Anioła zastąpił diabeł. Christoph Daum odbudowuje życie w Rumunii

To jakby anioła zastąpił diabeł. Christoph Daum to piłkarski wizjoner, potem narkoman, skandalista i człowiek, który wymknął się śmierci. Dziś, po Anghelu Iordanescu, prowadzi reprezentację Rumunii.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Na zdjęciu Christoph Daum Getty Images / Martin Rose / Na zdjęciu Christoph Daum

- Tak, brałem w tym udział. Przeszedłem boso po szkle. To były butelki po winie, ale nie jakieś wielkie kawałki. Trzeba patrzeć przed siebie, nigdy pod nogi. To jak z byciem nad przepaścią. Najlepiej nie spoglądać w dół - opowiada WP SportoweFakty o swoim treningu w Bayerze Leverkusen pod koniec lat 90. były reprezentant Polski, świetny bramkarz Adam Matysek.

Po ostrym szkle kazał mu chodzić niemiecki trener Christoph Daum.

Wizje szaleńca

Matysek, jak dodaje, nie miał jednak żadnego problemu. I stopy, którymi przecież zarabiał na chleb, (no, jako bramkarz rękami też) nawet mu nie krwawiły. - Zanim do tego doszło, mieliśmy całą sesję przygotowującą. Trening mentalny, chodziło o pokonywanie własnych słabości, przełamywanie się w trudnych momentach i podejmowanie decyzji, które pchają cię do przodu - uściśla. - Bo Christoph Daum w tamtym czasie był wizjonerem futbolu - nie ma wątpliwości Polak.

Christoph Daum grał zawodowo w piłkę, ale wielkiej kariery nie zrobił. Kopanie futbolówki zakończył w 1.FC Koeln, tam też przesiadł się na ławkę, najpierw jako asystent pierwszego trenera. Potem przejął ten zespół. Niemiecki dziennikarz Ulrich Hesse w swojej doskonałej książce "Tor - Historia Niemieckiej Piłki Nożnej" pisze:

"Do trenerki wniósł zupełnie nowe podejście. Był bardzo zainteresowany naukową stroną futbolu, a jego hobby była psychologia motywacyjna. Zmuszał piłkarzy do biegania po rozbitym szkle, wręczał im łyżki (by nauczyć ich, że jedzą z tej samej miski, w przenośni oczywiście), wykładał napastnikowi Ulfowi Kirstenowi sposób, w jaki swoją pracę wykonuje obnośny sprzedawca odkurzaczy (próbuje, wciąż próbuje od nowa), a także kazał swojemu zespołowi trenować w środku nocy bez żadnego wytłumaczenia".

ZOBACZ WIDEO Kierunek: Rumunia. Plan: zwycięstwo (źródło TVP)

Adam Matysek pod jego okiem trenował w latach 1997-2000. - Jego metody nie były w Niemczech zbyt dobrze postrzegane. Miał jednak swoją linię i wiedział, że musi po niej iść. Wszystkie nowości w takim środowisku jak piłkarskie nie zawsze brane są na poważnie - wspomina.

Swoje pierwsze mistrzostwo kraju wywalczył w 1992 roku z VfB Stuttgart. Niedługo potem z hukiem wyleciał z tego klubu, bo w meczu eliminacji do Ligi Mistrzów wystawił o jednego obcokrajowca za dużo. I drużyna została z rozgrywek wyrzucona. Nie był zorganizowany jak typowy Niemiec, u którego ordnung muss sein (niem. porządek musi być). Okazało się też, że to nie jest wszystko, na co go stać.

Wyrzucony ze Stuttgartu po raz pierwszy pojechał do Turcji, gdzie jego talent objawił się po raz kolejny. Z Besiktasem Stambuł zdobył mistrzostwo. Odbudowany, ponownie przekonany o własnej wielkości wrócił podbijać ojczyznę. Tym razem w Bayerze Leverkusen.

Adam Matysek wspomina, że już nawet pomijając szalone metody treningowe, Niemca charakteryzowało coś innego. - Bywało tak, że na kilka dni jakby tracił kontakt z drużyną. Owszem, był obecny, ale z nami nie rozmawiał. Stał i analizował, nie odzywał się. Treningi i odprawy prowadził asystent. To jest jak w rodzinie, gdy nagle nie ma rozmów, gdy ojciec gdzieś znika. Od razu ci się wydaje, że może dzieje się coś złego. W drużynie się nad tym zastanawialiśmy, nie mieliśmy jednak żadnej informacji zwrotnej. Nie wiedzieliśmy, czy mamy jakoś zareagować. Być może ta jego perfekcja wewnętrznie go spalała, oddalała od drużyny.

Tak czy inaczej w Leverkusen szło mu bardzo dobrze, bo Bayer mocno stawiał się Bayernowi Monachium. Daum uwielbiał rywalizację z Bawarczykami. Jeszcze będąc trenerem 1. FC Koeln, jako psycholog i filozof w jednym, wymyślił, że cała liga po prostu wmówiła sobie, że Bayernu się boi. Postanowił więc, że swoją postawą będzie dawał przykład, że nie taki ten monachijski lew straszny. Ładował więc amunicję i strzelał jak ze Sturmgewehra 44, świetnego niemieckiego karabinu maszynowego. Co rusz celował słownie a to w obecnego akurat trenera Bayernu, a to w legendę tego klubu, wtedy dyrektora generalnego Uliego Hoenessa. Z tym drugim szczerze się nienawidzili.

Zachwycona jego pracą była zaś niemiecka federacja. Drużyna narodowa prowadzona przez Ericha Ribbecka skompromitowała się na Euro 2000, nawet nie wyszła z grupy, strzeliła tylko jednego gola. Młody, odważny, przebojowy Daum wydawał się doskonałą kandydaturą do ruszenia starej, niemieckiej maszyny. Trener z Leverkusen zgodził się przejąć reprezentację, ale od lata 2001 roku. Na takie rozwiązanie nalegał klub, który chciał spokojnie poszukać zastępcy.

Jesteś moją kokainą

Ulrich Hesse pisze: "We wrześniu 2000 roku monachijski tabloid opublikował artykuł o Daumie, w którym wykopał trochę nowych brudów na temat zbliżającego się procesu trenera z jego byłym, nieco podejrzanym wspólnikiem biznesowym, a także mnóstwo starego brudu o Daumie opuszczającym swoją żonę dla czarującej piosenkarki. Zawierał także delikatną sugestię, że Daum może mieć coś wspólnego z używaniem narkotyków".

Temat podchwycił Uli Hoeness, który w jednym z wywiadów poprosił piłkarskie władze, aby wzięły artykuł pod uwagę. Daum oczywiście przekonywał, że jest niewinny.

Jeszcze raz Hesse: "Zaledwie tydzień później Daum nagle zmienił zdanie i pozwolił na laboratoryjne zbadanie próbki swoich włosów. Dlaczego tak zrobił, nigdy nie zostało w pełni wyjaśnione. Daum później przyznawał, że został w pewien sposób wprowadzony w błąd. - Myślałem, że ujdzie mi to na sucho - przyznawał. 20 października 2000 roku Daum i jego przyjaciel, dyrektor Leverkusen Reiner Calmund, dostali wyniki testu. Mężczyźni otworzyli list, przeczytali zawartość, po czym spojrzeli na siebie. - To nieprawda! - płakał Daum. Calmund powoli powiedział:  - Potrzebujesz pomocy."

Opowiada naoczny świadek tamtych wydarzeń, Adam Matysek: - W piątek przed bardzo ważnym meczem z Borussią Dortmund przeprowadził z nami trening. Potem mieliśmy w hotelu kolację, na której już go nie było. Jak już mówiłem, miał takie momenty, gdy odłączał się od drużyny. To, że brakowało go na wieczornym posiłku, jeszcze więc nas nie dziwiło. Naprawdę zaskoczeni byliśmy, że Dauma nie ma też na śniadaniu. Przed obiadem dostaliśmy już oficjalną informację z klubu. Więcej go nie widzieliśmy. Wsiadł w samolot i poleciał do USA. Nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu. To było jak grom z jasnego nieba. Wielki dramat człowieka, który zniszczył sobie karierę.

Christoph Daum poprowadzi Rumunię do mistrzostw świata w Rosji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×