- Podobała się panu nasza gra? To dobrze, ale ja nie mogę być zadowolony - odpowiada popularny "Ula". - Popełniliśmy w tym meczu dwa błędy. Jeden w trzeciej minucie, drugi w ostatniej. Oba były bardzo drastyczne w skutkach, straciliśmy po nich bramki. Ponadto nie udało nam się zrealizować planu na ten mecz, nie planowaliśmy bowiem porażki - dodaje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.
Z Bełchatowa tej zimy odeszli trener Paweł Janas, Tomasz Jarzębowski, a Dawid Nowak z Łukaszem Gargułą nabawili się kontuzji. Ten ostatni w tym sezonie już nie zagra. Natomiast "Dawidek" w tym tygodniu powrócił do treningów i bardzo możliwe, że będzie do dyspozycji szkoleniowca już w sobotnim spotkaniu z Piastem Gliwice.
Przy tak znaczących osłabieniach, zmiany w pierwszym składzie były konieczne. Ulatkowski w niedzielnym meczu wystawił zupełnie przebudową linię pomocy. Zabrakło w niej miejsca dla rewelacji rundy jesiennej Janusza Gola, w środku pola dowodziła więc trójka Rachwał-Ujek-Cetnarski. Na bokach pomocy znalazło się natomiast miejsce dla szybkich Bartłomieja Chwalibogowskiego i Tomasza Wróbla, którzy u Janasa grali naprawdę niewiele.
- Lubię taką grę, gdzie można odpowiednio wykorzystać dynamikę skrzydłowych. W Zagłębiu też miałem takich piłkarzy. Pawłowski, Kolendowicz, Łobodziński pozwalali na realizację tej taktyki - przyznaje trener Bełchatowa.
Ten wariant, rozpisany powyżej, w konfrontacji z Lechem zdał egzamin. Piłkarze GKS zaprezentowali szybki, ofensywny futbol. - Mamy sprawiać radość nie tylko sobie, ale i również kibicom. Liczymy, że w ten sposób przyciągniemy ich na stadion. Ale jak pokazał niedzielny mecz, sama radość z gry nie zawsze przynosi odpowiednie efekty - przyznaje.
W Bełchatowie nikt oficjalnie nie chce mówić o planach na ten sezon. Wiadomo jednak, że z taką grą i wysoką pozycją w lidze GKS stać na nawiązanie walki o awans do europejskich pucharów. - Jakbym miał mówić, że chcemy utrzymać piąte miejsce po rundzie jesiennej, to wolałbym nic nie mówić - wymijająco odpowiada Ulatowski.