Ponad ośmiotysięczna publiczność na Arenie Lublin głośno dopingowała Biało-Czerwonych i reprezentacja Węgier U-21 sprawiała wrażenie sparaliżowanej tą atmosferą. Goście popełniali dużo prostych błędów i mieli problem z precyzyjną wymianą kilku podań. - To Polacy byli faworytem. Przyszło nam grać na dużym stadionie, przy licznej publiczności, więc musieliśmy ciężko harować - przyznaje trener Michael Boris.
Reprezentacja Polski U-21 dominowała na boisku, ale przewagę udokumentowała tylko piękną bramką Jarosława Jacha z rzutu wolnego. Pomimo wielu prób Polacy nie zdobyli drugiego gola. - Myślę, że obejrzeliśmy dobry mecz pod względem taktycznym. W pierwszej połowie jakość była po stronie Polski, która atakowała, ale my zagraliśmy dobrze - ocenia 41-letni Niemiec.
Madziarzy do końca grali na wysokich obrotach i ich ambicja została nagrodzona. Biało-Czerwoni w końcówce wypadli blado, a goście wyrównali po stałym fragmencie gry. W doliczonym czasie Donat Zsoter z rzutu wolnego dośrodkował na głowę Daniela Prossera, który pokonał Jakuba Wrąbla. - W drugiej połowie mocniej pracowaliśmy na boisku. Zrobiłem zmiany i skorzystałem z prawie wszystkich zawodników, których miałem na ławce. Szczęśliwie zremisowaliśmy po jednym ciosie, ale jesteśmy bardzo zadowoleni z wyniku 1:1 w meczu z bardzo dobrą drużyną. Takie spotkania są bardzo ważne dla naszego rozwoju. Waszemu zespołowi i narodowi życzę wszystkiego najlepszego i powodzenia na mistrzostwach Europy w przyszłym roku - kończy Boris.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Żewłakow: na Miliku ciąży zbyt duża presja (źródło TVP)
{"id":"","title":""}