Debiutant na trenerskiej ławce Korony. "Trzeba twardo stąpać po ziemi"

- Użalając się nad porażkami, bądź za bardzo świętując dobry mecz nigdzie się nie dojdzie. Trzeba twardo stąpać po ziemi, być pokornym, ale mieć w sobie też trochę odwagi - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty nowy trener Korony, Tomasz Wilman.

Sebastian Najman
Sebastian Najman
PAP / Piotr Polak

Wybór 40-latka był dla wielu dużym zaskoczeniem. Nieznany wcześniej z samodzielnej pracy trenerskiej Tomasz Wilman zajął miejsce Marcina Brosza, który w ostatnim sezonie osiągnął z Koroną wynik ponad stan. Czy tym razem będzie podobnie? Czego powinniśmy się spodziewać po kolejny raz przebudowanej drużynie z województwa świętokrzyskiego?

WP SportoweFakty.pl: Ma pan ulubione powiedzenie?

Tomasz Wilman: Nie, nie mam.

Pytam, ponieważ patrząc na przebieg pana pracy w Koronie wydaje mi się, że mogłoby nim zostać "cierpliwość popłaca".

- Cierpliwość na pewno, ale chyba przede wszystkim praca, bo to jest podstawa. Trzeba skupić się na tym co w danej chwili się robi, nie wybiegać za daleko w przyszłość i też nie wracać do przeszłości, tylko żyć i robić swoje jak najlepiej. I to tak naprawdę w każdym aspekcie życia. Gdy staram się być z rodziną, to tylko z nimi, ale coraz częściej zarzucają mi, że zbyt dużo jest tej pracy nawet w życiu osobistym, ale wydaje mi się, że przynosi to efekty. Jeśli człowiek zaangażuje się w pracę, robi to z przekonaniem i wyciąga wnioski to będzie dobrze. Oczywiście można też marzyć, ale nie można żyć tymi marzeniami. Trzeba wiedzieć czego się chce. Tak to się teraz poukładało, wiele czynników miało na to wpływ. Dalej pracuję tak jak pracowałem, z tą różnicą, że może trochę więcej.

ZOBACZ WIDEO Rio bez Możdżonka."Zespół już o tym wie" (źródło TVP)

Wspomniał pan o marzeniach. Jedno z nich, debiut w Ekstraklasie w roli pierwszego trenera, niedługo się spełni.

- To jest tylko kolejny etap. Teraz chcę żebyśmy zdobywali punkty, rozgrywali dobre mecze, żeby drużyna się rozwijała, a piłkarze dostawali oferty z lepszych klubów, klub na tym zyskiwał, po prostu, żeby to dobrze funkcjonowało. Teraz moim marzeniem jest jak najlepiej przygotować się do meczu z Zagłębiem. Chcemy, żeby kibice byli z nas zadowoleni i docenili to, że się staramy.

Jest pan związany z Koroną ponad 15 lat. Współpracownicy mówią o panu "pracowity, oddany klubowi". To chyba miłe?

- Tak, jest to miłe, ale nie ma wpływu na wyniki. Przyniosło to efekt taki, że jestem trenerem w Koronie i mogę tylko być wdzięczny losowi, włodarzom, że mi zaufali. Wierzę w to, że do każdego meczu i treningu trzeba przygotować się jak najlepiej i wynik jest sprawą otwartą. Wpływa na to wiele czynników i trenerzy muszą przewidzieć jak najwięcej z nich i umieć zareagować w odpowiednim momencie spotkania. Tak też zamierzam pracować.

Prezes Marek Paprocki nazwał pana wychowankiem Korony. Czuje pan, że tak właśnie jest?

- Oczywiście. W Kielcach zdobywałem wszystkie doświadczenia trenerskie, klub mi wiele rzeczy umożliwiał, za co jestem wdzięczny. Ale to było w przeszłości, a liczy się tylko to co dziś i jutro. Z przeszłości są miłe wspomnienia, ale nie można tym żyć, trzeba iść do przodu. Ważne, żebyśmy byli jednością. Mam tutaj na myśli nie tylko zespół, ale też administrację klubu. To ważne, żebyśmy czuli poparcie i wzajemnie szanowali swoją pracę.

Nie ukrywa pan swojego przywiązania do klubu. To może pomóc czy bardziej przeszkodzić?

- Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Emocje emocjami, ale w kluczowych momentach muszę mieć chłodną głowę i trzeźwe myślenie. Nie będę nieustannie myślał, że jestem w klubie 15 lat. Oczywiście jest to dla mnie ważne, ale nie ma to przełożenia na aktualny wynik.

Czeka pana największy test w karierze. Jak samopoczucie tuż przed debiutem w Ekstraklasie?

- Zaczyna być ciepło w brzuchu (śmiech). Pojawia się większe napięcie. Drużyna jednak normalnie trenuje, wiemy co jeszcze musimy poprawić w tych ostatnich dniach, mamy świadomość tego co jest naszą silną stroną i na tym się skupiamy.

Pewnie zdaje sobie pan sprawę z tego, że dla szerszego grona kibiców, ale też trenerów, jest pan zagadką. Można to przekuć w atut Korony?

- Wiadomo, że jeśli jakiś trener jest od wielu lat na rynku, to można niektóre jego reakcje przewidzieć. Nie wiem czy to może być atut. Naszym atutem jest to, że mamy drużynę, która chce grać w piłkę, jest gotowa ciężko pracować. Wiemy ile nam potrzeba do tego, żeby być tam gdzie planujemy. Na szczęście odczuwamy potrzebę podnoszenia swoich umiejętności. Na tym będziemy bazować.

Początek sezonu macie wymagający - Zagłębie, Pogoń, Piast i Lech. Układa już pan sobie w głowie różne scenariusze tych pierwszych kolejek?

- Liczy się dla nas tylko niedzielny mecz. Nie wybiegam w przyszłość, tak samo jak nie rozpamiętuje ostatnich spotkań kontrolnych. To nie ma znaczenia prócz tego, że trzeba wyciągać wnioski. Tylko w taki sposób można normalnie żyć. Użalając się nad porażkami, bądź za bardzo świętując dobry mecz nigdzie się nie dojdzie. Trzeba twardo stąpać po ziemi, być pokornym, ale mieć w sobie też trochę odwagi.

Doświadczenia nabierał pan będąc asystentem trzech ostatnich trenerów Korony. To bez wątpienia duży kapitał.

- Była to dla mnie bezcenna nauka i jestem wdzięczny, że miałem taką możliwość. Doceniam to, że mogłem z tymi trenerami pracować, ponieważ od każdego wiele się nauczyłem. Mam nadzieję, że ja też dałem im od siebie dużo, bo starałem się jak mogłem. Postaram się wykorzystać to w mojej pracy.

Mimo to wielu kibiców zarzuca panu brak obycia w pracy pierwszego trenera w seniorskiej piłce.

- I mają rację, to nie jest kłamstwo.

Czy Tomasz Wilman sprawdzi się w roli trenera Korony Kielce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×