Spotkaniu towarzyszyła bardzo dobra atmosfera, bo był to tzw. mecz przyjaźni. Sympatycy obu zespołów zgromadzili się na jednym sektorze, by wspólnie dopingować Sandecję i GKS.
- Moim zdaniem kibice w Nowym Sączu zobaczyli dobre widowisko. Po porażce w I kolejce przyjechaliśmy tu z zamiarem zdobycia punktów. Moja drużyna nie wycofała się, nie było tak, że kurczowo broniliśmy swojej bramki. Staraliśmy się grać otwartą piłkę, a jeśli ją traciliśmy, staraliśmy się często odbierać - analizował Kamil Kiereś.
Do przerwy gospodarze prowadzili 1:0 po golu Kamila Słabego. - Pierwsza połowa była moim zdaniem wyrównana, ale z naszej strony nieskuteczna. Brakowało nam konkretnej akcji ofensywnej i do tego Sandecja zdobyła gola po stałym fragmencie gry. To mnie martwi, bo w I kolejce było podobnie. W II lidze straciliśmy wiosną 6 bramek i dużo lepiej broniliśmy się przed tymi stałymi fragmentami. Po awansie stało się to naszą bolączką - ubolewa szkoleniowiec GKS-u Tychy.
Mimo niekorzystnego wyniku, beniaminek I ligi potrafił się sprężyć i zaprezentować się lepiej po zmianie stron. - Zdołaliśmy uspokoić nerwy w szatni. Nie zrobiłem zmian bo wierzyłem, że drużyna jest w stanie wejść na wyższe obroty. Po przerwie zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze. Mieliśmy sporo sytuacji, strzałów, graliśmy do przodu, w dobrym kierunku. Zdobyliśmy punkt i doceniamy tę zdobycz, choć chciałoby się więcej. Po niedzieli z optymizmem przystąpimy do nowego mikrocyklu przed meczem z Górnikiem Zabrze - zakończył Kamil Kiereś.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 43. Tomasz Majewski: niektóre części mojego ciała są zużyte jak u 60-latka [3/3]