Miłosz Przybecki był pierwszoplanowym piłkarzem na początku meczu. Skrzydłowy w swoim stylu robił dużo zamieszania, z którego wynikało niewiele konkretów. W 3. minucie skiksował przy próbie strzału. Następnie trafił co prawda w piłkę, ale huknął daleko od spojenia słupka z poprzeczką.
Po przeciwnej stronie boiska Giorgi Merebaszwili miał dużą ochotę do atakowania bramki Ruchu. Gruzin kręcił Michałem Kojem, który zmienił środek obrony na lewą stronę. Błędy Koja naprawiał do czasu debiutant Kamil Lech. Syn Piotra, weterana ligowych boisk, odbił strzał z bliska Jose Kante w 9. minucie, a następnie złapał uderzenie samego Merebaszwiliego z dystansu.
Tempo widowiska podobało się kibicom. Piłkarze przenosili się szybko spod jednego pod drugie pole karne, a unikali szachowania się w środku pola. W pierwszej połowie Ruch oddał 7 strzałów, a beniaminek 9. Było ich więcej niż choćby fauli i spalonych. Brakowało goli i kiedy już zanosiło się niespodziewanie na bezbramkowy remis, nastąpił przełom.
I to Przełom przez duże "P", ponieważ w 45. minucie pierwszego gola w Lotto Ekstraklasie zdobył Jose Kante. Hiszpan wyprowadził Wisłę na prowadzenie 1:0 strzałem głową po dośrodkowaniu Merebaszwiliego. Zadanie ułatwił mu Lech, który niezdarnie próbował łapać futbolówkę. Kante był dotychczas znany nie z dziurawienia siatek, a marnowania sytuacji podbramkowych. Przyjechał do Polski zimą, grał regularnie, ale do poniedziałku walczył ze swoją niemocą.
ZOBACZ WIDEO Michał Kubiak: mam nadzieję, że będziemy grali jeszcze lepiej (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Płocczanie nie utrzymali prowadzenia do przerwy. Piłkarze Ruchu nie zwiesili głów, a postanowili zaatakować w pierwszej połowie. W doliczonym czasie Mariusz Stępiński główkował na 1:1 po wrzutce Martina Konczkowskiego. To była druga sytuacja podbramkowa reprezentanta Polski. Za pierwszym razem miał pecha, ponieważ piłka prześlizgnęła się między nogami Kiełpina obok bramki. Tym razem nie dał szans golkiperowi.
Po przerwie jakby więcej dyscypliny i wzajemnego respektu. Trenerzy nieco zwiększyli średnią wieku na boisku. Za Patryka Lipskiego wszedł Bartosz Nowak, a za Arkadiusza Recę - Dominik Kun. Ci zmiennicy nie wnieśli dużo świeżości, więc szkoleniowiec Wisły podniósł z ławki rezerwowych Siergieja Kriwieca. Białorusin zastąpił Maksymiliana Rogalskiego, mającego defensywne inklinacje oraz żółtą kartkę na koncie.
Kriwec był blisko zdobycia gola. Milimetry dzieliły go od cudownego trafienia w okienko w 69. minucie. Pomocnik huknął z 20 metrów w słupek. Więcej ostrzeżeń dla Ruchu nie było. W 80. minucie Merebaszwili doprowadził do wyniku 2:1. Gruzin nagrodził się golem za dobry występ. Ruszył do podania z głębi pola, a piłkę na jego nogę nabił Lech, który tym samym nie będzie dobrze wspominać swojego przywitania z elitą.
Ostatnie słowo należało do Ruchu i ponownie powiedział je w doliczonym czasie. Wynik na 2:2 ustalił strzałem z rzutu karnego Rafał Grodzicki. Sędzia wskazał na wapno po zagraniu ręką Szymińskiego. Podział punktów oznacza, że obie drużyny zostały w dolnej połowie tabeli.
Ruch Chorzów - Wisła Płock 2:2 (1:1)
0:1 - Jose Kante 45'
1:1 - Mariusz Stępiński 45+2'
1:2 - Giorgi Merebaszwili 80'
2:2 - Rafał Grodzicki (k.) 90+2'
Składy:
Ruch: Kamil Lech - Martin Konczkowski, Rafał Grodzicki, Mateusz Cichocki, Michał Koj - Łukasz Surma, Maciej Urbańczyk (85' Jakub Arak) - Miłosz Przybecki, Patryk Lipski (57' Bartosz Nowak), Piotr Ćwielong (76' Kamil Mazek) - Mariusz Stępiński.
Wisła: Seweryn Kiełpin - Cezary Stefańczyk, Przemysław Szymiński, Tomislav Bozić (85' Damian Byrtek), Patryk Stępiński - Dominik Furman, Maksymilian Rogalski (63' Siergiej Kriwiec) - Giorgi Merebaszwili, Dimitar Iliew, Arkadiusz Reca (58' Dominik Kun) - Jose Kante.
Żółte kartki: Stępiński (Ruch) oraz Rogalski, Furman, Stefańczyk (Wisła).
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 6176.