Był gwiazdą kadry Nigerii. Daniel Amokachi rozpoczyna nową misję w Europie

Getty Images / Mark Sandten
Getty Images / Mark Sandten

Piłkarz, który spełnił wielkie marzenie, ma ambitne plany. Zaczyna z niskiego pułapu, jednak wierzy, że uda mu się pomóc sobie i innym.

W tym artykule dowiesz się o:

Victor Ikpeba, Jay Jay Okocha, Finidi George, Sunday Oliseh, Rashidi Yekini, Nwankwo Kanu, Emmanuel Amunike, Celestine Babayaro, Taribo West, Tijani Babangida - tych nigeryjskich zawodników pamięta każdy kibic piłki. W połowie lat dziewięćdziesiątych świat usłyszał o nich dzięki występom na MŚ w 1994 roku w USA i na igrzyskach w Atlancie w 1996 roku, gdzie zdobyli złoty medal.

Pokonał wielki Manchester

Wśród zawodników tamtej drużyny był także Daniel Amokachi. Występował w Premier League, z Evertonem zdobył Puchar Anglii, wcześniej zaliczał dobre występy w Club Brugge. Obniżył loty przez kontuzje, po odejściu do Besiktasu urazy pogłębiły się, a piłkarz był cieniem siebie. Nie przeszedł testów medycznych w TSV 1860 Monachium, nie załapał się nawet do zespołu ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

W Anglii przeżywał ciężkie chwile, miał małe problemy z rasizmem, ale generalnie został szybko pokochany przez kibiców z Goodison Park. To on przecierał szlaki afrykańskim piłkarzom, którzy pojawili się w tym klubie.

ZOBACZ WIDEO Ariel Borysiuk: Dobrze, że goli nie strzela już tylko Nikolić

{"id":"","title":""}

- Przyszedłem tam przypadkowo. Mieliśmy już wszystko dogadane z Juventusem, ale nagle dostałem telefon, że sprawa z Włochami upadła, ale jest temat Evertonu. Ostrzegali mnie, że nie lubią tam czarnoskórych piłkarzy, że będę tam pierwszy zawodnikiem z Afryki, ale zdecydowałem się. Szybko doszedłem do wniosku, że Premier League może być dla mnie. Nie wydaliby 3 mln funtów tylko po to, żeby kogoś obrażać - opowiadał Amokachi.

Nigdy nie miał problemów z kibicami, do dzisiaj bardzo dobrze wspomina pobyt w Anglii. Występował tam w latach 1994-96 i uważa ten okres za najlepszy w karierze.

- Kiedy byłem małym chłopcem, oglądałem w Nigerii mecze Pucharu Anglii. To były niesamowite spotkania, wszyscy zbierali się przed jednym telewizorem. Po czym po latach sam wystąpiłem w finale na Wembley, kiedy pokonaliśmy wielki Manchester United - mówił Amokachi.

Nie posłuchał żony

Teraz znalazł swoje miejsce w piłce, ale nikt by się nie spodziewał, że będzie to zaśnieżone miasto w Finlandii. Po zakończeniu kariery (w 2005 roku) były napastnik był asystentem trenera kadry Nigerii, nawet tymczasowym szkoleniowcem, ale nigdzie na dłużej nie zagrzał miejsca. Obecnie ma się to zmienić. 43-latek wylądował w Oulu, gdzie od stycznia prowadzi beniaminka drugiej ligi, JS Hercules.

- Nigdy nie sądziłem, że trafię do miejsca, gdzie grze w piłkę przeszkadza zamrożone boisko i lód - mówił. - Na szczęście takie sytuacje są rzadkością. Mój menedżer przedstawił mi ofertę, chciałem zacząć pracę w Europie, więc się zdecydowałem na umowę.

Po przyjeździe przeżył szok. Wyjechał z Nigerii, gdzie było blisko 40 stopni. W Oulu w tym czasie było minus 35. - To, że byłem "zamarznięty", to mało powiedziane - śmiał się. - Żona dopytywała się, czy na pewno chcę tam iść, bo sprawdziła pogodę. To problem, ale mało ważny, jeśli masz cel do osiągnięcia.

W Finlandii Amokachi ma docelowo awansować z drużyną do ekstraklasy. Nigeryjski zawodnik wylądował na peryferiach piłki, ale to mu nie przeszkadza, bo traktuje swoją pracę jako "misję". - Wierzę, że dobrymi występami z Herculesem pokażę światu, że można inwestować w trenerów z Afryki. Jest ich niewielu w Europie - powiedział.

Problemem może być, jak powiedział bariera psychiczna. Trenerzy, którzy jako piłkarze grali w Europie, są przyzwyczajeni do dobrych warunków. - Kiedy trafią do klubu z gorszą infrastrukturą, nie zawsze mogą się skupić. Tego trzeba się nauczyć, żeby odkładać na bok mniej ważne sprawy - mówił Amokachi.

W wywiadzie dla fifa.com przekonuje, że tak jak przebojem wdarł się do Premier League i został pierwszy zawodnikiem z Afryki, który sięgnął po Puchar Anglii, tak chce zostać kimś wśród szkoleniowców. Rysą w jego CV jest pobyt w więzieniu w 1995 roku, kiedy odsiedział sześć tygodni za pobicie. Jako samodzielny trener nie ma doświadczenia, jednak jest przekonany, że wkrótce z Finlandii powędruje do lepszej ligi.

- Wiem, że muszę się wybić, bo mamy dobrych szkoleniowców. Tylko w ten sposób przekonam działaczy klubowych, że warto na nas stawiać i wykorzystać potencjał, jaki drzemie w ludziach piłki z Afryki. W ten sposób otworzę drzwi kolejnym trenerom - przekonywał Amokachi.

Zacięta walka o tytuł mistrza Hiszpanii wciąż trwa! W sobotę, 23 kwietnia, włącz Eleven i oglądaj mecze Realu Madryt i Barcelony. SPRAWDŹ, gdzie oglądać kanał

Komentarze (0)