Po znajomości nie dostanę od trenera miejsca w składzie - rozmowa z Dariuszem Kozubkiem, piłkarzem Korony Kielce

Kieleccy działacze sięgają do tradycji, ale do tej chlubnej. Dariusz Kozubek to prawdziwa ikona klubu, jedna z barwniejszych postaci w historii Korony. Jego powrót do Kielc spotkał się z prawdziwym entuzjazmem kieleckich sympatyków, którzy darzą zawodnika ogromnym szacunkiem.

Artur Wiśniewski: Po raz kolejny wraca pan na stare śmieci. Kibice w Kielcach przyjęli pana z otwartymi rękoma. Też po raz kolejny.

Dariusz Kozubek: Bez dwóch zdań. Cieszę się, że mogłem wrócić do miejsca, z którego pochodzę. Tutaj przeżywałem piękne chwile i teraz liczę na kolejne. Perspektywa występów na pięknym stadionie przy tak dużej rzesze kibiców jest ekscytująca. Przyznam, że nie mogę się już doczekać, aż wybiegnę na murawę, oczywiście jeśli trener Gąsior da mi szansę. O to też muszę się postarać, ale tylko dobrą dyspozycją.

Czy osoba szkoleniowca miała duży wpływ na to, że zdecydował się pan raz jeszcze wejść do tej samej rzeki?

- Mam być szczery? Miała bardzo duży wpływ. Z trenerem Gąsiorem miałem przyjemność już współpracować i naprawdę jestem zadowolony, że po raz kolejny znalazłem się w jego zespole. Znamy się dość dobrze. Ale od razu mówię, że nie będzie mieć to przełożenia na kwestię doboru podstawowej "jedenastki" przez trenera. Po znajomości w składzie nikt grać nie będzie. Ja też nie mam co liczyć na jakieś przywileje. Jeśli ktoś uważa inaczej, jest w wielkim błędzie. Wystarczy popatrzeć na nasze sparingi. Kiedy szkoleniowiec uznawał, że byłem w słabszej dyspozycji, sadzał mnie na ławce. W Koronie obowiązuje uczciwa konkurencja. Jestem pewien, że dojdzie do sytuacji, w której dobrzy zawodnicy nie zmieszczą się do pierwszego składu. A to dlatego, że mamy w Kielcach prawdziwy kłopot bogactwa. Pozytywny kłopot, oczywiście.

Trener Gąsior cieszy się w Kielcach sporym uznaniem. Właściwie wszędzie, gdzie pracował do tej pory, darzony był szacunkiem, a piłkarze wypowiadali się o nim z prawdziwym pietyzmem. Nie dziwi pana, że szkoleniowiec ten nie osiągnął jeszcze sukcesu w ekstraklasie?

- Powiem panu, że chyba ma pan rację. Faktycznie coś w tym jest. Trenerowi Gąsiorowi chyba brakowało troszeczkę szczęścia, bo ma wszelkie predyspozycje, by zdobyć poważanie na najwyższym szczeblu. Wierzę, że szczęście w końcu uśmiechnie się i do niego i że razem będziemy cieszyć się z upragnionego awansu Korony do ekstraklasy. Miejmy nadzieję, już w tym sezonie.

Ciężko przygotowywała się Korona do rundy rewanżowej bieżącego sezonu. Czy zespół wygląda dziś już tak, jak powinien?

- Bez wątpienia był to bardzo pożyteczny dla nas okres, który, mam nadzieję, dobrze przygotował nas do zbliżających się meczów. Motorycznie wyglądamy już naprawdę przyzwoicie - zespół jest wybiegany, dynamiczny, osiągał niezłe wyniki w sparingach. Taktycznie oczywiście trzeba dograć jeszcze pewne elementy, ale jesteśmy na dobrej drodze, by osiągnąć należytą dyspozycję. Obozy w Bielsku-Białej i we Wronkach zorganizowane były tak, jak trzeba. Właściwie grzechem byłoby narzekać na cokolwiek. Działacze zadbali, by zapewnić nam jak najlepsze warunki. We Wronkach trochę dokuczała nam zima, boiska były zmrożone, ale i z tymi problemami umieliśmy sobie poradzić.

Wspomniał pan o meczach kontrolnych. Szczególnie cieszy chyba remis 1:1 z poznańskim Lechem, który potrafi złoić skórę niejednemu zespołowi grającemu w ekstraklasie.

- Tak, zaprezentowaliśmy się tutaj bardzo korzystnie i sprawiliśmy niespodziankę. Lech gra szybką, ofensywną piłkę, nabrał doświadczenia w europejskich pucharach. My jednak nie położyliśmy się, pokazaliśmy pazur, graliśmy jak równy z równym. To świadczy tylko o tym, że dysponujemy naprawdę silnym zespołem.

Na pierwszy strzał idzie teraz w lidze łódzki Widzew.

- To powinien być mecz, od którego powinniśmy zacząć wiosenną realizację walki o awans. Do tego potrzebne są trzy punkty. Oczywiście, jednym spotkaniem promocji się nie wygrywa. Ale zależy nam, by ruszyć z kopyta. Widzew jest do ogrania, a naszym atutem jest piękny obiekt i wspaniali kibice.

Duet Matusiak-Robak może być ciężki jednak do zatrzymania. Jakaś recepta?

- Nikt nie mówi, że będzie lekko. Widzew ma podobne aspiracje, jak i my. Trzeba zagrać pewnie i odważnie, bo łodzianie mają kilku naprawdę dobrych zawodników. Szykują się więc zacięte zawody. Zawody, jak sądzę, na poziomie ekstraklasy. Bo obie drużyny potrafią naprawdę dobrze grać w piłkę.

Komentarze (0)