Ruch Chorzów to wielka marka, ale wielką drużyną nie jesteśmy - rozmowa z Wojciechem Grzybem, piłkarzem Ruchu

W przegranym przez Ruch Chorzów spotkaniu z Lechią Gdańsk, niespełna 35-letni Wojciech Grzyb zagrał bardzo ambitnie. Był on inicjatorem wielu akcji ofensywnych, jednak nie udało się ani jemu, ani jego kolegom z drużyny pokonać Pawła Kapsy.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Gałęzewski: Zostawiłeś sporo serca na boisku. Było widać, że chciało ci się grać, może nawet najbardziej ze wszystkich zawodników...

Wojciech Grzyb: Trudno mi oceniać samego siebie. Cieszę się z tego, że dyspozycja jest nienajgorsza i mimo wieku, który nieraz jest mi wypominany i warunki szybkościowe i wydolnościowe są moim atutem jak zawsze. Chcę grać. Cieszyłem się, że grałem na prawej pomocy, bo mimo wszystko lubię grać bliżej bramki przeciwnika. Jedynym negatywem było to, że nie udało nam się strzelić bramki. Nie mogę być jednak zadowolony.

Mogłeś być bohaterem spotkania z Lechią i przyczynić się do zdobycia przez Ruch trzech punktów...

- Mogłem i powinienem. To, że ostatnio grałem na obronie nie jest dla mnie usprawiedliwieniem, gdyż zawiódł instynkt strzelecki, którego specjalnie nigdy nie miałem. Marną pociechą jest to, że miałem wiele sytuacji i piłka ewidentnie mnie szukała. Przynajmniej raz powinienem się pokusić o zdobycie bramki, ale trzy punkty zostały w Gdańsku.

Podczas gry najczęściej przebywaliście na prawym skrzydle. Czy to było takie założenie taktyczne, czy wyszło to z gry?

- Nieźle się czułem i z gry wynikało to, że jej szukałem. Było trochę miejsca, a Arek Mysona to ofensywny zawodnik. Wiem dlaczego, bo grając na prawej obronie też staram się bardziej grać z przodu, niż bronić bramki. Stworzyliśmy do przerwy kilka ładnych sytuacji, ale nie wpadła żadna bramka. Lechia, która nie była chyba zespołem lepszym wygrała 2:0. Wynik jest dla nas przykry, ale idzie w świat i trzy punkty zostają w Gdańsku.

Byłeś blisko asysty, ale ze znakomitej pozycji bramki nie zdobył Nykiel...

- Mogłem mieć trzy asysty, bo przy pierwszej akcji Pavol Balaz był faulowany i Remigiusz Jezierski był uprzedzony przez obrońcę. Brałem udział w wielu akcjach, które powinny się zakończyć bramką. Biję się jednak w pierś, bo gdybym choć raz pokonał bramkarza - nawet przy stanie 1:0, to wyrównalibyśmy wynik spotkania i być może dowieźlibyśmy punkt, z którego bylibyśmy zadowoleni. Przegraliśmy mecz i nasza sytuacja robi się coraz trudniejsza

Dużo faulowaliście. Czy Ruch ma taki styl gry?

- Chciałbym, żeby stylem nie było brutalne faulowanie, ale ostra gra. Tak się dziś gra w piłkę, bo jeśli zostawia się dużo miejsca przeciwnikowi, to może to wykorzystać. Ja w meczu w Gdańsku miałem dużo miejsca i Lechia miała spore problemy. Gra się blisko, kontaktowo, niestety również na faul. Oczywiście w ramach zasad fair-play. Chciałbym, aby Ruch tak grał, bo śląska piłka słynie z tego, że jest twarda. Z Górnikiem tak nie graliśmy, w Gdańsku już tak, a paradoksalnie przegraliśmy 0:2. Pierwsza bramka, to stały fragment gry, a druga to fantastyczny strzał tego młodego chłopaka. Nie wiem nawet jak się on nazywa...

Jakub Kawa, był to dla niego pierwszy mecz w Gdańsku w Ekstraklasie...

- To tym bardziej gratulacje dla niego! Świetny strzał! Słupek, poprzeczka...

Kiedy przełamiecie waszą niemoc strzelecką? Wasz bilans tej wiosny, to dwa mecze, zero bramek zdobytych i trzy stracone...

- Z Bytomiem za tydzień. Obok Odry Wodzisław jesteśmy jedynym zespołem, który punktów jeszcze nie zdobył. W Gdańsku brakowało nam skuteczności. Co z tego, że większość strzałów trafiało w światło bramki, jak Paweł Kapsa był zawsze tam, gdzie powinien? W meczu z Górnikiem mieliśmy natomiast pecha. Graliśmy słabo, ale Górnik też nie zachwycił. Jeden stały fragment gry pozwolił na to, aby piłka znalazła się w naszej bramce. Mimo wszystko brakuje nam trochę szczęścia.

Po dobrej rundzie jesiennej dosyć niespodziewanie wydaje się, że będziecie walczyć o utrzymanie. Po meczu w Gdańsku macie gorszy bilans bezpośrednich pojedynków, niż Lechia...

- Tak, to prawda. To też było ważne. Bardzo chcieliśmy strzelić bramkę, bo nawet gdybyśmy ten mecz przegrali, to w przypadku wyniku 2:1 bilans by się wyrównał. Teraz i Lechia i Górnik Zabrze mają lepszy bilans, niż my. Trzeba na to patrzeć. Uważam jednak, że mimo wszystko znajdziemy się pod koniec w środku tabeli. Teraz jednak wszystko się bardzo spłaszczyło.

Chyba się nie spodziewaliście tego, że będziecie musieli myśleć o walce o utrzymanie?

- Mimo wszystko nie byłem takim hurraoptymistą, jak niektórzy. Bliżej było nam do dołu tabeli, niż do góry. Arka miała jeden punkt przewagi, ale Śląsk już siedem i to jest ta górna część tabeli. Arka i my będziemy grali do końca o niższą strefę. Teraz cztery drużyny mają po 22 punkty. Za tydzień jedziemy do Bytomia na mecz o życie.

Jesteście drużyną bez wielkich nazwisk, a mimo to byliście tak wysoko w tabeli...

- Mimo wszystko jesteśmy nadal w stanie zająć 7-8 miejsce. Szóste, to jednak za wysokie progi jak na dzień dzisiejszy. Ruch Chorzów to wielka marka, ale wielką drużyną nie jesteśmy. Każdy mecz musimy wybiegać, wywalczyć. Nadal jestem optymistą i choć przegraliśmy dwa mecze, ósme miejsce bez wątpienia jesteśmy w stanie zająć.

Jak się gra na Stadionie Śląskim, jako na swoim obiekcie?

- Mimo wszystko wolelibyśmy grać na Cichej. Stadion w Gdańsku jest do niego podobny, a atmosfera na meczu z nami była fantastyczna. Gdy się wychodzi na boisko przed meczem, to aż przechodzą ciarki. Wolę grać na małych, ale pełnych stadionach. To, że w poprzedniej kolejce było 40 tysięcy ludzi na Stadionie Śląskim się już nie powtórzy. Być może za rok? Choć słyszałem, że kolejne derby będą na Cichej. Stadion Śląski jest wspaniałą areną, ale poza Wielkimi Derbami Śląska chodzi na mecze 7-8 tysięcy kibiców i jest to za mało.

Czego wam brakuje, żeby zapełniać Stadion Śląski na wszystkich meczach?

- Każdy mecz musielibyśmy grać z Górnikiem Zabrze.

Komentarze (0)