Czytaj w "PN": Dogrywka z Arturem Sobiechem. Telefony od selekcjonera

6 kolejek przed końcem rozgrywek Bundesligi dla Sobiecha pojawiła się szansa, że obecny sezon nie będzie dla niego do końca stracony. Wraz z odejściem z Hanoweru trenera Schaafa skończył się najgorszy okres dla polskiego napastnika w tym klubie.

 Redakcja
Redakcja
PAP/EPA

W meczu z Herthą - pierwszym po odejściu Schaafa - Polak zagrał 90 minut i strzelił gola. Piłkarz ma nadzieję, że w ostatnich 5 meczach, jakie pozostały do końca rozgrywek Bundesligi - rozmawialiśmy przed meczem 30. kolejki z Borussią M'gladbach, w którym zdobył kolejną bramkę - zdoła przekonać do siebie selekcjonera Adama Nawałkę i znajdzie się w kadrze na finały Euro.

Wróćmy do ostatnich trudnych tygodni, dlaczego trener Schaaf odstawił pana na boczny tor?

Artur Sobiech: Stawiał na kogoś innego, a mnie i kilku innych piłkarzy odsunął od składu. Trenowałem bardzo ciężko, również indywidualnie z trenerem Kowalczukiem, strzelałem bramki w sparingach, ale nie dostawałem szansy grania w lidze. Podobnie było między innymi z Manuelem Schmiedebachem. W meczu z Herthą obaj wyszliśmy w podstawowym składzie i strzeliliśmy po golu (mecz zakończył się wynikiem 2:2 - przyp. red.)

Jaki był pana kontakt z Schaafem w szatni? Czy na przykład wiedział, że zmienił pan dietę, co zaowocowało większą odpornością na kontuzje, bo ostatnio przestały pana nękać.

- O tym akurat z trenerem nie rozmawiałem, bo to indywidualna sprawa każdego zawodnika. Natomiast zapewniam, że nie miałem z Schaafem żadnego konfliktu, ale po pewnym czasie wiedziałem, że nawet gdybym stawał na głowie, to nie dostanę u niego poważnej szansy.

A tak na marginesie, to innowacyjna metoda odżywianie chyba wyszła panu na zdrowie?

- Zdecydowanie tak. Uważam, że odpowiednia dieta, wyłączenie z niej niektórych produktów po wcześniejszych badaniach krwi, bardzo mi pomogła. W zasadzie od początku stycznia nie miałem żadnych dolegliwości mięśniowych. Narzeczona bardzo konsekwentnie pilnuje mojej diety. Jest w koleżeńskich kontaktach z Anią Lewandowską i jeśli potrzebujemy porady, to zwracamy się do Ani, która jest ekspertem w tych sprawach.

Wspomniał pan o dodatkowych treningach z Edwardem Kowalczukiem. Na czym polegały?

- Miałem i mam w dalszym ciągu jeden lub dwa treningi w tygodniu dodatkowo z panem Kowalczukiem, który jest takim człowiekiem, że znajdzie dla mnie czas przez 24 godziny na dobę. Podczas tych zajęć pracujemy przede wszystkim nad siłą i dynamiką - tym co najbardziej jest potrzebne napastnikowi.

Gdy brakowało miejsca w meczowej osiemnastce, to nie było myśli, że pana czas w Hanowerze dobiega końca?

- To było frustrujące, tym bardziej że drużyna nie radziła sobie, przecież przegraliśmy aż dziesięć z jedenastu spotkań za kadencji Schaafa. W przerwie zimowej każdy z piłkarzy myślał, że odbijemy się od dołu tabeli, a poszło to w zupełnie innym kierunku i graliśmy coraz gorzej. Może gdyby wcześniej dokonano zmiany trenera, to byłaby jeszcze szansa na uratowanie się przed spadkiem. Po każdej następnej porażce było widać, że trener nie jest w stanie wyciągnąć nas z dołka. Co do mojej przyszłości, to mam kontrakt z Hannover 96 do czerwca 2017 roku. Jest dużo znaków zapytania co do przyszłości klubu, bo nie ma co się oszukiwać, że uratujemy się przed spadkiem. Daniel Stendel jest tymczasowym szkoleniowcem, a klub poszukuje nowego, który przejmie zespół od następnego sezonu.

ZOBACZ WIDEO Prezes TVP ogłasza zakup wielkiego pakietu piłkarskiego

Czy pana kontrakt obowiązuje także na 2. Bundesligę?

- Tak. Jeśli klub będzie chciał mnie zatrzymać, to najprawdopodobniej będę musiał zostać. W Hanowerze czujemy się z Bogną (narzeczona piłkarza - przyp. red.) bardzo dobrze. Ona ze swoim zespołem wywalczyła właśnie awans do II ligi piłkarek ręcznych i żartujemy, że najbliższy sezon przyjdzie nam spędzić w tej samej klasie rozgrywkowej. Ale tak naprawdę decyzję o swojej przyszłości podejmę po sezonie.

Czy ma pan kontakt z selekcjonerem Adamem Nawałką?

- Trener Nawałka dzwonił do mnie przed ostatnimi meczami towarzyskimi. W rozmowach z nim postawiłem sprawę jasno, że nie mam szans na grę u Schaafa. Selekcjoner mobilizował mnie i mówił, żebym dawał z siebie wszystko na treningach, bo sytuacja może się zmienić. No i trochę przewidział rozwój wypadków. Trenera Schaafa nie ma już w klubie, a ja zagrałem pierwszy raz od niepamiętnych czasów w podstawowym składzie.

Czy telefony od selekcjonera dają panu jeszcze nadzieję na wyjazd na Euro?

- Pozostało mi pięć meczów w Bundeslidze na pokazanie się i będę robił wszystko, żeby przekonać trenera Nawałkę i znaleźć się w szerokim składzie na Euro. Selekcjoner zawsze powtarza, że każdy ma szansę awansować do kadry, ale musi to być udokumentowane odpowiednią postawą w klubie. Pozostało mi mało czasu, ale zawsze podejmuję rękawicę w takich sytuacjach. Poza tym jestem profesjonalnym piłkarzem, i wraz z drużyną Hanoweru chcielibyśmy wycisnąć z tych ostatnich meczów tyle ile się da, żeby z honorem pożegnać się z Bundesligą. Dla takich kibiców jakich mamy, którzy tak licznie dopingowali nas choćby w Berlinie, mimo beznadziejnej sytuacji w tabeli, naprawdę warto grać.

Rozmawiał Jerzy Chwałek

Więcej w "PN":

Wielki futbol ponownie w TVP ->

Klopp i "Lewy" ponownie razem? Liverpool monitoruje sytuację Polaka ->

Kuciak dla PN: Widziałem prawie wszystkie mecze Legii ->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×