Legia zatrzymuje Real Madryt!

PAP /  	PAP/Leszek Szymański
PAP / PAP/Leszek Szymański

Legia odrobiła dwubramkową stratę i prowadziła z Realem Madryt na kilka minut przed zakończeniem meczu. Zwycięzca Ligi Mistrzów trafił w poprzeczkę w ostatnich sekundach spotkania. Mistrz Polski zdobył pierwszy punkt w tej edycji Champions League.

Pod koniec sierpnia, czyli w momencie, gdy Legia poznała rywali w fazie grupowej Ligi Mistrzów, przedstawiciele władz Warszawy wzięli głęboki wdech, myśląc o zabezpieczeniu miasta podczas meczu z Realem Madryt. Drużyną, której kibicuje pół świata i która przyciąga w każde miejsce rzesze fanów. Pojawiły się już pewnie pierwsze plany, jak może ten dzień wyglądać. Korek na Trasie Łazienkowskiej miał się zaczynać już w okolicach Pomniku Lotnika, a najpewniejszym miejscem na zostawienie samochodu miały być okolice Nowego Światu. Minęły dwa miesiące i Legię zweryfikowała rzeczywistość. Z Dworca Zachodniego na stadion Legii jechało się samochodem, nie forsując tempa, piętnaście minut, a miejsc parkingowych nie brakowało kilka metrów przed stadionem. Przed bramą wejściową atmosfera piknikowa. Więcej policji pracuje średnio przy okazji rodzinnych festynów, niż we środę przy spotkaniu mistrzów Polski z obrońcą Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu. Przy Łazienkowskiej było jak na grobach: cicho i nostalgicznie.

Hiszpańskich dziennikarzy średnio interesował ten mecz. Konferencję prasową zdominowali pytaniami o zamknięty stadion. Tamtejsi przedstawiciele mediów obawiali się o swoje bezpieczeństwo. Zaraz po przylocie do Polski odezwali się do naszej redakcji z pytaniem, czy nie muszą obawiać się ultrasów Legii chodzących po mieście. Kibiców polskiego zespołu nie było ani na stadionie (efekt kary nałożonej przez UEFA), ani w jego okolicach. Mecz oglądali w swoim gronie. W Warszawie nie było bowiem zorganizowanej zbiórki fanów dopingujących klub przed stadionem, jak miało to miejsce podczas meczu z Ajaksem Amsterdam w Lidze Europy prawie dwa lata wcześniej.

Dziwnie oglądało się spotkanie, słysząc z trybuny prasowej, co mówią do siebie piłkarze. Ci z kolei mogli usłyszeć żywiołową i głośną relację wysłanników Radia Marca, których głos rozlegał się po całym stadionie. Z pierwszym meldunkiem z Warszawy nie musieli długo czekać. Gdyby na stadionie byli kibice, już po pierwszej minucie zapadłaby na nim cisza. Ciężko było o inną reakcję po tym, co zrobił Gareth Bale. Walijczyk uderzył z woleja zza pola karnego, a piłka wpadła w samo okienko bramki Arkadiusza Malarza. Trenerowi Realu, Zinedine'owi Zidane'owi, przypomniała się na pewno jego bramka z finału Ligi Mistrzów z 2002 roku.

Real grał swobodnie i w bardzo łatwy sposób strzelił drugiego gola. Miroslav Radović nie zdążył upilnować w polu karnym Bale'a, ten podał do Karima Benzemy, a Francuz spokojnym uderzeniem pokonał Arkadiusza Malarza. Gospodarze się nie poddali, choć do 40 minuty zrobili niewiele, by zagrozić bramce Hiszpanów. Raz strzelał Guilherme, ale bardzo niecelnie. Być może to sprawiło, że piłkarze Realu ponownie się zdekoncentrowali. W tym sezonie na szesnaście rozegranych spotkań tylko dwa razy kończyli mecz z czystym kontem. W Warszawie potwierdzili, że mają z tym kłopot. Ale Keylor Navas nie miał prawa obronić strzału Vadisa Odjidji-Ofoe. Były reprezentant Belgii uderzył z siedemnastu metrów mocno i precyzyjnie. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Był to gol równie piękny, co Bale'a.

ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Gareth Bale: Dostaliśmy kopa. Zostaliśmy ukarani

Po przerwie to, co mogłoby się wydawać kiepskim żartem przed spotkaniem, stało się faktem. Legia wyrównała, a drugiego gola strzelił Miroslav Radović. Zinedine Zidane mówił na konferencji przed meczem, że obejrzał niemal wszystkie mecze Legii w tym sezonie. Skłamał. Radović ogrywał graczy Realu tak, jak robi to zazwyczaj w Ekstraklasie - na zamach. W drugiej połowie kopnął piłkę "z czuba" z kilkunastu metrów i pokonał Navasa. Na trybunach z radości szaleli klubowi pracownicy, głównie kucharze i stewardzi.

Gol dla Legii nie obudził gości. Gospodarze atakowali i stwarzali coraz większe zagrożenie. Skoro wyrównanie mogło zabrzmieć jak kiepski żart, to jak nazwać to, co stało się w 83. minucie? Thibault Moulin kopnął technicznie zza pola karnego, piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki Navasa. Zidane nie mógł uwierzyć w to, co dzieje się na boisku. Goście wzięli się błyskawicznie w garść i już trzy minuty później wyrównali. Mogli wygrać, ale Lucas trafił w poprzeczkę w ostatnich sekundach meczu.

Punkt został przyjęty na stadionie jak zwycięstwo. Klubowy spiker wykrzyczał zachwycony: "to najważniejsze trzy punkty życia".

Legia Warszawa - Real Madryt 3:3 (1:2)

0:1 - Gareth Bale 1'
0:2 - Karim Benzema 35'
1:2 - Vadis OdjidjA-Ofoe 40'
2:2 - Miroslav Radović 58'
3:2 - Thibault Moulin 83'
3:3 - Mateo Kovacić 86'

Składy:

Legia: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński, Jakub Rzeźniczak, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Michał Kopczyński, Thibault Moulin, Guilherme, Vadis Odjidja-Ofoe (86. Tomasz Jodłowiec), Miroslav Radović (69. Michał Kucharczyk) - Nemanja Nikolić (77. Aleksandar Prijović).

Real: Keylor Navas - Dani Carvajal, Raphael Varane, Nacho, Fabio Coentrao (77. Marco Asensio) - Alvaro Morata (85. Mariano Diaz), Toni Kroos, Mateo Kovacić - Gareth Bale, Karim Benzema (64. Lucas Vazquez), Cristiano Ronaldo.

Źródło artykułu: