Takiej sytuacji w Kluczborku nie było nigdy wcześniej. W końcówce pierwszej połowy awarii uległo oświetlenie. Kiedy jupitery zaczęły gasnąć, piłkarze Chojniczanki Chojnice wykonywali rzut wolny, po którym zdobyli bramkę. Po ponad dziesięciu minutach sędzia uznał, że gol nie może zostać uznany, gdyż goście rozpoczęli grę bez gwizdka.
- Było trudno się przedostać przez dobrze zorganizowaną defensywę MKS-u, staraliśmy się rozmontować ten zespół. Dziwna sytuacja w końcówce pierwszej połowy, w momencie oddania strzału gaśnie światło, sędzia pokazuje na środek boiska, czyli uznaje bramkę. Następnie po dziesięciu minutach tę bramkę odwołuje, przy okazji usuwa z ławki najspokojniejszego człowieka, Hermesa. Dla mnie było to niemożliwe, a jednak. Wiele rzeczy było możliwych, wiele się wydarzyło - ocenił trener Chojniczanki, Maciej Bartoszek. Zgodnie z przepisami sędzia podjął słuszną decyzję.
- Jest problem z oceną tego meczu, mocno zastanawiam się jak je skomentować, by nie powiedzieć czegoś za dużo. Cała sytuacja z pierwszej połowy bardzo mocno podcięła nam skrzydła. Tak się dziwnie składa, że jesteśmy zespołem, któremu zabiera się prawidłowo strzelone bramki. To druga bramka zabrana nam w ciągu kilku tygodni. Tak już jest, musimy się po tym podnieść - dodał Bartoszek.
Do przerwy Chojniczanka przegrywała 0:1 po golu zdobytym z rzutu wolnego przez Kamil Nitkiewicz. Goście do wyrównania doprowadzili po uderzeniu z woleja Michała Markowskiego. - Przyjeżdżając do Kluczborka wiedzieliśmy, że rywale będą grać z przysłowiowym nożem na gardle i tak też było. Przeciwnik swoje braki nadrabiał wolą walki i ambicją. Dobrze weszliśmy w ten mecz, ale straciliśmy bramkę w głupi sposób, po dobrze wykonanym stałym fragmencie gry. W drugiej połowie kluczborczanie liczyli na kontrę, mocno się bronili i pracowali w defensywie. Stworzyliśmy kilka sytuacji, ale brakowało nam skuteczności - zakończył trener Chojniczanki.
ZOBACZ WIDEO Jakub Czerwiński: Pogoń niczym nas nie zaskoczyła, ale... (Źródło: TVP S.A.)
{"id":"","title":""}