Sławomir Peszko: Już nie myślę, że zaraz zejdę

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Sławomir Peszko
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Sławomir Peszko
zdjęcie autora artykułu

- W 2018 roku minie dziesięć lat od mojego debiutu w kadrze. Najpewniej będzie to dla mnie koniec gry w reprezentacji. Muszę coś jeszcze wycisnąć z tego rozdziału kariery - mówi WP SportoweFakty Sławomir Peszko, pomocnik Lechii Gdańsk.

Przebojowy, ale i czasem bezmyślny. Taki jest Sławomir Peszko - na boisku, ale i w życiu. Po powrocie do Polski ustabilizował formę. - Dążę żeby być liderem Lechii Gdańsk. Dobrze współpracuje mi się z trenerem Piotrem Nowakiem. Dla dziennikarzy najważniejsze są statystyki. Dla mnie to, jak gram i ile daje drużynie. Moja pozycja w klubie jest bardzo dobra - mówi nam pomocnik.

Piłkarza za uszy wyciągnął Nowak. - Gdy do nas przychodził, grupa niezadowolonych zawodników była w naszym zespole większa od tej, która grała. Było nas wtedy prawie 30. A mimo to Nowak żył ze wszystkim w dobrych relacjach. Wprowadził nową taktykę: 3-5-2. Trafia bezpośrednio do piłkarzy. Nie wymaga nie wiadomo czego, raczej trzymania równego poziomu - opowiada.

Pretensje o złe drogi

Podejście nowego szkoleniowca wpłynęło na przemianę pomocnika. Gdy przyszedł do Lechii długo nie był w formie. Dodatkowo poprzedni trener biało-zielonych, Thomas von Heesen, często krytykował go publicznie. Przy Nowaku złapał oddech. - Von Heesen to trener arogancki. Rugał nas, odsyłał na trybuny, czasem nawet zabraniał trenowania z pierwszą drużyną. Lechia grała źle, nie mogłem się wkomponować, ale nagle, gdy odszedł, zaczęliśmy wygrywać i zakwalifikowaliśmy się do pierwszej ósemki w lidze. To chyba o czymś świadczy. Nie wiem, jakie było jego wyobrażenie o naszym futbolu. On nas na treningach uczył pressingu, jakbyśmy go wcześniej nie stosowali... - rozkłada ręce piłkarz. I podaje inne przykłady. - Różne rzeczy go denerwowały. Że wracamy po meczu autokarem, a nie samolotem i że nie ma autostrady do Białegostoku. Miał o to pretensje do nas, zawodników - uśmiecha się z politowaniem Peszko.

Dziś zawodnik może pozwolić sobie na więcej. - Nie stresuje się, jak nie wyjdą mi dwie akcje z rzędu. Von Hessen już się wtedy "grzał" przy ławce. Z kolei ja miałem z tyłu głowy, że albo zaraz mnie ściągnie z boiska, albo w następnym meczu nie wystąpię. Dziś czuję zaufanie od trenera, mam komfort psychiczny i jestem pewny siebie - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski zdradził wszystko? Wymowny uśmiech na pytanie o przyszłość w Bayernie

Zawodnik wraca do reprezentacji po krótkiej przerwie. Nie został powołany na pierwszy mecz eliminacji MŚ z Kazachstanem (2:2). - Zadzwoniłem do trenera Nawałki i poprosiłem, by mnie nie powoływał, bo to nie ma sensu. Przez miesiąc miałem stłuczony mięsień. Łapałem się wszystkiego, by szybciej wrócić do zdrowia. Ciągnęło się to długo i przewlekle. Pojechałem do Belgradu i tam się leczyłem - kontynuuje.

Walka o minuty

Podczas Euro był zawodnikiem wchodzącym z ławki rezerwowych. Wie, że wywalczenie miejsca w pierwszym składzie jest w jego przypadku prawie niemożliwe. - Trudno być zadowolonym z pozycji, jaką mam obecnie w reprezentacji. Gdyby mi to odpowiadało, to nie miałbym ambicji. Wiem, że mamy dobrych zawodników i trudno ich wygryźć. Jest Kuba Błaszczykowski, Kamil Grosicki, Bartek Kapustka, Maciej Rybus, Paweł Wszołek. Przydałby mi się taki mecz jak z Irlandią jak w poprzednich eliminacjach, gdy strzeliłem gola - wspomina.

Swój reprezentacyjny rozdział zamknie prawdopodobnie po mundialu w Rosji. - Tak to się pewnie skończy. W 2018 roku minie dziesięć lat od mojego debiutu w kadrze. Najpewniej będzie to dla mnie koniec gry w reprezentacji. Muszę coś jeszcze wycisnąć z tego rozdziału kariery - kończy Peszko.

Źródło artykułu: