Od 1995 roku Legia walczyła o awans do fazy grupowej Champions League cztery razy. Weszła za piątym. Najpierw było jednak wiele niepowodzeń.
W sezonie 2002-03 drużyna mierzyła się z Vardarem Skopie (3:1 i 1:1) oraz Barceloną (0:3 i 0:1). Gwiazdą szatni był wówczas Moussa Yahaya. W sezonie, gdy zespół zdobył mistrzostwo Polski i Puchar Ligi, zawodnik nie zawsze trzymał formę poza boiskiem. Izbę wytrzeźwień traktował jak hotel. W listopadzie 2001 roku "Polska Agencja Prasowa" podała komunikat:
"Zatrzymany przez policję we wtorek w godzinach porannych piłkarz Legii Warszawa, Moussa Yahaya, był pijany i się zataczał. Przewieziono go do izby wytrzeźwień, gdzie stwierdzono w wydychanym przez niego powietrzu 2,5 promila alkoholu. Tam pozostał przez kilka godzin. Policjantów zaintrygował płócienny pas, który piłkarz miał na biodrach. W pasie zaszytych było sześć woreczków z substancją sypką. Zawartość woreczków poddano badaniom laboratoryjnym. Pas okazał się amuletem".
Nazwisko napastnika z Nigru do dziś wywołuje uśmiech na twarzach byłych legionistów. - To był "agent" - zaczyna Aleksandar Vuković. - Był pociechą w szatni. Rozbawiał nas zwłaszcza sposobem wypowiadania się. Nie mogliśmy wytrzymać ze śmiechu, gdy starał się przeklinać po polsku - wspomina Serb, który dziś pracuje w sztabie szkoleniowym Legii. - Nawet na treningu potrafił rozbroić swoim zachowaniem. Kiedyś w Katowicach wypalił do trenera: "jak jest pan taki mądry, to niech pan sam pokaże, jak mam przyjąć piłkę" - uzupełnia Marek Jóźwiak. - Imprezy? Każdy lubił wtedy dobrze się zabawić. Mussa ma kilka historii za uszami, ale nigdy większych problemów z nim nie było - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Pilarz po Legii: to wielka satysfakcja (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Koledzy nabierają wody w usta, ale niektóre przygody piłkarza trudno przemilczeć. Serwis "Legia.net" cytował w tamtym okresie jednego z pracowników izby wytrzeźwień w Warszawie przy ulicy Kolskiej: "Przywożono go do nas kompletnie pijanego, ale nigdy nie rozrabiał. Był potulny jak baranek, chyba dlatego, że miał problemy z utrzymaniem się na nogach. Po spożyciu alkoholu Yahaya często nawet sam zgłaszał się do nas na nocleg. Może po prostu polubił to miejsce" - czytamy.
Yahaya w sezonie 2002-03 strzelił gola w pierwszym meczu el. LM z Vardarem Skopie. Karierę zakończył w Mazurze Karczew.
Na podwójnym gazie
Cztery lata później warszawskie bary przejął Elton Brandao. W szatni nie był już tak lubiany jak Yahaya. - "Co to nie ja" - myślał o sobie. Chyba się za bardzo zaaklimatyzował, ale z Brazylijczykami, bo z nami nie starał się złapać kontaktu - przypomina sobie Piotr Włodarczyk, były napastnik drużyny.
Elton miał udany początek w Legii. W meczu z FH Hafnarfjorour w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów strzelił gola na wyjeździe (1:0). Polscy kibice odśpiewali po meczu hymn, a piłkarz pomyślał chyba, że przysługuje mu immunitet. Na początku sierpnia 2006 roku został zatrzymany przez policję za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu. Miał prawie 1,5 promila we krwi. Stracił prawo jazdy, został przesunięty do drużyny rezerw i musiał zapłacić karę w wysokości 80 tysięcy złotych. Obiecał poprawę. Trzy miesiące później sytuacja się powtórzyła. Na ulicę wyjechał pożyczonym samochodem od Hugo Alcantary.
"Piłkarz został zatrzymany we wtorek późnym wieczorem. Około godziny 23.30 patrol policji zauważył samochód wyjeżdżający ze sklepowego parkingu. Pojazd jechał wężykiem. Funkcjonariusze włączyli koguta i dali kierowcy sygnał do zatrzymania. Ten w odpowiedzi tylko dodał gazu. Uciekał m.in. ul. Wąwozową. Na ul. Rybałtów wpadł na chodnik i tam zakończył swoją jazdę. Po sprawdzeniu dokumentów grający w Legii Brazylijczyk został przebadany alkomatem. Wynik - 0,82 promila" - relacjonowała "Gazeta Wyborcza".
Brazylijczyk wystąpił we wszystkich czterech meczach kwalifikacji do Ligi Mistrzów: z FH Hafnarfjorour (1:0 i 2:0) oraz Szachtarem Donieck (0:1 i 2:3). Na koniec swojej trzymiesięcznej przygody z Legią podczas meczu ekstraklasy z Widzewem najpierw uderzył łokciem w twarz wypożyczonego tam Jakuba Rzeźniczaka, a później opluł kapitana RTS-u, Marcina Nowaka. Eltonowi z boku przyglądał się Dawid Janczyk. Wówczas cichy i poukładany chłopak, rzadko zabierający głos w szatni. Dopiero wchodził do drużyny. Po latach talent zmarnowany właśnie przez alkohol.
Ta Mazowiecka...
Na kolejny bój o Champions League Legia czekała siedem lat. Do meczów z The New Saints (3:1 i 1:0), Molde (1:1 i 0:0) oraz Steauą Bukareszt (1:1 i 2:2) przystępowała drużyna z piłkarzami po przejściach, na przykład z Jakubem Wawrzyniakiem zdyskwalifikowanym przed laty za stosowanie dopingu. Zespół nie miał już w środku zgniłego jabłka, a gnijące zostało z niego wydalone.
Takim był Patryk Mikita. Miał 19 lat kiedy trener Jan Urban wprowadził go do pierwszej drużyny. Napastnik tylko początek sezonu miał obiecujący. Strzelił gola i miał dwie asysty w debiucie z Widzewem (5:1), wystąpił też w rewanżowym meczu ze Steauą w IV rundzie el. LM. Nie potrafił skoncentrować się jednak wyłącznie na piłce.
- Ja też święty nie byłem, ale trzeba było wiedzieć, na ile i kiedy można sobie pozwolić. Warszawa ma największe pokusy. Jak ktoś przyjeżdżał ją zwiedzać, to nie ma mowy o rozwoju - komentuje Włodarczyk.
Tak było z Mikitą. Zawodnik zaczął upubliczniać swoje zdjęcia z imprez za pośrednictwem facebooka. Był również częstym bywalcem popularnej pijalni alkoholu "Meta, Seta, Galareta" przy ulicy Mazowieckiej w Warszawie. - Co tu dużo mówić: to nie było poważne - Jacek Magiera nie rozumie wyboru dobrze zapowiadającego się zawodnika. Mikita zmarnował wtedy wielką szansę. Z drużyny odszedł Daniel Ljuboja, a Marek Saganowski nie mógł później trenować przez problemy z sercem. Urban patrzy na problem szerzej.
- Nie mieliśmy kim grać z przodu, postawiłem na młodego. Czasami po prostu zawodnik nie jest w stanie przeskoczyć pewnego progu. Nie jest łatwo utrzymać się na pewnym poziomie. Czy Patryk poczuł się za pewnie? Myślę, że zawodnik, który potrafi grać w piłkę, zawsze się wybroni. To kwestia gry pod presją. Nie każdy jest w stanie ją udźwignąć. Inaczej gra się o najwyższe cele w ekstraklasie, inaczej w pierwszej lidze. Czasem trzeba zacząć od niższego pułapu - komentuje dziś szkoleniowiec.
Mikita po jednej rundzie odszedł do Widzewa. Dziś jest piłkarzem zespołu z zaplecza ekstraklasy, Chojniczanki Chojnice.