Arkadiusz Onyszko: Zbliżyłem sie do Boga

- Pod koniec tylko spałem. Miałem gorączkę i strasznie biło mi serce. Miałem napuchnięty mózg od tych toksyn. Miałem wrażenie, że się nie obudzę - mówi Arkadiusz Onyszko, były bramkarz duńskich klubów i dwukrotny reprezentant Polski.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

ARKADIUSZ ONYSZKO BĘDZIE DZIŚ GOŚCIEM SPORTOWEGO #dziejesienazywo. ZAPRASZAMY OD GODZ. 18.

WP SportoweFakty: Pańska pierwsza książka, wydana pod tym samym tytułem co najnowsza, "Fucking Polak", wywołała sporą burzę w Danii.

Arkadiusz Onyszko: Pamiętam to jak dziś. Jemy śniadanie razem z zespołem i nagle dyrektor mnie wzywa: "Chodźmy do mnie". W gabinecie mówi mi: "Nie akceptujemy takiej książki". Wcześniej rozmawiałem z nim, wydawca również i nie zgłaszał zastrzeżeń. Potem wyszedł ten problem, bo odbiór książki moim zdaniem ich przerósł. Samo słowo "homoseksualista" to było dla nich zbyt wiele. Stwierdzili, że współpracują z małymi klubami, gdzie trenują dzieci z różnych środowisk i nie mogą sobie pozwolić na taką stratę wizerunkową.

Był pan w tym czasie największym skandalistą w Danii.

Nigdy tak nie uważałem, ale klub tak uznał. Zaczęto pisać o mnie, że uczestniczyłem w bijatyce w dyskotece, choć to nie była prawda. Że klub mnie zawiesił, bo groziłem dyrektorowi.

To akurat była prawda.

Uważałem, że z jego winy drużyna nie może zrobić postępu. Graliśmy w europejskich pucharach, męczyliśmy się, nie potrafiliśmy strzelać bramek. Nie mieliśmy napastników. Wszyscy to wiedzieli, trener prosił, ale dyrektor nie reagował. Więc po przegranej ze Spartą Praga, przez co nie weszliśmy do fazy grupowej Ligi Europy, spotkałem go na schodach, pokazałem na niego palcem i powiedziałem: "To twoja wina". To samo powiedziałem dziennikarzom. I stąd cała afera.

Czasem trzeba ugryźć się w język.

Ale w Polsce nie muszę tego robić. To kraj katolicki, a ja jestem wychowany w wierze katolickiej. Moje poglądy pokrywają się z tym, co myśli większość Polaków.

Nieco ponad 30 procent to nie taka większość.

Jestem już za duży na sondaże, jeden wychodzi tak, drugi inaczej. Gdy moja pierwsza książka ukazała się w Danii, gdzieś dostałem recenzję z oceną "0 gwiazdek". Przekaz był taki, że to książka, której nie należy czytać. A została najlepiej sprzedającą się książką w Danii. Dopiero potem zaczęły masowo powstawać autobiografie tego typu.

Czyli inne jest pojęcie wolności w Danii, a inne w Polsce. Pan to widzi tak, że może wyrazić swoją opinię, a Duńczycy tak, że nie można swoją wypowiedzią naruszać wolności innych.

Nie do końca. Przypomnę aferę z karykaturą Mahometa w gazecie "Jyllands Posten". Przecież oni doskonale wiedzieli, że ta karykatura wywoła ogromną aferę na całym świecie i zostanie odebrana jako atak na religię muzułmańską. I zdecydowali się ją opublikować. Specjalnie. To była ogromna prowokacja. Na drugi dzień premier powiedział: "To jest wolny kraj, każdy ma prawo tutaj pisać i rysować, co mu się podoba". Ale gdy ja, Polak, przyjeżdżam do Danii, to patrzą na mnie jak na cudzoziemca, uchodźcę, który ma jedynie prawo zamknąć mordę. Według nich powinienem się cieszyć, że w ogóle mieszkam w Danii. A ja się z tym nie zgadzałem. Przecież nie dostawałem tam żadnej zapomogi. Wręcz odwrotnie. Ja ich tam sponsorowałem wszystkim naokoło. Przecież płaciłem 62 procent podatku. Ludzie nie pracowali, bo na nich płaciłem. I uważałem, że mam prawo mówić, co myślę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×