Agnieszka Kiołbasa: Jeszcze w piątek byliście na ostatnim miejscu w tabeli ekstraklasy. W sobotę nie tylko odbiliście się od dna, ale i opuściliście strefę spadkową. Ta sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Spodziewaliście się, że to jedno zwycięstwo może tak wiele zmienić?
Maciej Michniewicz: - Przed naszym meczem grały już drużyny, które bezpośrednio z nami rywalizują, także zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to zwycięstwo może nas dźwignąć nawet ponad kreskę. Większość się chyba spodziewała, że Odra Wodzisław nie zdobędzie punktów na Legii. Wiedzieliśmy już przed meczem, że trzy punkty zdobyte w starciu z Bełchatowem mogą nam dać bardzo dużo. Spowodują, że odczujemy większy luz psychiczny i będziemy w stanie jeszcze bardziej się zmotywować do tego, by utrzymać tę ekstraklasę dla Gliwic.
Ciasno w czołówce, ciasno w dolnej części tabeli. Dawno rywalizacja w ekstraklasie nie była tak emocjonująca. Zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że to najciekawsza liga od lat?
- Trudno powiedzieć. Na pewno walka o mistrzostwo, jak i o utrzymanie będzie bardzo zacięta, bo tam bodajże ósma i dziewiąta drużyna w tabeli mają po dwadzieścia dwa punkty. Także może nie są bezpośrednio zagrożone spadkiem, ale to takie drużyny, które jeśli przegrają dwa mecze z rzędu, dołączą do tych zespołów, które walczą o utrzymanie. Także dla nas to jest pozytywny sygnał, bo im więcej drużyn do walki o utrzymanie, tym większe szanse, że my swój cel osiągniemy.
Na dzień dzisiejszy wydaje się, że o to utrzymanie powalczy nawet dziesięć zespołów, bo siódma w tabeli Arka Gdynia też nie może jeszcze spać spokojnie...
- Tak to wygląda. Dwie porażki z rzędu mogą powodować spadek o kilka miejsc w tabeli. Tylko się cieszyć z tego, że liga jest tak ciekawa. Oby każdy sezon tak wyglądał, że jest zacięta walka o mistrza, zacięta walka o utrzymanie. To gwarantuje większe emocje.
Wy w niedzielę zmierzycie się właśnie z Arką. Historia dotychczas rozegranych pojedynków nie przemawia na waszą korzyść, bo Piast wygrał w Gdyni tylko dwa razy, ale wy w tym sezonie niejednokrotnie zadawaliście kłam statystykom. Tak było w meczu ze Śląskiem, było w ostatnim starciu z Bełchatowem...
- My nigdy nie patrzymy na statystyki. Nie zastanawiamy się nad tym, czy z tą drużyną już kiedyś wygraliśmy, czy może jeszcze nie. Jedziemy tam z pozytywnym nastawieniem, bo widać to po chłopakach w szatni. Na pewno będziemy chcieli przywieźć jakieś punkty, bo każdy punkt będzie nas przybliżał do tego upragnionego celu.
Jesienią waszą wizytówką była solidna gra w obronie. W przerwie zimowej straciliście czołowego defensora Adama Banasia i mogłoby się wydawać, że w tyłach może się posypać. Nic z tych rzeczy. Nadal w defensywie radzicie sobie znakomicie. Jaka jest recepta na tak skuteczną grę w obronie?
- Przede wszystkim w defensywie gra cały zespół, a nie tylko czwórka obrońców. Pracujemy nad tym. Dużo czasu na treningach poświęcamy temu elementowi gry. Każdy mecz analizujemy pod kątem naszych błędów. Tak było po niedawnym meczu z Cracovią. Tam tak naprawdę przez sześćdziesiąt minut Cracovia nam nie zagroziła. Później dopiero posypały się nasze szyki i straciliśmy przez to bramkę. Z Bełchatowem już nie popełniliśmy tych błędów.Tak naprawdę Bełchatów nie stworzył sobie żadnej klarownej sytuacji do zdobycia bramki i tylko się cieszyć z tego powodu. Jak widać ci nasi napastnicy, zawodnicy, którzy są odpowiedzialni za naszą ofensywę, zaczynają, że tak powiem, czuć tą piłkę. Nic tylko się cieszyć.
W sobotnim meczu przełamaliście, trwającą 593 minuty niemoc strzelecką. Ta ciągnąca się indolencja pod bramką rywala już chyba was samych zaczynała drażnić. Wierzysz, że trafienie Sebastiana Olszara na dobre przerwało tą czarną serię?
- Tak szczerze, to ja nawet nie liczyłem tych minut bez strzelonej bramki (śmiech). Mamy nadzieję, że ta seria na dobre już za nami. Tak naprawdę mieliśmy tych sytuacji kilka, bo Sebastian miał później okazję podwyższyć na 2:0. W ostatniej minucie też była sytuacja. Tych okazji nie brakuje, stwarzamy je sobie. Obyśmy je zamieniali na bramki.
Ty osobiście masz za sobą bardzo udaną jesień, której jednak mimo chęci nie byłeś w stanie dokończyć z powodu nieprzyjemnej kontuzji. Wiosna może być równie dobra w twoim wykonaniu, co pokazał ten mecz z Bełchatowem, w którym kompletnie wyeliminowałeś z gry Tomasza Wróbla, który tak dobrze zaprezentował się w konfrontacji z Lechem. Osobiście jesteś zadowolony ze swojej postawy w tych wiosennych spotkaniach?
- Po meczu z Cracovią nie mogłem być z siebie zadowolony, bo tak naprawdę nie czułem się za dobrze. W tym spotkaniu z Bełchatowem już to dużo lepiej wyglądało. Muszę powiedzieć, że duża w tym zasługa naszego trenera, który nam przedstawił analizę całej gry drużyny z Bełchatowa i w szczególności nas uczulał na Wróbla i Chwalibogowskiego. Byliśmy przez to jeszcze bardziej skoncentrowani na tym, by wyeliminować z gry tych zawodników, którzy byli siłą napędową w meczu z Lechem. Udało się nam to w stu procentach. Nic tylko się cieszyć. Byle to podtrzymać, bo będzie to bardzo duży plus.
Wielu twierdzi, że rozgrywasz swój najlepszy sezon w barwach Piasta. Zgodzisz się z tym?
- Nie wiem. Nie mnie to oceniać, czy to mój najlepszy sezon. Ja się bardzo cieszę, że na jesień byłem w dobrej dyspozycji. Teraz powolutku zaczynam wracać do tego poziomu z jesieni. Będę się starał robić wszystko, by grać jak najlepiej.
Jeżeli zagrasz w niedzielę, będzie to twój 150 oficjalny mecz w zespole Piasta, licząc rozgrywki ligowe i pucharowe. Jaki moment z występów w gliwickim klubie najbardziej utkwił ci w pamięci? Co wspominasz najmilej?
- Tych momentów było naprawdę bardzo dużo. Było trochę emocjonujących chwil, były też i przykre. Z tych najważniejszych, to na pewno awans do ekstraklasy. Kiedyś udało mi się awansować z trzeciej ligi do drugiej, kiedy grałem w Odrze Opole, ale nigdy wcześniej nie awansowałem z drugiej ligi do pierwszej, czy z pierwszej do ekstraklasy. Jak zwał tak zwał. Także, to był na pewno największy sukces, najprzyjemniejszy moment. Sukcesem dla mnie było też to, że po tym jak przyszedłem do Piasta, po nie najlepszym sezonie musieliśmy grać w barażach o utrzymanie i cel osiągnęliśmy. Na pewno też ten sezon, w którym była taka niemiła sytuacja, bo mieliśmy tych dziesięć ujemnych punktów. Graliśmy wtedy bardzo dobrze i gdyby nie ta kara punktowa, kto wie, czy Piast już wcześniej nie grałby w ekstraklasie, ale stało się, jak się stało. Trzeba się cieszyć z tego, że w tym momencie w niej jesteśmy. Ja jestem bardzo zadowolony z występów w Piaście. Tych radosnych chwil było bardzo dużo.
Nie pozostaje nic innego, jak tylko uczcić ten jubileusz zwycięstwem nad Arką, a może i nawet bramką? Jedną w tym sezonie już strzeliłeś... (śmiech)
- Ja już powiedziałem kiedyś, że nie jestem od strzelania bramek (śmiech). Niech inni się tym zajmą (śmiech), ale zwycięstwo bardzo by się przydało. Jedziemy tam, by powalczyć o trzy punkty, bo Arka jest zespołem jak najbardziej do ogrania.
Nie jest tajemnicą, że po sezonie wygasa twój kontrakt z Piastem. Chciałbyś jeszcze zostać w Gliwicach, czy raczej bierzesz pod uwagę zmianę otoczenia?
- Żadnych rozmów jeszcze nie było, więc nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Tak naprawdę jeszcze się nad tym nie zastanawiam. Czas pokaże, co się wydarzy. Ja jestem bardzo zadowolony z pobytu w Gliwicach. Dojeżdżam sobie spokojnie z domu, z Opola. Nie muszę już zmieniać miejsca zamieszkania. Czuję się tutaj bardzo dobrze, ale czas pokaże, jak to będzie.