Zaduszki to w Polsce dzień wyjątkowy, ważniejszy od Wszystkich Świętych. W słowiańskiej tradycji to "Dziady", czas, w którym żywi mają najbliższy kontakt ze zmarłymi, a zagubionym duszom mogą wskazać drogę do Nawii. Drugiego listopada tego roku piłkarskie Dziady najhuczniej obchodzić się będzie w Warszawie przy Łazienkowskiej.
UEFA za wykroczenia na trybunach podczas meczu z Borussią Dortmund postanowiła nie bawić się w szukanie winnych, tylko ukarała zbiorowo - także te 99 procent kibiców Legii Warszawa, którzy po 21 latach przyszli po prostu zobaczyć najważniejsze europejskie rozgrywki klubowe na własnym stadionie. Klub będzie się odwoływał, ale ze względu na recydywę szanse ma niewielkie.
Dziadów nie wpuszcza się na salony, a jak już wyszarpią sobie zaproszenie, to czeka się tylko na pierwszą lepszą okazję, by wezwać ochronę i wskazać drzwi wyjściowe. Legia tę okazję dała osobiście, wyrżnęła się na czerwonym dywanie, potykając się o własne nogi. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie zauważyła schodów, bo miała ograniczone pole widzenia przez kominiarkę na głowie.
Mecz z Realem Madryt miał być świętem na stulecie klubu. W tym wyjątkowym roku udało się już nie tylko wywalczyć mistrzostwo, Puchar, ale przede wszystkim przebrnąć eliminacje dzielące od europejskiej elity. Oczywiście, szanse na korzystny wynik praktycznie nie istniały, ale Legia chciała Ligi Mistrzów nie tylko po to, by zebrać naukę i doświadczenie, ale przede wszystkim zarobić oraz - co wielokrotnie podkreślali wszyscy właściciele klubu - umocnić wizerunek marki klubu w Europie. Wizerunek został umocniony - w herbie jest gaz łzawiący. Milionów złotych przychodów z dnia meczowego nie będzie. Podobno miały pójść na akademię dla młodych piłkarzy.
Żal tych wszystkich kibiców, którzy uwierzyli, że Legia wróciła tam, gdzie jej miejsce. Czyli żal większości, która teraz płaci za grupę szukającą mocnych wrażeń. Do Warszawy pan Ronaldo przyjedzie tylko strzelić kilka goli, nie będzie miał szansy pochwalić fanów za głośny doping. A oni pana Ronaldo zobaczą co najwyżej w telewizji. Liga Mistrzów nie jest dla idiotów, być może w górę pójdzie tylko sprzedaż odbiorników z dekoderem.
Zamknięte trybuny na mecz z Realem mogą mieć dla Legii większe konsekwencje. Są tacy, którzy chcieliby wprowadzić do władz ludzi z korporacji, dla których nie istniałyby żadne rozmowy z kibicami. "Zmiana profilu widowni", czyli postawienie na fanów z grubym portfelem, którzy przyjdą na ważny mecz, ale wynik nudnej kopaniny z Piastem albo Termalicą sprawdzą w internecie, ma swoich zwolenników. Tych, którzy myśleli, że da się panować nad tłumem, żal tak samo jak tych, którzy myślą, że zarządzanie piłkarskim klubem niczym nie różni się od zarządzania siecią supermarketów.
Michał Kołodziejczyk
Tu znajdziesz inne teksty tego autora
ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Portugalski dziennikarz właśnie tego się po Legii spodziewał