Henryk Kasperczak to prawdziwy weteran afrykańskiego futbolu. Srebrny medalista MŚ 1974 zaczął pracę na Czarnym Lądzie w 1993 roku od prowadzenia Wybrzeża Kości Słoniowej, z którym zdobył brązowy medal Pucharu Narodów Afryki 1994. Słonie były pierwszą drużyną narodową, którą opiekował się "Henry".
Potem 70-letni szkoleniowiec pracował z kadrami Tunezji (1994-1998), Maroka (1999-2000), Mali (2001-2002 i 2013-2015) oraz Senegalu (2006-2008). Z Tunezją zdobył wicemistrzostwo Afryki 1996 i awansował na MŚ 1998, a na PNA 2002 zajął z Mali z IV lokatę.
Od lipca minionego roku Kasperczak ponownie jest selekcjonerem reprezentacji Tunezji, którą wprowadził na PNA 2017, a w przyszłym tygodniu rozpocznie walkę o awans na MŚ 2018. Rywalami jego zespołu będą Kongo, Gwinea i Libia.
- To drużyny, które mogą sprawić niespodziankę, ale nasz cel jest jeden: awans na mistrzostwa. W Afryce nie ma już słabych drużyn. Nie ma już zespołów, które można wykluczyć na starcie. Wszystkie mecze będą bardzo trudne i każdy punkt będzie miał znaczenie - mówi Kasperczak na łamach fifa.com.
- Dawno nie było Tunezji na mistrzostwach, a teraz mamy dobrą okazję na to, by wrócić na dużą scenę. Z Afryki bardzo trudno awansować na mundial. Nie zgadzam się z ludźmi, którzy twierdzą, że awans zdobywa się na wyjazdach. To ważne, by wracać do domu z punktami, ale przede wszystkim trzeba zwyciężać przed własną publicznością. Drużyna, która wygra trzy domowe mecze i jedno na wyjeździe będzie na 99 procent pewna awansu - przekonuje Kasperczak.
ZOBACZ WIDEO: Sam Allardyce: To co zrobiłem było bardzo głupie. Teraz wyjeżdżam na wakacje, muszę to sobie wszystko poukładać