Nie znalazłem na nie odpowiedzi, poza wykluczeniem opcji, która brałaby pod uwagę rzeczywiste umiejętności zawodników. W narodowych barwach regularne występy notuje całkiem spora grupa graczy, którzy nie wyróżniają się nawet w przeciętnych polskich klubach, ale Leo Beenhakker widzi w nich coś, czego nijak nie zauważa żaden z obserwatorów.
Nie przekonują mnie argumenty, że Holender to szkoleniowiec wytrawny, doświadczony i wie, co robi. Warto zwrócić uwagę na fakt, że od początku pracy w naszym kraju nie udało mu się tak naprawdę osiągnąć nic ponad to, co wywalczyli poprzednicy: Jerzy Engel i Paweł Janas. A żaden z nich nie inkasował ponad 700 tys. euro rocznie...
Poprzedni selekcjonerzy także wprowadzili biało-czerwonych na wielką imprezę i wrócili z niej po fazie grupowej. Ktoś powie: "no tak, ale Leo przecież jako pierwszy wywalczył udział w mistrzostwach Europy". A czymże EURO różni się od MŚ? Chyba tylko tym, że na ten czempionat jest akurat łatwiej awansować, bo z każdej grupy kwalifikację bezpośrednią uzyskują dwa zespoły, podczas gdy zajęcie pozycji wicelidera w grupie eliminacyjnej do mundialu wiąże się z koniecznością rozegrania barażu.
Chyba każdy zgodzi się z tym, że występ Polaków na boiskach Austrii i Szwajcarii był co najmniej tak słaby, jak te w Korei Południowej i Japonii oraz w Niemczech. Mimo to wciąż w naszym kraju można znaleźć niemałą grupę zwolenników Holendra, którzy z uporem wierzą w jego wizję budowania drużyny. Ja się jednak do nich nie zaliczam, bo zamiast z atencją podziwiać przybysza z Zachodu, wolę spojrzeć na statystyki, a te jak wiadomo nie kłamią.
Wracając do tematu powołań, nie zamierzam pastwić się nad poszczególnymi piłkarzami, którzy w moim odczuciu na grę w kadrze nie zasłużyli. Ich intencji akurat kwestionować nie sposób, wszak dla każdego występ w reprezentacji jest sporą nobilitacją i o odpowiednie zaangażowanie wśród tych młodych w większości adeptów futbolu jestem spokojny. Jest jednak co najmniej kilku zawodników, którzy w biało-czerwonych barwach nie grają, mimo że całkiem nieźle radzą sobie w ligach zagranicznych. Przykładów nie brakuje. Artur Wichniarek jak na zawołanie strzela bramki w Bundeslidze, a Ireneusz Jeleń, gdy tylko dopisuje mu zdrowie, jest silnym punktem francuskiego Auxerre.
Znów ktoś powie, że niektórzy piłkarze z występów w narodowym zespole zrezygnowali sami. Ale czyż nie jest rolą trenera rozwiązywanie tego rodzaju problemów i taka praca z drużyną, by dla każdego znalazło się w niej miejsce, a niezadowolonych było jak najmniej? Leo Beenhakker ma jednak swoją politykę i woli stawiać na tych, którzy tylko w jego odczuciu mogą zbawić reprezentację.
Czy fakt, że niektórzy kadrowicze mają kłopoty z wywalczeniem miejsca w składzie polskich klubów, oznacza, że wszyscy szkoleniowcy i obserwatorzy się mylą, a tylko Holender ma rację? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.