- Dochodziły do mnie takie głosy przed meczem. Mówiliśmy sobie, że kiedyś musi być ten pierwszy raz. No i w sobotę się udało. Zagraliśmy dobre spotkanie i zasłużenie wywieźliśmy trzy punkty - mówi Dariusz Zjawiński, napastnik Arki Gdynia.
W sobotę w Warszawie doszło do 25. potyczki pomiędzy Legią i Arką. Przy Łazienkowskiej 3 żółto-niebieskim do tej pory nigdy jeszcze nie udało się wygrać. Na 12 pojedynków aż dziesięciokrotnie wygrywali gospodarze. Bilans bramkowy również przemawiał za Legią - 23:4.
Nic nie wskazywało na to, że gdynianie zdobędą punkty w stolicy. Tym bardziej, że we wcześniejszych spotkaniach w Niecieczy i Białymstoku podopieczni Grzegorza Nicińskiego mogli się pochwalić jedynie jedną strzeloną bramką.
Spotkanie w Warszawie znakomicie ułożyło się dla gdyńskiego zespołu. Już po kilku minutach goście po fatalnym błędzie Jakuba Rzeźniczaka objęli prowadzenie. Marcus Vinicius da Silva potężnym strzałem pokonał Arkadiusza Malarza.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Bereszyński: Chciałbym zmierzyć się z Cristiano Ronaldo (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Kilka chwil później mógł znów wpisać się na listę strzelców, ale chybił. Marazm warszawskiego zespołu trwał, co skrzętnie wykorzystali goście. Adam Marciniak strzałem z dystansu podwyższył wynik. Jego drugi gol ostatecznie przypieczętował zwycięstwo Arki Gdynia.
- Legia niczym nas nie zaskoczyła. Wiedzieliśmy, jak oni zagrają. Ich gra bardzo nam odpowiadała. Mogliśmy wyprowadzić kontrataki. Byliśmy groźni w bocznym fragmentach. Tam świetnie czuli się Marcus i Bożok - podkreśla napastnik Arki, który w przeszłości miał okazję występować w Legii Warszawa.
Do Legii trafił jako 15-latek z Ożarowianki. Nie dostał wielu szans. Ale kilka razy na boisku się pojawił. Bez powodzenia. Świat futbolu skreślił go dość szybko. W 2007 roku, jako zaledwie 21-latek, wyniósł się do Świtu Nowy Dwór, dla którego już w pierwszym sezonie strzelił 14 goli.
Na Łazienkowskiej został przywitany gwizdami, co było dla niego zaskoczeniem.
- Szkoda, że kibice tak się zachowali. Uderzyło mnie to trochę, ale trzeba żyć z tym dalej - tłumaczy Dariusz Zjawiński.