GKS 1962 Jastrzębie to sprawca największej sensacji w obecnej edycji Pucharu Polski. III-ligowiec w 1/8 finału nieoczekiwanie wyeliminował po rzutach karnych Górnik Łęczna. Ćwierćfinałowym rywalem jastrzębian były Wigry Suwałki, kluby te dzielą dwa szczeble rozgrywkowe i różnica ta była widoczna na boisku.
Suwalczanie szybko objęli prowadzenie. W 12. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę głową do siatki skierował Kamil Zapolnik. Goście po zdobyciu gola wyraźnie zwolnili tempo, a coraz lepiej zaczęli się prezentować gracze GKS-u. W dodatku jastrzębianie od 44. minuty grali w przewadze jednego zawodnika, a w doliczonym czasie gry pierwszej odsłony wykorzystali niesłusznie podyktowany rzut karny i doprowadzili do wyrównania.
W drugiej połowie suwalczanie liczyli na kontrataki i indywidualne błędy rywali. Jeden z nich na bramkę zamienił Kamil Adamek. Wigry po pierwszym meczu jest bliżej awansu do półfinału, ale III-ligowiec nie zamierza się poddawać. - Początek w naszym wykonaniu był bojaźliwy, wręcz byliśmy przestraszeni. Później zawodnicy uwierzyli, że się da. Jestem przekonany, że da się również w Suwałkach i przechylimy szalę zwycięstwa na swoją stronę - powiedział trener GKS-u, Jarosław Skrobacz.
- Wigrom chodziło o zwycięstwo i ten cel osiągnęli. Nie musieliśmy przegrać tego meczu, pomijając te wszystkie okoliczności jak rzut karny i gra w przewadze. Za nami pierwsza połowa dwumeczu, wierzę bardzo mocno w swój zespół. W porównaniu do spotkania z Górnikiem Łęczna graliśmy bez pięciu zawodników i to musiało się odbić na naszej dyspozycji - ocenił Skrobacz.
Rewanżowe ćwierćfinałowe spotkanie zaplanowane jest na 30 listopada.
ZOBACZ WIDEO Napoli skromnie pokonało beniaminka. Zobacz skrót. [ZDJĘCIA ELEVEN]