- Jak zachowywali się piłkarze?
- W porządku. Bez zastrzeżeń.
- Nie bali się?
- Nic nie mówili.
- Ale w ogóle nic?
- W ogóle to mówili, ale nie, że się boją.
- A pan czuł stres?
- Teraz dopiero czuję. Przed kamerami.
I na koniec pytanie od dziennikarza z Ukrainy:
- Chce pan autograf?
- Nie. Dziękuję.
W ostatnim przypadku chodziło chyba o to, czy pilot śmigłowca, który właśnie posadził maszynę na lądowisku przy hotelu w Arłamowie, wziął autograf od któregoś z pasażerów. Dziennikarz zadał je nieprecyzyjnie i pilot zrozumiał je wprost odpowiadając "nie dziękuję", ale nie to jest ważne. Ważne, że zaczęło się ogólnonarodowe szaleństwo, które doprowadzi do żółtych pasków w telewizjach informacyjnych z szokującym tekstem: "Piłkarze zjedli śniadanie". Wywiad z pilotem śmigłowca, który podrzucił zawodników z Rzeszowa, to podobno coś, co przecież interesuje każdego kibica.
ZOBACZ WIDEO Wycieczek kadrowiczów ciąg dalszy. Po rowerach czas na... śmigłowiec (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Ze śmigłowca wychodzili po kolei Sławomir Peszko - w ciemnych okularach, jak gwiazda prosto z Cannes, Thiago Cionek - w bluzie w panterkę niczym komandos świeżo po desancie, no i jeszcze Łukasz Fabiański, Paweł Dawidowicz i Jakub Wawrzyniak. Wcześniej mniejszym helikopterem na zgrupowaniu pojawił się Arkadiusz Milik.
Dyrektor kadry Tomasz Iwan oparty o meleksa wścieka się na odzew społeczny. Kibice już piszą na fejsbukach i tłiterach, że naszym piłkarzom odbiło, że przecież do Arłamowa można było jakoś normalnie przyjechać. Autokarem, no ewentualnie samochodami. Najlepiej jeszcze, żeby ten, co przyleciał do Rzeszowa, rano poczekał w autobusie bez włączonej klimatyzacji i z suchym prowiantem w ręku na tych, co pojawią się po południu i wieczorem. Żeby miejsca wszystkie były zajęte i nie marnować benzyny.
- Przecież śmigłowiec to normalny środek transportu, dla nas bezkosztowy. Jeśli nasi partnerzy mają takie możliwości, głupio byłoby ich nie wykorzystać - tłumaczy Iwan.
Z lotniska w Rzeszowie do Arłamowa busem jedzie się ponad dwie godziny, fragment autostrady, który przyspieszyłby podróż, jest jeszcze zamknięty. Ostatnie 40 kilometrów z Przemyśla to nitka, na której z trudem mijają się dwa samochody. Adam Nawałka przekonywał, że na zgrupowanie każdy z piłkarzy dotrze na własną rękę, ale gościnność gospodarzy ośrodka nie zna granic. Grupa zawodników, która miała dotrzeć do hotelu wieczorem, skorzystała ponoć z awionetki, która wylądowała na malutkim lotnisku opodal.
"Jeśli nasi partnerzy mają takie możliwości" oznacza, że ze skromniejszych form transportu z lotniska w Rzeszowie do Arłamowa mogli skorzystać także dziennikarze. Ci, którzy zdążyli się akredytować - w sumie to ponad 130 osób, a pracują w mediach ze sportem związanych raczej średnio, na pewno nie będą się tu nudzić. W poniedziałek kręgle i bilard, we wtorek biesiada, w środę strzelnica, w czwartek golf, w piątek koncert, a w sobotę spa. Zawody dla wytrwałych, w kategorii Open, czynne są także codziennie w nocnym klubie.
W czasie konferencji na pewno nie da się uciec od skojarzeń z "Notting Hill", w którym Hugh Grant udaje dziennikarza magazynu "Koń i Pies" i pyta aktorów czy konie i psy występują w filmie, którego nie widział. Nie występują. A dlaczego? Bo rzecz dzieje się w kosmosie. Ponoć już w Juracie piłkarze błagalnym wzrokiem wyszukiwali dziennikarzy sportowych, czekając na pytania o treningi i mecze, by nie musieć już tłumaczyć, jak bardzo podobają im się ich partnerki i jak dzieci świetnie się bawią.
Naprawdę jest szaleństwo, a ciśnienie przecież dopiero rośnie.
Przyjazdom piłkarzy z zaciekawieniem przyglądały się dziesiątki gości hotelowych. Cena pobytu w czasie zgrupowania reprezentacji to dwa tysiące złotych za pokój. To cena szansy, by na spacerze po pięknej okolicy spotkać Roberta Lewandowskiego, a za coś takiego trzeba przecież będzie płacić. Nie wiadomo, czy gospodarze obniżą stawkę w związku z tym, że istnieje mała szansa, by spotkać spacerującego Grzegorza Krychowiaka, który mimo kontuzji odniesionej podczas finału Pucharu Króla z Barceloną w Arłamowie pojawi się w czwartek i przejdzie szczegółowe badania. Także w czwartek pojawi się trzech ostatnich zawodników, których jeszcze Adamowi Nawałce brakuje do kompletu - Łukasza Piszczka, Maciej Rybusa i Lewandowskiego.
A, tak w ogóle to we wtorek zaczynają się treningi. Może nie interesuje to kibiców, ale na szczęście piłkarzy i trenerów zdecydowanie bardziej niż kulisy wielkiej imprezy. Pierwsze zajęcia będą otwarte dla publiczności, później Nawałka chowa swoją drużynę za parawan.
Michał Kołodziejczyk z Arłamowa
I zero smartfonów, laptopów i wifi wyłączone