Najmniejsze państwo świata też ma swoją reprezentację. Kibicował jej Jan Paweł II

PAP/EPA
PAP/EPA

Stadion, na którym kadra tego kraju rozgrywa mecze, może przyjąć wszystkich obywateli. Trybuny liczą 500 miejsc. Zmieści się nawet jeszcze grupa sympatyków drużyny przyjezdnej.

W tym artykule dowiesz się o:

Watykan to najmniejszy kraj świata, jego powierzchnia wynosi 44 hektary. To zaledwie 50 dużych boisk piłkarskich. Na dodatek prawie połowę terytorium zajmują ogrody. Nic więc dziwnego, że zamieszkuje w nim zaledwie ok. tysiąca mieszkańców, jednak mniej niż połowa (451 w 2012 roku) ma obywatelstwo watykańskie. Czy taki kraj ma swoją reprezentację piłkarską? Oczywiście.

Habity przeszkadzają

A wszystko zaczęło się 44 lata temu. Dwóch pracowników administracji watykańskiej (bo to głównie oni są obywatelami tego kraju) postanowiło założyć wewnętrzną ligę. Sergio Valci oraz Enrico Otaviani poprosili o spotkanie z ówczesnym papieżem - Pawłem VI.

- Ojcze Święty, chcielibyśmy w wolnym czasie pobawić się w sport i dlatego wpadliśmy na pomysł, aby stworzyć rozgrywki ligowe - mieli powiedzieć.

- Jak zamierzacie grać? Przecież, aby w ogóle odbył się jakikolwiek mecz, musicie mieć przynajmniej 22 chętnych - Paweł VI wykazał się podstawową znajomością zasad gry w piłkę nożną.

- Uda się, obiecujemy.

Papież wydał zgodę, a przerażeni pomysłodawcy rzeczywiście przez kilka lat zmagali się z problemem stworzenia więcej niż dwóch zespołów. Zazwyczaj rozgrywki ligowe polegały na dwumeczu. Zwycięzca zostawał mistrzem Watykanu w... dwuzespołowej lidze.

W końcu - w latach 90. ubiegłego wieku, z pomocą przyszedł Jan Paweł II. Nasz rodak podpowiedział organizatorom rozgrywek, aby poszli bardziej w stronę piłki halowej. W ten sposób liga zmieniła się w rywalizację zespołów pięcioosobowych na mniejszym boisku (coś a la futsal, we Włoszech bardziej znana jako "calcetto"). Udało się. Na przykład w 2011 roku liga liczyła aż 10 drużyn. Grali m.in.: urzędnicy, żandarmi, Gwardia Szwajcarska, pracownicy muzeów watykańskich.

Drugą decyzją, która nieco ożywiła rozgrywki było dopuszczenie do występów piłkarzy, którzy niekoniecznie musieli posiadać miejscowe obywatelstwo. W składach natychmiast zaroiło się od Włochów (mieszkańców Rzymu), którzy po prostu pracują w Watykanie.

Trzeba jednak od razu dodać, że liga miała w swojej historii wiele przerw, była organizowana bardzo nieregularnie. Należy ją raczej traktować jak miejsce dla hobbystów-amatorów, niż dla prawdziwych sportowców.

- Piłka nożna powoli, ale jednak "zaraża" Watykan - można było przeczytać w artykule "Bóg gra zawsze razem", który w 2005 roku ukazał się w niemieckim tygodniku "Der Spiegel". - Pojawił się nawet pomysł utworzenia rozgrywek kobiet. Pomysłodawcy zderzyli się jednak z problemem gry sióstr zakonnych w habitach.

Mimo upływu 11 lat, problemu nie rozwiązano. Pomysł na razie upadł.

Prawie jak polscy piłkarze

- Spore zasługi w rozwój piłki nożnej w Watykanie należy przypisać Janowi Pawłowi II - pisali niemieccy dziennikarze. - Kibic Cracovii doskonale rozumiał potrzebę wprowadzenia rywalizacji sportowej do skostniałej hierarchii. Dlatego był wielkim orędownikiem zmian.

Karol Wojtyła żartował nawet, że skoro żołnierze Gwardii Szwajcarskiej w pracy głównie stoją bez ruchu, to rozgrywki piłkarskie są jak najbardziej wskazane, aby utrzymać tężyznę fizyczną.

Mecze ligowe nie przyciągają tłumów kibiców, nie czarujmy się. - Jak na trybunach siedzi ktokolwiek poza rodzinami i bliskimi znajomych piłkarzy, to już jest sukces - można było przeczytać w jednym z wydań "L'Osservatore Romano", czyli jedynej watykańskiej gazety. - Często na mecze przychodzą tylko piłkarze, trenerzy i sędziowie.

Tylko spotkania o najwyższej randze, np. o tytuł mistrzowski powodują w Watykanie małe "zamieszanie". Wtedy na trybunach potrafi zasiąść około... 30-40 widzów. Czyli to mniej więcej poziom rozgrywek lokalnych w Polsce (powiedzmy: A, czy nawet B-klasy).
[nextpage]
Rozgrywki ligowe postawiły fundament pod reprezentację. Tak! Watykan ma swoją kadrę narodową. Piłkarze występują w biało-żółtych strojach, przed meczami śpiewają watykański hymn. Pierwsze spotkanie zostało rozegrane w 1994 roku. Z San Marino. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem! Podobno piłkarzom Watykanu osobiście gratulował Ojciec Święty, który nie ukrywał, że trzymał kciuki za ich debiut na "międzynarodowej" arenie. - Trzeba jednak zaznaczyć, że San Marino przyjechało w mocno rezerwowym składzie - takie informacje podaje twórca bloga "The Paths Less Travelled".

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: nienaganna technika kolegi Lewandowskiego

Źródło: WP SportoweFakty

Przypomnijmy na marginesie, że San Marino rok wcześniej - 1993 - przegrało z Polską zaledwie 0:1. A biorąc pod uwagę fakt, że Jan Furtok jedynego gola zdobył ręką, to... Z pełnym szacunkiem możemy patrzeć na remis Watykanu z tym rywalem.

"The Paths Less Travelled" dotarł do sensacyjnej, choć praktycznie nigdzie niepotwierdzonej (poza holenderską wersją Wikipedii) informacji. Otóż 25 października 2008 roku Watykan miał pokonać olimpijską reprezentację Chin - 4:3! Najmniejsze państwo świata, niczym Dawid, wygrało z najludniejszym krajem globu - prawdziwym Goliatem. Biorąc pod uwagę, że spotkanie było (jeżeli w ogóle się odbyło) nieoficjalne, to nie dziwi, że nie zachowały się żadne dokumenty. Szkoda.

Trapattoni selekcjonerem

Watykan nie należy do FIFA. - Nie mamy szans, aby wstąpić w międzynarodowe struktury - mówił dziennikarzom "Der Spiegel" Valci. - Powiem więcej: nie chcemy. Nasi reprezentanci to głównie żołnierze Gwardii Szwajcarskiej. Gdyby musieli jeździć po całej Europie, aby grać mecze w ramach eliminacji do Euro czy MŚ, to, kto wtedy zajmowałby się bezpieczeństwem kraju, Ojca Świętego? Nie da się tego pogodzić.

Watykanowi pozostają więc nieoficjalne mecze towarzyskie. Reprezentacja jest jedną z kilku na świecie, które nie należą do FIFA, obok np. Monako, Mikronezji czy Wysp Marshalla.

Remis z San Marino przeszedł do historii jako debiut reprezentacji. W Watykanie często wspomina się również pojedynek z włoską armią. To były prawdziwe derby. Trybuny wypełniły się kibicami z obu krajów, a emocje sięgały zenitu. Watykan wygrał aż 4:1, a następnego dnia znana włoska gazeta "Corriere dello Sport" napisała, że "watykańska drużyna jest gotowa na grę w Serie A".

Watykan ma również "na rozkładzie" szwajcarski klub amatorski SV Vollmond (5:1 w 2006 roku), czy tajemniczy zespół Nazionale Italiana Papaboys (3:2). Piłkarze z najmniejszego państwa świata bezbramkowo zremisowali również z Monako (nie mylić z występującym w lidze francuskiej AS Monaco).

W 2010 roku selekcjonerem Watykanu został legendarny Giovanni Trapattoni. Na krótką chwilę. Słynny szkoleniowiec poprowadził reprezentację do meczu z ekipą włoskich urzędników podatkowych (na których ławce siedział z kolei Roberto Donadoni). - Wybrałem najlepszych z najlepszych - chwalił się Trapattoni. - Są studenci teologii, księża, żołnierze Gwardii Szwajcarskiej. Oni naprawdę potrafią grać.

- Jak będę na emeryturze, to chętnie na stałe zajmę się tymi chłopakami. Watykan ma wielki potencjał - mówił półżartem, półserio "Trap".

W 2013 roku przestał prowadzić reprezentację Irlandii. Jeżeli dotrzyma słowa, to wkrótce nadejdą lepsze czasy dla piłkarzy w biało-żółtych strojach, a Stadio Petriana zapełni się kibicami. Obiekt reprezentacji najmniejszego państwa świata może pomieścić aż 500 fanów. Czyli więcej niż Watykan ma mieszkańców.

Marek Bobakowski



Źródło artykułu: