W 2009 roku Andres Iniesta wygrał Ligę Mistrzów , a rok później jego gol w 116 minucie dał Hiszpanii złoty medal mundialu w RPA. Ten rok powinien być dla niego szczególny. I był. Ale nie tak jak sobie to wyobrażał.
W swojej najnowszej autobiografii zatytułowanej "Artysta", fantastyczny hiszpański pomocnik zdradza, że cierpiał w tym okresie na niezidentyfikowaną chorobę. Coś w rodzaju depresji.
"Nie była to jednak depresja, może nawet nie choroba. Taki niepokój" - pisze. - "Czułem, że nie wszystko jest w porządku".
W 2009 roku Iniesta grał w finale Ligi Mistrzów z kontuzją. Lekarze ostrzegali go, żeby nie strzelał. Jeszcze podczas przygotowań do sezonu miał problemy zdrowotne. Dodatkowo Carles Puyol przyniósł do klubu dramatyczną wiadomość. Bliski przyjaciel Iniesty, kapitan Espanyolu Barcelona, Dani Jarque, zmarł, zostawiając narzeczoną w zaawansowanej ciąży. To dobiło pomocnika Barcelony.
ZOBACZ WIDEO: Jerzy Engel: Lewandowski i Krychowiak są jeszcze bez formy (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Zaczęły się jego kłopoty, zarówno fizyczne jak i psychiczne. Testy niczego nie wykazywały, ale zawodnik nie mógł normalnie trenować. Pep Guardiola pozwalał mu schodzić z boiska przed końcem zajęć, a zawodnik często z tego pozwolenia korzystał.
W swojej książce opisuje, że czuł się jakby spadał z dużej wysokości. Zdradza, że zaczął korzystać z pomocy specjalistów. Stał się "ofiarą czegoś, co go przerażało". Nikt nie wiedział o jego problemach, nawet koledzy z zespołu.
Piłkarz pisze, że rozumie ludzi, którzy popadli w szaleństwo. Jego uratował gol strzelony Holandii. Zadedykował go rodzinie zmarłego przyjaciela.