W spotkaniu z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie w I lidze PGE GKS Bełchatów, choć prowadził do przerwy 1:0, ostatecznie uległ przyjezdnym z Grudziądza (1:2) i znacznie skomplikował swoją sytuację w tabeli. Wiosną Brunatni radzą sobie fatalnie i w trzynastu meczach zdobyli zaledwie osiem punktów. Opiekun zespołu zdaje sobie sprawę, że jego praca nie przynosi zamierzonych efektów i czeka na decyzję zwierzchników odnośnie dalszej pracy z pierwszą drużyną.
- Przede wszystkim, co do swojej osoby jako trenera tego zespołu, który jest odpowiedzialny za całokształt pracy, czekam z pokorą na decyzję prezesa, co do dalszych moich losów. Wiadomo, że te wyniki nie są takie, jakie być powinny. Mobilizacja i wszystko, co robimy, a pracujemy najlepiej jak potrafimy, nie ma przełożenia na naszą sytuację punktową i tabelę. Także z pokorą przyjmę każdą decyzje prezesa, która musi zapaść w najbliższych godzinach - podkreślił po meczu z Olimpią Rafał Ulatowski.
W odniesieniu ważnego zwycięstwa nie pomogła pełna mobilizacja w mieście. Sobotnie spotkanie fani Brunatnych mogli obejrzeć za darmo, więc licznie zgromadzili się na GIEKSA Arenie, by walczyć razem ze swoim zespołem o ligowy byt. - To było duże święto w Bełchatowie, jeśli chodzi o oprawę, ilość ludzi, którzy przyszli na stadion, o całą atmosferę, otoczkę meczu i zaangażowanie bełchatowian - zauważył były szkoleniowiec m. in. Lechii Gdańsk.
ZOBACZ WIDEO Odpowiedź Artura Boruca zaskoczyła dzieci. "Nie mam pojęcia, jak ja to zrobiłem!"
Do przerwy wydawało się, że PGE GKS jest na dobrej drodze do zainkasowania trzech, niezwykle ważnych punktów. - Mieliśmy wszystko pod swoją kontrolą. Mieliśmy wynik, sytuacje bramkowe na 2:0, których nie wykorzystał między innymi Petr Zapalac. W efekcie prosta strata w bocznym sektorze boiska doprowadziła do strzału Ciechanowskiego. Później przyszła pora na rzut wolny Smolińskiego z dalszej odległości i to przechyliło szalę zwycięstwa na korzyść ekipy Grudziądza - przypomniał 43-letni szkoleniowiec.
Na dwie kolejki przed końcem bełchatowianie wciąż mają szansę na utrzymanie, ale margines błędu został wyczerpany. Czy na finiszu rozgrywek może dojść do zmiany trenera w zespole, który jeszcze rok temu walczył o ligowy byt, ale na poziomie Ekstraklasy? Wtedy nerwowe ruchu nie przyniosły efektu. Jak będzie tym razem?
- Nie będę mówił o atmosferze w szatni, bo pewnie wszyscy myślą, że jest płacz, zgrzytanie zębów i rozpacz, natomiast przemowa Piotrka Witasika po meczu, do której "swoje" dołożył Patryk Rachwał, a są to ludzie mocno związani z klubem, pozwala obudzić się jutro i przyjść normalnie na trening z wiarą, że te sześć punktów, które możemy zdobyć w dwóch ostatnich meczach, daje nadzieję. Nie patrzymy na wyniki innych zespołów. Sześć punktów jest do zdobycia, o nie trzeba walczyć. A czy ze mną, czy beze mnie, to już zależy od decyzji władz klubu, którą w każdym przypadku uszanuję - zakończył Ulatowski.