Piotr Tomasik: Jakie wrażenia po obejrzeniu dwóch ostatnich ligowych potyczek Lechii Gdańsk?
Michał Globisz: Były to dwa zupełnie różne spotkania, choć rozgrywane na własnym terenie. Pierwsze to typowy mecz przyjaźni i okazanie Śląskowi dużego respektu. Mało sytuacji podbramkowych i kombinacyjnych akcji, a zbyt dużo czytelnych akcji z obu stron. Po remisie u siebie piłkarze Lechii wiedzieli, że muszą wygrać. Zagrali więc z Ruchem ofensywnie, zaprezentowali kilka ciekawych zagrań, widoczny był ruch bez piłki i tym samym sporo okazji do zdobycia gola. To wszystko mogło się podobać kibicom.
Obie te kolejki były zgoła odmienne nie tylko w wykonaniu gdańszczan, ale i wszystkich drużyn ekstraklasy. W 18. serii spotkań brakowało emocji i bramek, w 19. - wręcz przeciwnie. Choćby spotkanie między broniącymi się przed spadkiem ŁKS i Cracovią przyniosło aż siedem goli.
- Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Teoretycznie należy się zachwycać aż tak dużą ilością bramek i mówić, że było to kapitalne widowisko. Można też powiedzieć, iż formacje defensywne w obu zespołach spisały się katastrofalnie. Gdyby spotkały się drużyny, popełniające niezliczoną ilość błędów, mogłoby się skończyć wynikiem 14:12, co nie znaczyłoby jednak, że był to mecz wspaniały. Liczba goli nie powinna decydować, czy spotkanie było ciekawe, czy nie.
Wyparło, Hajto, Świerczewski - przez wielu byli już wysyłani na emeryturę, mówiono, że są za starzy na grę w piłkę. Jak pokazały dwa ostatnie mecze, doświadczenie w Łodzi zdaje egzamin.
- To dopiero początek rundy rewanżowej, zostało jeszcze jedenaście spotkań. Na tak odważne wnioski chyba jeszcze za wcześnie. Doświadczenie to na pewno ważny element każdego zespołu, który popadł w kłopoty.
Po niezłych występach Hajty w ŁKS narodziło się pytanie, czy tacy zawodnicy, którzy na zachodzie zrobili mniejszą lub większą karierę, wciąż powinni kopać piłkę na ligowym podwórku? A może lepiej odejść w niezłym stylu i podjąć się spokojnej pracy w dobrym klubie, jak np. Tomek Wałdoch?
- To indywidualna kwestia. Jedni wolą odejść w wielkim stylu, jak Kulej w boksie [dwukrotny mistrz olimpijski-przyp.PT] czy wspomniany Wałdoch. Inni chcą pograć i pobawić się jeszcze trochę w piłkę nożną.
Bez typowego napastnika, bo na pewno nie jest nim Robert Szczot, Górnik Zabrze broni się przed spadkiem. Czy zespół, który nie ma typowego "żądła", ma szansę się utrzymać?
- Robert pokazał się z bardzo dobrej strony, wprowadził dużo ożywienia. Nie zawsze ilość zawodników w pierwszej linii świadczy o sile ofensywnej drużyny. Można grać jednym napastnikiem, mając szybkich i groźnych skrzydłowych. Często odważnie grają także boczni obrońcy, którzy w dzisiejszych czasach mają biegać od bramki do bramki. Najważniejsza jest realizacja założeń taktycznych trenera, bo zagrażać rywalom mogą zawodnicy z różnych formacji.
W podobnej sytuacji kadrowej jest Legia, która póki co musi sobie radzić bez swojego najlepszego strzelca Takesure'a Chinyamy. Mimo to, udało się zaaplikować Odrze aż cztery gole, a po jednym podzielili się pomocnicy warszawskiej ekipy. Trener Urban narzekał wcześniej, że zawodnicy drugiej linii zbyt rzadko uderzają na bramkę, tym razem zastrzeżeń do ich gry mieć nie mógł.
- To tylko potwierdza moje wcześniejsze słowa. Nie ilość napastników w pierwszym składzie jest najważniejsza, lecz realizacja założeń taktycznych. Jeśli ktoś ma grać naprawdę ofensywnie, to i tak coś strzeli.
Po nieco pechowej porażce z Lechem, GKS Bełchatów poległ na wyjeździe z Piastem Gliwice. Rafał Ulatowski płaci frycowe?
- Nie sądzę. To były pierwsze koty za płoty, takie przetarcie, ale nie będzie można tłumaczyć się w ten sposób do końca sezonu. Brak Garguły to wielkie osłabienie dla tej drużyny i widzimy już pierwsze tego skutki. "Ula" to młody, zdolny szkoleniowiec i wierzę, że wkrótce jego Bełchatów zacznie grać dobrą piłkę.
Rozjaśniło się coś w głowie pana trenera po tych dwóch kolejkach, jeśli chodzi o walkę o mistrzostwo? Lech zdobył sześć punktów, podczas gry Polonia ledwie jeden.
- Trochę za wcześnie, żeby ogłosić czyjś spadek lub wygranie ligi. Ja kibicuję poznaniakom, grają obecnie najładniejszy futbol w kraju i chyba powinni zakończyć sezon na pierwszym miejscu. Natomiast walka o wicemistrzostwo rozstrzygnie się raczej pomiędzy Legią a Wisłą. Zupełnie niejasna jest dla mnie sytuacja w dolnych rejonach tabeli, bo jeden przegrany mecz może spowodować spadek nawet o kilka pozycji.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Lechu. Arboleda mówi głośno o odejściu, Stilić i Rengifo również, a menedżer Lewandowskiego - Cezary Kucharski przyznaje, iż Roberta będzie niezwykle ciężko zatrzymać w Poznaniu. W jakich barwach rysuje się przyszłość Kolejorza?
- To podstawowy problem w naszym kraju. Chyba wszyscy pamiętamy Wisłę, która miała już prawie zespół na fazę grupową Ligi Mistrzów, ale w kluczowym momencie pozbyła się swoich najlepszych zawodników. Oby nie stało się podobnie z Lechem. Jeśli rzeczywiście mieliby odejść tacy gracze, jak Arboleda, Stilić i Lewandowski, to jakość tego zespołu diametralnie spadnie. Siła tego zespołu opiera się głównie na wspomnianej trójce. Gdyby oni odeszli z Poznania, drużyna Smudy wróciłaby poziomem do tej naszej ligowej szarzyzny i przestałaby się wywyższać. Działacze klubu muszą zrobić wszystko, aby zatrzymać najlepszych piłkarzy.
Ale większość z nich to obcokrajowcy, dla których Polska to tylko przystanek do wielkiej kariery.
- Zgadza się. Trzeba ich więc odpowiednio umotywować do dalszej gry w kraju. Jeśli jednak będą bardzo chcieli odejść, to odejdą. Świat się nie zawali. Miło byłoby, gdyby podobną klasę, co obcokrajowcy w Lechu, osiągnęli gracze z naszego podwórka. Wówczas byłoby ich w przyszłości łatwiej zatrzymać. Ale to chyba mało realny scenariusz, bo znów na światło dzienne wychodzi problem szkolenia młodzieży...