Prijotechnika odpalona! Legia wygrała z Lechem

Aleksandar Prijović pudłował w piątek na potęgę. To była Prijotechnika zakazana. W końcu jednak wziął się w garść i odpalił. Legia - Lech 1:0.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Newspix / PIOTR KUCZA

Drugą połowę lepiej zaczął Lech. Jednak w 64. minucie Michał Pazdan, który tym razem zagrał w środku pola odebrał piłkę Abdulowi Azizowi Tettehowi. Podał do Nemanji Nikolicia, a ten do Aleksandara Prijovicia. Szwajcar przyjął piłkę, przymierzył, huknął i za chwilę utonął w objęciach kumpli z boiska. Utonęła też pamięć o tym, co wyczyniał w pierwszej połowie.

Prijotechnika zakazana

Prawdopodobnie zgubiła go zbytnia pewność siebie. Przecież każdy by to strzelił. Zlatan by to strzelił i reklamowa Adamiakowa też. Aleksandar Prijović jednak spudłował. W 21. minucie napastnik Legii dostał od Lecha, a konkretnie od Paulusa Arajuuriego piękny prezent - piłkę. Pobiegł z nią na bramkę, przed sobą miał tylko Jasmina Buricia, po boku kolegę Nemanję Nikolicia. Strzelił... obok słupka. I złapał się za głowę, bo tylko to mu pozostało. To zdecydowanie jedno z największych pudeł w tym sezonie. I nie ostatnie...

Legia musiała w tym momencie prowadzić. Musiała pokazać Lechowi, że Łazienkowska to jej teren. Bo ostatnio, gdy na tym stadionie dochodziło do meczów z Lechem, można było pomyśleć, że to dom poznański. Lech co przyjeżdżał, to wygrywał. A rok temu wskoczył tu na fotel lidera i nie zszedł z niego do końca rozgrywek. Owszem, kilka tygodni temu Legia wygrała w Poznaniu 2:0, ale to u siebie takie mecze trzeba wygrywać. I zaczęło się obiecująco, bo już na samym początku Prijović z lewej strony pola bramkowego znalazł się tylko przed Buriciem. Strzelił prosto w niego. A na kilka minut przed przerwą, też mając tylko bramkarza Lecha przed oczami, próbował go lobować i posłał piłkę ponad bramką. To były sytuacje zakazane.

Lech chciał go kiedyś sprowadzić. To swoją drogą ciekawe, że dziś duet napastników Legii stanowią niedoszli zawodnicy Kolejorza. Bo Nikolicia Lech również bacznie obserwował. Tyle, że ostatecznie Węgra odpuścił.

Oh Karol. Nawałka to widział

Nie odpuszczali sobie piłkarze obu drużyn - Jesteśmy zdecydowanie silniejsi i możemy zagrać lepszy mecz niż ten w Poznaniu - zapowiadał przed spotkaniem trener Jan Urban. Gdy Legia wygrywała w marcu na Bułgarskiej, on miał kadrowe problemy. W piątek było już lepiej. Od pierwszej minuty zagrali choćby Marcin Kamiński i Karol Linetty, czyli gracze kluczowi. Na ławce Lech straszył Legię Szymonem Pawłowskim i Dawidem Kownackim. Linetty - jakże tego piłkarza Lechowi brakowało. W piątek w pierwszej połowie reprezentant Polski w jednej z brawurowych akcji został sfaulowany tuż przed polem karnym. Tyle, że arbiter Daniel Stefański uznał to za klasyczne "padolino". Pomylił się bardzo, bo Lech powinien mieć rzut wolny.

Lech powinien mieć również, tak się wydaje, jednego piłkarza mniej, bo Paulus Arajuuri sfaulował Prijovicia, który mógł wyjść na czystą pozycję. Tak jak napastnik Legii pudłował pod bramką, tak arbiter pudłował swoimi decyzjami. Co prawda dawał zawodnikom grać, pozwalał na męskie pojedynki rodem z Premier League. Tylko, że trzeba jeszcze widzieć, kiedy faktycznie piłkarze przesadzą.

Mecz od pierwszej minuty był wyrównany. Raz przewagę miała Legia, raz Lech. Goście naprawdę wyglądali dobrze. Ostro z obrońcami Legii walczył duński dynamit, czyli wybuchowy Nicki Bille Nielsen. W drugiej połowie zaiskrzyło między nim, a Jakubem Rzeźniczakiem, doszło do małej przepychanki. Aktywny był Darko Jevtić, który kilka razy lewej strony dał się Legii we znaki. W Legii w środku pola zagrał tym razem Michał Pazdan, bo kontuzjowany jest Tomasz Jodłowiec. Popisy jego i kilku innych kadrowiczów śledził z trybun selekcjoner Adam Nawałka.

Linetty był naprawdę dobry. Tuż po przerwie wyprowadził kontrę, przebiegł z piłką kilkadziesiąt minut, podał w polu karnym do Macieja Gajosa, ale ten zmarnował wysiłek kolegi. Linetty ostrożnie zapowiada, że walczy o kadrę na Euro 2016, ale to tylko kurtuazja. On do Francji pojedzie, nie ma żadnych wątpliwości. Nie ma też złudzeń, że po mistrzostwach Europy do Lecha już nie wróci. Czas na transfer.

Kilka minut później Arkadiuszowi Malarzowi zagroził Nielsen. A w 70. minucie Duńczyk trafił w słupek. Lech od początku drugiej połowy prezentował się lepiej. Do wspomnianej 64. minuty, gdy piłkę stracił Tetteh. Ładnie zachowali się jego koledzy. Gdy Prijović tonął w ramionach kumpli, oni pocieszali swojego defensywnego pomocnika. Szczególnie, że do tego momentu grał naprawdę nieźle.

W 71. minucie na boisku pojawił się niedawny lechita Kasper Hamalainen. A w minucie 87. pojedynek sam na sam z bramkarzem Lecha przegrał Nemanja Nikolić.

Legia przełamała w końcu Lecha u siebie. Rok temu w Warszawie Kolejorz obrał kurs na mistrza. Dziś Legia na tym kursie jest od dawna. I nie zamierza z niego zbaczać.

A Prijović? W czwartek mówił nam, że do dziś trzyma maila z ofertą Poznania.

Legia Warszawa - Lech Poznań 1:0 (0:0)
1:0 - Aleksandar Prijović 64'

Składy:

Legia: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk, Jakub Rzeźniczak, Adam Hlousek, Michał Pazdan (70' Kasper Hamalainen), Ariel Borysiuk, Michaił Aleksandrow (59' Guilherme), Aleksandar Prijović, Ondrej Duda (51' Michał Kucharczyk), Nemanja Nikolić

Lech: Jasmin Burić - Tomasz Kędziora, Marcin Kamiński, Paulus Arajuuri, Tamas Kadar -  Łukasz Trałka, Abdul Aziz Tetteh, Darko Jevtić (73' Szymon Pawłowski), Karol Linetty, Maciej Gajos (82' Kamil Jóźwiak) - Nicki Bille Nielsen (84' Dawid Kownacki).

Żółte kartki: Kucharczyk, Borysiuk, Jędrzejczyk (Legia) oraz Trałka (Lech).

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).

Widzów: 28 286.

Jacek Stańczyk

Zobacz wideo: Laskowski: Bayern czeka 180 minut cierpień
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×