Można to nazwać szczęściem, można doświadczeniem. Można chwalić za interwencje Arkadiusza Malarza, albo zastanawiać się, co byłoby, gdyby piłkarze Trenczyna zamiast celować w bramkarza Legii, spróbowali strzelić obok niego. Można cieszyć się ze skuteczności Nemanji Nikolicia, albo uważnie przyglądać się jego coraz mniej sportowej sylwetce. Legia miała zrobić zamach na Ligę Mistrzów, to priorytet na ten sezon. Chociaż wygrała w Żylinie 1:0, w takiej formie może cieszyć się z fazy grupowej Ligi Europejskiej. I to także byłoby osiągnięcie, bo czwarty awans do jesiennych rozgrywek umocniłby jej markę jako solidnego klubu.
Zwycięzców się nie sądzi, Legia wygrała na sztucznej murawie z bardzo silnym przeciwnikiem, strzeliła gola na wyjeździe, znowu nie straciła bramki, jednak nie zagrała meczu w stylu, który dawałby jej kibicom spokój. Trener Besnik Hasi marynarkę zrzucił jeszcze w pierwszej połowie, a na trasie ławka rezerwowych - linia boczna boiska wyrobił dystans porównywalny ze swoimi piłkarzami. On wie, przed jakim stoi zadaniem, i wie, że bez wzmocnień nie da rady.
Legia nie ma jakości. Thibault Moulin w Żylinie nie miał nawet przebłysków, Mihaiła Aleksandrova na boisku nie było wcale, Michał Kopczyński zaczął dobrze, ale później trochę przygasł. Jeśli Legia marzy o Lidze Mistrzów, musi pójść na zakupy. Zresztą - powinna to zrobić dużo wcześniej, bo wkrótce stanie przed zadaniem, do którego powinna być w stu procentach przygotowana, a nie tracić czas na zrozumienie się nowych zawodników na boisku. Oferta last-minute może być korzystna przy wyborze urlopu, ale kiedy chce się grać z najlepszymi w Europie, trzeba to po prostu zaplanować.
Rewanż z Trenczynem w Warszawie nie będzie formalnością. Kilku piłkarzy ze Słowacji udowodniło w środę, że swoją szansę na pokazanie się na rynku transferowym traktuje bardzo poważnie. Samuel Kalu zarabia ponoć półtora tysiąca euro, a kilka razy zrobił z obrońców Legii wiatraki. Trenczyn jest także świetnie przygotowany fizycznie, grał pressingiem od pierwszej do ostatniej minuty, gospodarze wymienili dużo więcej podań od przeciwników i na pewno w Warszawie nie będą czekać na najniższy wymiar kary.
ZOBACZ WIDEO Piotr Stokowiec: Znam duński futbol. Oni tworzą zespół (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Wygrać z takim przeciwnikiem to także umiejętność i za to Legii należą się gratulacje. Być może to doświadczenie z poprzednich sezonów w Europie, w ekstraklasie czy nawet na Euro 2016, może lepsza jakość piłkarska, lepsza taktyka. W Żylinie u zwycięzców nie było widać jednak błysku. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to najsłabsza Legia z tych, które walczyły o Ligę Mistrzów za czasów prezesa Bogusława Leśnodorskiego.
Kiedyś Bogusław Cupiał pompował w Wisłę Kraków miliony, a potem trafiał na Reale, albo Barcelony. Kiedy przykręcił kurek, w losowaniu miał w końcu szczęście i musiał się pogodzić z tym, że na drodze jego drużyny do piłkarskiego raju stanął "zaledwie" Anderlecht. Korzystajmy z reformy Michela Platiniego, kiedy w ostatniej rundzie do fazy grupowej nie trafimy na żadnego giganta. Prezesie Leśnodorski, na zakupy!
Michał Kołodziejczyk z Żyliny