Wydarzenia, które miały miejsce w pierwszej połowie meczu przy Słonecznej rzadko mają miejsce. W zasadzie nie mają. Mało znajdzie się fanów piłki, będących kiedykolwiek świadkami takiej szopki. Bo to była szopka w pełnym wydaniu.
Pod nieobecność Igorsa Tarasovsa, trener Jagiellonii zdecydował się postawić na duet stoperów "niepewnych". Gutieri Tomelin nie rozegrał w żółto-czerwonych barwach ani jednego solidnego meczu, ale przy każdej możliwej okazji był przez Michała Probierza chwalony. Niby szybko pojął o co chodzi w polskiej lidze. Obok niego pojawił się Marek Wasiluk. Wychowanek obdarzony niebagatelnymi warunkami fizycznymi i takąż samą niepewnością zagrań. Obaj trzymali pistolet, którym Probierz strzelił sobie w kolano.
Po dobrym pierwszym kwadransie w wykonaniu gospodarzy, przyszła 14. minuta. Z rzutu wolnego dośrodkował Adam Mójta, a Wasiluk tak strącił piłkę, że ta wpadła tuż przy słupku obok bezradnego Bartłomieja Drągowskiego. Ten klops wyraźnie podciął miejscowym skrzydła. Gorsze jednak dopiero miało nadejść.
Dwadzieścia minut później "popisał się" drugi ze stoperów. Damian Chmiel niezbyt przekonywująco naciskał Tomelina, ale to wystarczyło by Brazylijczyk spanikował. Podanie głową do bramkarza, drugi samobój i konsternacja na Słonecznej. Tego tu jeszcze nie grano.
W szatni musiało być gorąco, a słowa Probierza z pewnością parzyły w uszy. Gospodarze ruszyli na Górali. Zaskakująca była łatwość z jaką Jagiellonia przedostawała się pod bramkę. Świetne, stuprocentowe szanse dwukrotnie zmarnował Piotr Tomasik. W niewytłumaczalnie anemiczny sposób kilkakrotnie uderzał Fiodor Cernych. Nie popisał się również arbiter, który przynajmniej w jednej sytuacji powinien podyktować jedenastkę, po oczywistym zagraniu ręką Pawła Baranowskiego. Z czasem sędzia z Siedlec stał się na trybunach wrogiem numer jeden.
Kwadrans przed końcem czara goryczy przelała się na dobre. Rafał Grzyb faulował we własnym polu karnym Chmiela i sędzia podyktował rzut karny. Jego pewnym egzekutorem okazał się Mójta. Tuż przed strzałem czwartą żółtą kartkę w sezonie obejrzał Drągowski i nie zagra w najbliższym meczu z Piastem.
Gospodarze jeszcze nie stracili szans na pierwszą ósemkę, ale są one czysto matematyczne. Los nie jest już w rękach jagiellończyków. Podbeskidzie przez cały mecz oddało na bramkę dwa celne strzały. Anemiczny Mójty i skuteczny z 11 metrów. Strzelali jednak inni. Probierz w kolano, a miejscowi stoperzy do własnej siatki.
Jagiellonia Białystok - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:3 (0:2)
0:1 - Marek Wasiluk (sam.) 14'
0:2 - Gutieri Tomelin (sam.) 34'
0:3 - Adam Mójta (k.) 76'
Składy:
Jagiellonia Białystok: Bartłomiej Drągowski - Łukasz Burliga, Gutieri Tomelin, Marek Wasiluk, Piotr Tomasik, Taras Romanczuk, Fiodor Cernych, Rafał Grzyb, Karol Mackiewicz (72' Przemysław Mystkowski), Przemysław Frankowski (46' Konstantin Vassiljev), Piotr Grzelczak (63' Karol Świderski).
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Emilijus Zubas - Marek Sokołowski, Jozef Piacek, Paweł Baranowski, Adam Mójta, Kohei Kato, Jakub Kowalski (86' Paweł Tarnowski), Anton Sloboda, Mateusz Możdżeń (69' Adam Deja), Damian Chmiel (77' Oleg Wierietiło), Mateusz Szczepaniak.
Żółte kartki: Piotr Grzelczak, Bartłomiej Drągowski (Jagiellonia) oraz Jakub Kowalski (Podbeskidzie).
Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Widzów: 10 132.
Dominik Polesiński z Białegostoku
Zobacz wideo: Jacek Magiera w "Sportowej Niedzieli": Drzwi do kadry nie są otwarte dla wszystkich
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
Jeden zyskuje, drugi traci.