Realu. "Gdyby wszyscy byli jak ja..."
Czas na video powtórki w futbolu. Infantino nie ma wątpliwości