Michel Platini - wielki król i mały krętacz

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Sam o sobie mówił: "Nie mam i nigdy nie będę miał pewnych walorów Cruyffa czy Maradony. Nikt nie dorówna także boskiemu Pele. O tym można tylko marzyć. Wydaje mi się, że jedynym wspólnym elementem tych gwiazd i moim jest umiejętność przewidywania na boisku. Zazwyczaj widzę więcej od partnerów i potrafię szybko podejmować decyzje. Jeśli chodzi o przyspieszenie, start do piłki, jestem gorszy od wielu piłkarzy".

Idealnie sklasyfikował go wspomniany John Foot, zaliczając do grupy piłkarzy, którzy "sprawiają wrażenie, jakby znajdowali się w kapsule czasu".

Do ojczyzny z hiszpańskiego mundialu wrócił już jako gwiazda piłki. W Juventusie Turyn, m.in. ze Zbigniewem Bońkiem, stworzył jedną z najbardziej ekscytujących drużyn w historii europejskiego futbolu klubowego.

W pierwszym sezonie "Stara Dama" doszła do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (od 1993 roku Liga Mistrzów), gdzie przegrała z Hamburgerem SV. Potem był wygrany Puchar Zdobywców Pucharów (finał 2:1 z Porto i decydująca bramka Bońka) i w końcu wygrany finał Pucharu Mistrzów. Mecz z Liverpoolem na Heysel, choć wygrany, był jednak końcem drużyny i Platiniego. W 56. minucie Gary Gillespie sfaulował Bońka przed polem karnym (Anglicy wyliczyli nawet, że miało to miejsce na 22,86 metrze od bramki Bruce'a Grobbelaara), ale sędzia Andre Daina podyktował rzut karny. Wielu komentatorów od razu uznało, że arbiter działał z premedytacją.

Liverpool nie mógł wygrać tego meczu po tym wszystkim, co stało się wcześniej tego wieczoru (przed meczem na trybunach doszło do zamieszek, zginęło 39 osób).

Bramkarz "The Reds" rzucił się w swoją lewą stronę, Platini strzelił lekko w drugą, po czym zaczął biec w stronę ławki rezerwowej Juve. Wyłączył się. Nie był w stanie ukryć radości na twarzy. Długo nie zostało mu to zapomniane.

W swojej książce, wywiadzie przeprowadzonym przez Gerarda Ernaulta (w Polsce pod tytułem "Porozmawiajmy o futbolu"), stara się wyjaśnić tamtą chwilę: - Wiedziałem o zabitych na stadionie i tę wiedzę "wyparłem". Tak więc mój gest należałoby oceniać z punktu widzenia psychiatrii.

Platini zapewnia, że choć zdawał sobie sprawę z dramatu, nie znał jego rozmiarów. Radość piłkarzy i runda honorowa były jednak niezrozumiałe (sami zawodnicy mówią, że chcieli jedynie podziękować fanom). Ojciec jednej z ofiar stwierdził wiele lat później, że oglądając to, chciał wymiotować. W końcu nocne świętowanie w hotelu i parada z pucharem po mieście. W "Calcio" czytamy, że Francesco Rutelli, późniejszy burmistrz Rzymu, stwierdził, iż zachowanie wszystkich zaangażowanych w ten mecz było haniebne.

Dla Platiniego to był koniec. W swojej autobiografii wydanej w 1987 roku (w Polsce pod tytułem "Moje życie jak mecz") pisze: - Gdybym miał wpływ na artykuł, który mógłby być mi poświęcony, np. w naszym wydawnictwie, chciałbym, żeby ograniczyć go do kilku słów: "29 maj. 1985 roku, Heysel w Brukseli. Zdobył z rzutu karnego jedyną bramkę finału Pucharu Europy. Od tego tragicznego wieczoru wszystko się w nim załamało"

Na pokaz? W poczuciu winy? Nigdy się tego nie dowiemy. Zbigniew Boniek do tej pory wypowiedział publicznie ledwie kilka zdań na temat tej tragedii.

Christelle, żona Francuza, po latach powiedziała dziennikarzowi, że Michel nie może do dziś zapomnieć o śmierci francuskiego kibica (w rzeczywistości zginęło 2 Francuzów), który przyjechał na mecz tylko dla swojego idola. Platini, zapytany o to przez Ernaulta, mówi: "Ten nieszczęsny widz uosabia wszystkie pozostałe ofiary. Przed Heysel był dla mnie jednym z mnóstwa fanów, których miałem okazję poznać, ofiarując im moje słowa i fotografie. Tam zaś nagle stał się uosobieniem tragedii. A także mojej winy".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×