Edward Kowalczuk to legenda Hannoweru 96

PAP / Peter Steffen/DPA
PAP / Peter Steffen/DPA

Jedyny polski trener, który na zachodzie jest stawiany na równi ze szkoleniowcami z Niemiec i innych krajów. Specjalista od przygotowania motorycznego. Edward Kowalczuk to żywa legenda Hannoweru 96.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

"Piłka Nożna": Podobno nie odejdzie pan na emeryturę, dopóki nie wychowa następcy.
[/b]

Edward Kowalczuk: - We wszystkich klubach na świecie jest teraz tendencja, aby zawsze zachować kogoś, kto będzie kontynuatorem i będzie przekazywał wartości kolejnym trenerom i piłkarzom. U nas teraz była taka sytuacja, że odeszło jedenastu piłkarzy i w ich miejsce musieliśmy jedenastu ściągnąć, czyli powstał praktycznie nowy zespół. W pierwszej kolejności chodzi o właściwe i optymalne sterowanie dynamiką i obciążeniami oraz organizacją treningów. W pierwszych tygodniach pracy z nowym sztabem trzeba zminimalizować ilość błędów. A do tego jest potrzebna osoba, która zna realia.

Pan przeżył w klubie kilkudziesięciu trenerów i tej zmiany jakoś nie zaznał.

 - To prawda. Kilka miesięcy temu obchodziłem trzydziestą rocznicę pobytu w Hannover 96, co stanowi ewenement na skalę światową. To nie jest łatwe zadanie, aby w jednym profesjonalnym klubie utrzymać się tak długo. Tajemnicą tej długowieczności jest to, że staram się dobierać takie środki do pracy trenerskiej i wychowawczej, aby odnosiły właściwy skutek. Nikt się nie utrzyma w zespole, jeśli piłkarze go nie zaakceptują. Decyduje zaufanie, fachowość i kompetencje.

ZOBACZ WIDEO Asysta Karola Linetty'ego i wygrana Sampdorii nad Interem. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

Pracuje pan z Arturem Sobiechem, który często odnosi kontuzje. Co u niego?

 - To bardzo utalentowany piłkarz, który ma wielkiego pecha, bo kiedy jest szansa, aby załapał się do reprezentacji i zaczyna regularnie strzelać gole, to coś mu się przydarza. Liga niemiecka, a szczególnie druga Bundesliga jest bardziej bezkompromisowa i piłkarze są narażeni na większą liczbę kontuzji. Czołowi piłkarze też nie grają zawsze we wszystkich meczach, również łapią urazy. Obciążenia są bardzo duże i ryzyko kontuzji jest spore. Kolana, stawy, mięśnie i więzadła nie u każdego to wytrzymują. Najlepszym przykładem unikania urazów jest Robert Lewandowski, który preferuje atletyczny trening indywidualny w trakcie sezonu. Z mojego doświadczenia sugerowałbym, aby trenerzy bardziej uwzględniali indywidualne potrzeby zawodników, które w praktyce są ignorowane. Wtedy dochodzi do przeciążeń i kontuzji.

Artur Sobiech ostatnio doznał nieprzyjemnego urazu więzadła przyśrodkowego lewego kolana i kontuzja wytrąciła go z rytmu treningowo-meczowego na ponad trzy tygodnie. Teraz jest już w pełni sił i może zainteresować swoją formą selekcjonera Adama Nawałkę.

W Polsce chyba nikomu nie grożą zbyt duże obciążenia?

 - Tego nie wiem, ale każdy ambitny trener wie dobrze, że efektywny trening musi mieć określoną intensywność. Jednostka bez odpowiedniej intensywności jest mało skuteczna. Rośnie nowe pokolenie, fachowo przygotowane do tego niezwykle trudnego zawodu.

Nie nudzi się panu w Hanowerze? Trzydzieści lat to szmat czasu.

 - Absolutnie nie. Hanower to bardzo piękne miasto, które się ciągle zmienia i ma masę atrakcji. Jeśli chodzi o aspekt piłkarski, to praca w Bundeslidze i drugiej Bundeslidze to czysta przyjemność i przywilej. Świetne warunki treningowe, piękny stadion, komplet widzów w drugiej lidze - wszystko naprawdę układa się idealnie. Mamy wszystko, o czym może każdy trener sobie marzyć. Dlatego człowiek się tu nie nudzi. Praca jest ciekawa, ambitna i bardzo motywująca.

Trenerzy, którzy odchodzili z klubu nie chcieli pana ze sobą zabrać? Nie wierzę, że nie było ofert z innych drużyn.

 - Oczywiście, że były, ale o tym, że tu jestem decydują też inne względy. Ja tu się doskonale czuję, jest tu moja rodzina, zadomowiliśmy się. Warunki w innym klubie byłyby może materialnie lepsze, ale znowu aklimatyzacja, mieszkanie w hotelu, dojazdy na treningi - to się nie kompensuje. Finansowe względy mają drugorzędne znaczenie. Najważniejsze, że mam przekonanie, iż jestem tu potrzebny.

Ilu trenerów przeżył pan w klubie?

 - O wiele za dużo, ponad 30 trenerów. Jestem dumny z tego, że w mojej karierze trenerskiej miałem do czynienia z wieloma trenerami o świetnych kompetencjach, którzy obdarzali mnie pełnym zaufaniem i pozostawiali całkowite przygotowanie zespołu pod względem motorycznym w moich rękach.

Kiedy przychodzi nowy szkoleniowiec, pańska obecność nie wywołuje u niego dodatkowego stresu?

 - Ci co do nas trafiają, wiedzą kim jestem. Akceptują mnie w pełni i dobrze współpracujemy. Daniel Stendel, obecny trener - młody, bardzo ambitny o dużych sukcesach w zespołach juniorskich, jest moim wychowankiem. Mamy wspólną filozofię na prowadzenie zespołu i na trening motoryczny, dogadujemy się znakomicie.

Który z trenerów był najlepszy przez te trzydzieści lat?

 - Zdarzało się, że był dobry trener, ale zespół był słaby i odwrotnie. Najlepiej wspominam moją współpracę z Ralfem Rangnickiem, który w 2002 roku wprowadził naszą drużynę do 1. Bundesligi po wielu latach gry na zapleczu. Stendel też jest dobrym fachowcem. Przeszedł praktycznie przez wszystkie szczeble w klubie, od dzieci po seniorów.

Polscy trenerzy często do pana przyjeżdżają lub dzwonią i pytają o rady?

 - Jednym z wielu, którzy w ostatnich latach odbyli staż w Hannoverze jest Jacek Magiera. Spędził tu tydzień, rozmawialiśmy, wymienialiśmy uwagi. Staże w moim klubie mają duże znaczenie szkoleniowe, trenerzy mają okazję zapoznać się z wszelkimi niuansami pracy trenerskiej, w jednej z najlepszych lig Europy. Wspólnie z profesorem Janem Chmurą oraz trenerem VfL Wolfsburg Januszem Dajwłowskim zamierzamy rozpocząć w 2017 roku bardzo ciekawy projekt dla polskich trenerów. Chcemy organizować staże, podczas których będziemy przedstawiać i pokazywać przygotowanie motoryczne dla wszystkich kategorii wiekowych w Wolfsburgu i Hannoverze.

Kiedy wróci pan do Polski?

 - W ten weekend byłem na konferencji na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Ponadto często wracam do ojczyzny, właśnie na różnego rodzaju kursy i konferencje, podczas których dzielę się wiedzą i doświadczeniami o przygotowaniu motorycznym w Bundeslidze ze studentami, trenerami i nauczycielami.

Rozmawiał w Hanowerze Paweł Gołaszewski

Komentarze (1)
avatar
Jacek Krzciuk
1.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pozdrawiam Panie Edziu. Do dzisiaj pamiętam jak zrobić natarcie na płotek lekkoatletyczny.
Pana dawny zawodnik czy uczeń czy jakoś tak , ze Szczecina :-). LO VIII - piękne czasy. Jacek Krzciuk