Słoń na karuzeli. Rok Sebastiana Nowaka: babol, złamana szczęka i gol

WP SportoweFakty / Leszek Stępień
WP SportoweFakty / Leszek Stępień

Skompromitował się, potem został bohaterem meczu z Wisłą, następnie złamał szczękę. To w starym roku. W nowym strzelił Wiśle Kraków gola. To jest szalony sezon Sebastiana Nowaka.

W poniedziałek jego dwa metry wzrostu zrobiły swoje. A Wisła Kraków te dwa metry zlekceważyła, bo w 93. minucie meczu, przy rzucie rożnym gospodarze zostawili bramkarza gości w polu karnym zupełnie samego. Piłka więc do niego przyleciała, on nawet nie za bardzo musiał skakać, ale ją sięgnął. Przymierzył i zwariował z radości. Termalica Bruk-Bet Nieciecza (pseud. "Słonie") w taki niecodzienny sposób uratowała w Krakowie jeden punkt (remis 2:2).

- Widziałem, że po moim uderzeniu piłka poszła w kozioł i trafiła w boczną siatkę. A co potem? Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji i nie wiedziałem, jak się zachować, ale koledzy szybko mnie zaatakowali. Fajne uczucie! - komentował.

Fajnie to dopiero będzie, gdy ten gol okaże się wagę utrzymania beniaminka ze wsi liczącej około 730 mieszkańców. Termalica w obecnych rozgrywkach potrafiła już rezydować w górnej połowie tabeli, rozbić u siebie Legię Warszawa, ale teraz jednak od strefy spadkowej dzieli ją tylko jedno miejsce. Cała drużyna, jak jej bramkarz, jeździ od lipca ubiegłego roku na ligowym rollercoasterze. Sebastian Nowak tej wycieczce przewodzi.

ZOBACZ WIDEO Sebastian Nowak: To był mój pierwszy strzał głową od kiedy...

{"id":"","title":""}

Na początku października w meczu z Górnikiem Łęczna 34-latek stracił w swoim polu karnym piłkę na rzecz Tomasza Nowaka, który odegrał ją do Jakuba Świerczoka, a ten wpakował ją do pustej bramki. To był typowy gol-babol. Dwa tygodnie później  z dna pojechał na sam szczyt. Z jego powodu białej gorączki dostawali zawodnicy Wisły Kraków. A już Maciej Jankowski w szczególności, który przegrał z nim dwa pojedynki sam na sam. To, że mecz zakończył się bezbramkowym remisem było zasługą właśnie dwumetrowca z Niecieczy.

Niedługo potem, na rozruchu przed meczem ze Śląskiem Wrocław bramkarz z Niecieczy zderzył się z kolegą ze zespołu Bartłomiejem Smuczyńskim. Efekt? Szczęka złamana w trzech miejscach. 34-latek przeszedł operację i piłkę do końca roku miał z głowy. - Mam założone szyny na zębach. Dzięki temu odpowiednio zrośnie się moja żuchwa. Z tym też związane są pewne uciążliwości. Posiłki spożywam tylko w płynach. Muszę spać na plecach z podniesioną głową, w pozycji półsiedzącej. To kolejna niedogodność. To powoduje, że mój sen jest rwany. Śpię dwie godziny, potem wstaję, zobaczę co u dzieci i ponownie się kładę - opowiadał.

Kiedy wrócił do zdrowia, wrócił też do gry w pierwszym składzie. To było w 28. kolejce. Przed kontuzją był bowiem podstawowym bramkarzem Termaliki. Klubu, w którym gra od 2011 roku. Sebastian Nowak nigdy nie ocierał się nawet o czołówkę polskich bramkarzy, w ekstraklasie choć występował wcześniej, to jednak ciężko go pamiętać z jakichś spektakularnych meczów. Swoje też przeszedł. Tuż przed obecnym sezonem opowiadał nam:

- Ekstraklasa z pewnością mnie nie pokochała, bo z Ruchem Chorzów i Górnikiem Zabrze zaliczyłem spadki z ekstraklasy, ale z oboma klubami udało mi się powrócić. Po spadku z Ruchem powiedziałem sobie, że będę grał tu tak długo dopóty, dopóki do niej nie wrócimy. Takie miałem plany ambicjonalne, bo odejście po spadku byłoby niesmaczne. Z Niebieskimi awansowałem dopiero po czterech latach, z Górnikiem po roku, aczkolwiek też nie było łatwo. Teraz awansowałem z Termaliką i mam nadzieję, że w ekstraklasie pobędę dłuższy czas i więcej pobronię. Fakty są takie, że nie zawsze byłem pierwszym bramkarzem i musiałem ustępować kolegom.

No, ale teraz już na dobre wpisał się do ligowej historii. W październiku po meczu z Łęczną, tym w którym sprezentował rywalom gola powiedział: - Z golkiperem jest jak z saperem, raz się pomyli i jest wielki wybuch.

W poniedziałek w Krakowie bomby już nie rozbrajał. Tym razem ją z premedytacją odpalił.

Komentarze (0)