ARKADIUSZ ONYSZKO BĘDZIE DZIŚ GOŚCIEM SPORTOWEGO #dziejesienazywo. ZAPRASZAMY OD GODZ. 18.
WP SportoweFakty: Pańska pierwsza książka, wydana pod tym samym tytułem co najnowsza, "Fucking Polak", wywołała sporą burzę w Danii.
Arkadiusz Onyszko: Pamiętam to jak dziś. Jemy śniadanie razem z zespołem i nagle dyrektor mnie wzywa: "Chodźmy do mnie". W gabinecie mówi mi: "Nie akceptujemy takiej książki". Wcześniej rozmawiałem z nim, wydawca również i nie zgłaszał zastrzeżeń. Potem wyszedł ten problem, bo odbiór książki moim zdaniem ich przerósł. Samo słowo "homoseksualista" to było dla nich zbyt wiele. Stwierdzili, że współpracują z małymi klubami, gdzie trenują dzieci z różnych środowisk i nie mogą sobie pozwolić na taką stratę wizerunkową.
Był pan w tym czasie największym skandalistą w Danii.
Nigdy tak nie uważałem, ale klub tak uznał. Zaczęto pisać o mnie, że uczestniczyłem w bijatyce w dyskotece, choć to nie była prawda. Że klub mnie zawiesił, bo groziłem dyrektorowi.
To akurat była prawda.
Uważałem, że z jego winy drużyna nie może zrobić postępu. Graliśmy w europejskich pucharach, męczyliśmy się, nie potrafiliśmy strzelać bramek. Nie mieliśmy napastników. Wszyscy to wiedzieli, trener prosił, ale dyrektor nie reagował. Więc po przegranej ze Spartą Praga, przez co nie weszliśmy do fazy grupowej Ligi Europy, spotkałem go na schodach, pokazałem na niego palcem i powiedziałem: "To twoja wina". To samo powiedziałem dziennikarzom. I stąd cała afera.
Czasem trzeba ugryźć się w język.
Ale w Polsce nie muszę tego robić. To kraj katolicki, a ja jestem wychowany w wierze katolickiej. Moje poglądy pokrywają się z tym, co myśli większość Polaków.
Nieco ponad 30 procent to nie taka większość.
Jestem już za duży na sondaże, jeden wychodzi tak, drugi inaczej. Gdy moja pierwsza książka ukazała się w Danii, gdzieś dostałem recenzję z oceną "0 gwiazdek". Przekaz był taki, że to książka, której nie należy czytać. A została najlepiej sprzedającą się książką w Danii. Dopiero potem zaczęły masowo powstawać autobiografie tego typu.
Czyli inne jest pojęcie wolności w Danii, a inne w Polsce. Pan to widzi tak, że może wyrazić swoją opinię, a Duńczycy tak, że nie można swoją wypowiedzią naruszać wolności innych.
Nie do końca. Przypomnę aferę z karykaturą Mahometa w gazecie "Jyllands Posten". Przecież oni doskonale wiedzieli, że ta karykatura wywoła ogromną aferę na całym świecie i zostanie odebrana jako atak na religię muzułmańską. I zdecydowali się ją opublikować. Specjalnie. To była ogromna prowokacja. Na drugi dzień premier powiedział: "To jest wolny kraj, każdy ma prawo tutaj pisać i rysować, co mu się podoba". Ale gdy ja, Polak, przyjeżdżam do Danii, to patrzą na mnie jak na cudzoziemca, uchodźcę, który ma jedynie prawo zamknąć mordę. Według nich powinienem się cieszyć, że w ogóle mieszkam w Danii. A ja się z tym nie zgadzałem. Przecież nie dostawałem tam żadnej zapomogi. Wręcz odwrotnie. Ja ich tam sponsorowałem wszystkim naokoło. Przecież płaciłem 62 procent podatku. Ludzie nie pracowali, bo na nich płaciłem. I uważałem, że mam prawo mówić, co myślę.
[nextpage]
Zapłacił pan wysoką cenę za tę, powiedzmy, otwartość?
Oczywiście. Zwolniono mnie z pracy za to, że powiedziałem, że nie lubię homoseksualistów.
I to było w porządku? A gdyby pan powiedział, że nie lubi murzynów?
To bym powiedział, i co?
To jest dyskryminacja ze względu na kolor skóry, rasizm.
A ile razy mówią w Skandynawii, że nie lubią Polaków? Proszę zapytać przeciętnego Amerykanina. Albo Niemca.
Ale chyba nie chce pan powiedzieć, że to jest w porządku... Zresztą, wróćmy do konsekwencji.
No właśnie, to ja byłem dyskryminowany. Poleciałem do Anglii, do Plymouth Argyle. Mieli mnie tam próbować. Ale na lotnisku nikt nawet na mnie nie czekał. Okazało się, że dyrektor klubu jest gejem i wycofali się z testów, nie informując mnie o tym. Przespałem się gdzieś i rano wróciłem do Danii. To jest też dyskryminacja.
Ale żebyśmy zachowali ścisłość. W książce nie pisał pan, że gejów nie lubi, tylko że ich nienawidzi.
Dziś wiem, że tego typu rzeczy nie wolno mówić.
Wtedy było wolno, a teraz nie?
To było emocjonalne. Ale z czasem zrozumiałem, że to był błąd.
Coś się wydarzyło?
Myślę, że sporo przeszedłem, trochę złych rzeczy się wydarzyło. Choćby choroba, z którą się zmierzyłem, zbliżyła mnie do Boga. To spowodowało, że na sporo rzeczy patrzę inaczej. Modlę się, czytam Biblię, odmawiam różaniec. Dzięki temu doszedłem do wniosku, że wiele negatywnych rzeczy się wydarzyło w moim życiu.
Rachunek sumienia?
Tak. W momencie, gdy byłem bliski śmierci, uznałem, że nadszedł czas na to, by otworzyć się przed samym sobą. To było w czasie, gdy dializowałem się po pięć godzin dziennie, nie miałem życia, byłem przywiązany do łóżka szpitalnego.
Faktycznie było takie zagrożenie?
Pod koniec tylko spałem. Miałem gorączkę i strasznie biło mi serce. Miałem napuchnięty mózg od tych toksyn. Miałem wrażenie, że się nie obudzę. Dziwne, trochę przerażające. Zatrucie było ogromne. Dlatego odtrucie odbywało się bardzo powoli, żeby organizm nie dostał szoku. Ta choroba postępowała 25 lat. Pamiętam, że gdy mnie wydializowali, moja głowa stała się lekka.
Co robi człowiek w takiej sytuacji w szpitalu? Czyta? Nudzi się?
Śpi. Nic więcej. Nie mogłem nawet jechać samochodem, bo bym zasnął za kierownicą.
Choroba pana zmieniła?
Tak. Zacząłem patrzeć inaczej na różne rzeczy. Wcześniej naturalne było dla mnie, że mam pieniądze, dobre życie, samochód, mieszkanie, sławę. Nie patrzyłem na małe rzeczy, że mogę rano wstać, zobaczyć uśmiechnięte dziecko, pójść z nim na spacer, pograć z nim w piłkę. Teraz zacząłem patrzeć na pozytywne rzeczy i tylko na nich się koncentrować.
Rozmawiał pan z jakimś „guru”?
Nie, to naturalne. Widziałem ludzi, którzy dializowali się po 25 lat, jak ich znoszono z łóżek, bo nie byli w stanie sami zejść. Widziałem powykrzywiane kości, ludzi sztucznie podtrzymywanych przy życiu. Widziałem ludzi, którzy wiedzieli, że nigdy nie dostaną przeszczepu, bo nie obudzą się z narkozy. Ja żyłem zdrowo, nie piłem, nie paliłem, grałem w piłkę, więc miałem silny organizm, psychikę. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że pewne rzeczy po prostu są. Nie widziałem w tym Boga.
[b]Zobacz także: Mówiono, że żyje pod mostem i chciał zabić żonę. Zobacz, co się dzieje z byłą gwiazdą Legii
[/b]
[nextpage]
Zmierza pan ponownie do religii jako nadrzędnej wartości. Kiedy ona zaczęła być ważna?
Kiedy stanąłem pod ścianą i zrozumiałem, że nie pozostał mi żaden ruch, jedynie modlitwa. Wcześniej to była trochę taka sinusoida. Modliłem się, dobrze mi szło, więc przestawałem zadowolony z tego, co mam. I znowu los się odwracał. Doszedłem do wniosku, że wszystkie złe rzeczy przytrafiały mi się, gdy odwracałem się od Boga, lekceważyłem go. Zawsze chodziłem do kościoła, byłem wychowany w wierze katolickiej. Ale może właśnie o to chodzi, że wcześniej podano mi religię, a teraz sam ją odkryłem, zdobyłem.
I teraz sam pan do tego wszystkiego doszedł?
Kiedyś w Danii zamykałem się z synem Oskarem w pokoju, odmawialiśmy różaniec. Byłem wtedy bardzo pozytywnie nastawiony do świata, a moje życie było idealne. Działy się cuda. Świetnie broniłem, niesamowicie broniłem, zostałem wybrany najlepszym bramkarzem w Danii, najlepszym zawodnikiem Viborga. Zacząłem to analizować. Doszedłem do wniosku, że gdy byłem blisko Boga, działy się rzeczy dobre, gdy odsuwałem się od niego, przychodziło wszystko co najgorsze. Rozwód z moją żoną, cała ta sytuacja. Wszystko, co robiłem złego w małżeństwie, wracało do mnie. To dla mnie trudny temat.
Uderzył ją pan, ona rzuciła się z nożem...
Mężczyzna musi się wycofać, nie może postąpić w taki sposób. Właśnie dlatego to trudne. Byliśmy małżeństwem 15 lat, coś ze sobą przeżyliśmy. Brzydzę się tym, co zrobiłem, i nie chcę się tym chwalić. Ciarki mnie aż przechodzą. Mam nadzieję, że o tym wszystkim zapomnimy. Przeprosiłem ją w książce, podziękowałem za te wszystkie lata.
Powrót do Polski był degradacją czy wybawieniem?
Jedyną opcją. Nikt nie chciał się do mnie dotknąć. Jak słyszeli nazwisko „Onyszko”, to był koniec rozmów. A po pięciu meczach zgłosiło się kilka klubów.
Wraca pan czasem do Danii?
Tak, byłem kilka razy.
Jaki to kraj z perspektywy turysty?
Drogi, bardzo drogi. Ale nie chcę mówić źle o Danii, to mój drugi dom.
Przez tyle lat pan tam mieszkał i nigdy nie było o panu głośno. Nie wyrażał pan wcześniej swojego zdecydowanego światopoglądu, dlaczego to się zmieniło?
Ależ wyrażałem, tylko nikogo to nie interesowało. Dopiero w pewnym momencie zaczęło im to przeszkadzać. Można powiedzieć, że zbudowano taki mój obraz...
Człowieka podzielającego wartości charakterystyczne dla narodowców?
To błędny obraz. Czasem nie mogę uwierzyć, jak ludzie wypowiadają się o Europie Zachodniej, którą znają z przekazu medialnego. Czym innym jest patrzeć, a czym innym mieszkać tam, płacić podatki. W Polsce jest naprawdę luźno, liberalnie. Na przykład w Danii jeśli na twoje konto wpływają pieniądze, idzie adnotacja do Urzędu Skarbowego. Wszystko jest kontrolowane. Ludzie w Polsce mówią, że robi się państwo policyjne. A to bzdura. Bo wysyłasz sobie przelewy do kolegi i tak dalej. A tam wszystko jest zarejestrowane i jeszcze zostaniesz opodatkowane. Nie wymienisz 2 tysiące euro, bo dzwonią na policję. Jak kupujesz samochód służbowy i chcesz zrobić "ciężarówkę", to wyciągają siedzenia z tyłu. Inaczej jest kara. W Polsce ładujesz kratkę za tylne siedzenia. Oszukujemy państwo. Tam urząd skarbowy robił nalot w niedzielę i patrzył, czy sponsorzy nie przyjeżdżają na mecz samochodami służbowymi. Bo przecież w niedzielę nie ma biznesu, to dzień odpoczynku. U nas jest luz, naprawdę. Nacjonalizm? Nie wiesz, co to znaczy pracować wśród obcych, gdy musisz być trzy razy lepszy, bo jeśli nie, to nie będziesz pracował.
Na boisku też?
Byłem skurwielem. Jakbym był grzecznym Polakiem, który przeprasza, że żyje, a po wygranym meczu mówi "udało mi się", to bym tam nie osiągnął sukcesu. Duńczycy zawsze patrzą na metkę. Idą do sklepu i biorą w pierwszej kolejności produkt duński. A u nas mówią: "Bądźmy europejscy". I my powinniśmy też kupować polskie. Obraz jest mocno zakrzywiony. Pewnie gdybym tam nie mieszkał, też bym tak myślał. Wychowaliśmy się w komunie, nie mieliśmy nic i patrzyliśmy z zachwytem na wszystko co zachodnie. To wszystko było takie super. Ale ten czas już należy odłożyć do lamusa.
Był taki czas, że miał pan fantastyczne notowania w Danii, a jednak tutaj, u nas, traktowano pana raczej z dystansem. Ma pan poczucie niedocenienia?
Myślę, ze ta liga była odbierana jako słaba. Patrząc po wynikach drużyn w pucharach, raczej niesłusznie. Byłem tam 11 lat i przez 5 sezonów duńskie zespoły grały w Lidze Mistrzów. Polskie ani razu.
Czyli jest pan niedoceniony?
Trochę w reprezentacji. Gdy miałem taki świetny okres, mogli mnie powołać na konsultację, na trzeciego, może czwartego bramkarza.
Nie jest łatwo być bramkarzem w Polsce.
No właśnie. Trafiłem na czas Dudka, Kowalewskiego, Boruca, Kuszczaka. Facet grał w Manchesterze United, kto by się przejmował jakimś gościem z Odense… Ale mogli mnie spróbować.
Rozmawiał Marek Wawrzynowski
Ostatnio ukazała się autobiografia Arkadiusza Onyszki "Fucking Polak. Nowe życie" (współautorką jest Iza Koprowiak) opublikowana przez wydawnictwo SQN.
Dużo zdrowia Arek