Piłkarze Legii od początku meczu zachowywali się jak grupa pewnych siebie chłopów w barze. Wiedzieli, że są u siebie, czyli teoretycznie nic im nie grozi. Dlatego szukali zaczepki. Słowaków potraktowali jak turystów, którzy pomylili lokal. Ocenili po wyglądzie i zlekceważyli. I mogli płakać już po pierwszym ciosie.
Sprawę mógł załatwić jeden z najmłodszych w zespole gości - Samuel Kalu. W drugiej minucie przeprowadził odważny rajd prawą stroną boiska. Legioniści uratowali się wybijając piłkę na rzut rożny. Otrzepali koszulę z kurzu i udali, że nic się nie stało. Żadnemu z nich nie zapaliło się światełko, że coś jest nie tak. Minęły trzy minuty i ten sam piłkarz z łatwością ograł w polu karnym Igora Lewczuka i ponownie dośrodkował. Na szczęście dla Legii, także i wtedy sytuację wyjaśnił Michał Pazdan.
Dla gospodarzy rewanż miał być formalnością, zwłaszcza, że w słowackiej drużynie nie grał kontuzjowany Rabiu Ibrahim. - Ten z numerem "10", dobry technicznie, dobrze rozgrywał, ma potencjał - chwalili go po pierwszym spotkaniu Arkadiusz Malarz i Igor Lewczuk. Może brak Nigeryjczyka spowodował, że mistrz Polski był dla rywala tak wyrozumiały? A może zwyczajnie zabrakło atutów, bo w pierwszej połowie legioniści częściej wybijali piłkę głową, niż celniej podawali.
A goście byli cierpliwi. W 20 minucie dośrodkował Denis Janco, groźnie, technicznie w stronę długiego słupka. Arkadiusz Malarz był jednak czujny. W porę zareagował i wybił piłkę na rzut rożny. Legie w odpowiedzi stać było na koszmarny strzał Steevena Langila (wysoko w trybuny) i niezły Nemanji Nikolicia (Adrian Chovan obronił). I na show Michała Kucharczyka. Tak poirytowanego Besnika Hasiego w tym sezonie jeszcze nie widzieliśmy. Kiedy należało zatrzymać akcje, Kucharczyk dośrodkowywał i trafiał w pierwszego obrońcę. Gdy powinien rozpędzić się i wyprowadzić kontratak, szukał przerzutu na drugą stronę i tracił piłkę. Mało brakowało, a szkoleniowiec podarłby sobie koszulę, bo z takim impetem wymachiwał rękoma po popisach skrzydłowego.
ZOBACZ WIDEO Piotr Stokowiec: gramy na wyjeździe, ale to nic nie znaczy (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Kucharczyk nie przestawał zadziwiać po przerwie. Podejmował złe decyzje i już w pewnym momencie sam uświadomił sobie, że lepiej byłoby, gdyby został w domu. Mógł strzelić gola, ale pospieszył się z uderzeniem i kopnął obok bramki. Po tej akcji ze wstydu założył sobie koszulkę na głowę. Był to najlepszy komentarz do występu zawodnika.
Legia rozegrała jeden z najsłabszych meczów w europejskich pucharach w ostatnich kilku latach. A paradoksalnie jest najbliżej awansu do Ligi Mistrzów. W IV rundzie eliminacji będzie rozstawiona dzięki zwycięstwu Hapoelu Beer Szewa z Olympiakosem Pireus. Oznacza to, że ma do zarobienia mnóstwo pieniędzy. Awans do fazy grupowej LM to gwarantowane 12,7 miliona euro. Drużyna z Warszawy już jest w gazie grupowej Ligi Europy, ale zysku jest nieporównywalnie mniej - 2,6 mln euro.
Legia Warszawa - AS Trencin 0:0
Składy:
Legia: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński (56. Łukasz Broź), Igor Lewczuk, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Tomasz Jodłowiec, Michał Kopczyński, Michał Kucharczyk, Thibault Moulin, Steeven Langil (69. Michaił Aleksandrow) - Nemanja Nikolić (78. Aleksandar Prijović).
AS Trencin: Adrian Chovan - Martin Sulek, Aliko Bala, James Lawrence, Rangelo Janga - Jakub Holubek, Samuel Kalu, Matus Bero, Christopher Udeh (90. Rafael da Silva Martins), Denis Janco (77. Erik Prekop) - Klescik.
Żółte kartki: Aleksandar Prijović (Legia) - Martin Sulek, Matus Bero (AS Trencin).
Sędziował: Vladislav Bezborodow (Rosja)