Piotr Tomasik: Tej zimy w Widzewie pojawiło się aż sześć nowych twarzy. Tak duża aktywność klubu na rynku transferowym mogła być pewnego rodzaju brakiem zaufania do umiejętności piłkarzy obecnej drużyny? Tylko jednopunktowa zaliczka przed rundą wiosenną może wprowadzać nutkę niepewności.
Marcin Robak: Jestem innego zdania. Moim zdaniem, nowi gracze doszli do drużyny po to, aby zwiększyć rywalizację o miejsce w pierwszym składzie. Zawodnicy zawsze bardziej się starają na treningach, gdy wiedzą, że mają o co walczyć. Dla trenera jest to także o wiele lepsza sytuacja, bo ma szerokie pole manewru. Dzięki zimowym transferom skład Widzewa jest jeszcze silniejszy.
Kto jest największym wzmocnieniem zespołu?
- Zarówno Radek Matusiak, jak i Jarek Bieniuk to piłkarze doświadczeni, którzy grali w reprezentacji Polski. Obaj mają uznane nazwiska na krajowym podwórku i powinni nam pomóc w awansie. Są też inni młodzi chłopcy, z którymi wiąże się spore nadzieje.
Główną zmianą kadrową było jednak zwolnienie trenera Waldemara Fornalika i zatrudnienie Pawła Janasa. Ta roszada na stanowisku szkoleniowym także dla ciebie była niespodzianką?
- Myślę, że mogło to być zaskoczenie. Trener Paweł Janas cieszy się jednak dużym autorytetem wśród piłkarzy, to znany fachowiec i również jego należy uznać za duże wzmocnienie Widzewa.
W okresie przygotowawczym wygraliście wszystkie mecze sparingowe. Forma nie przyszła zbyt wcześnie?
- Nie. Każde zwycięstwo, również to w sparingu, w pewien sposób pomaga drużynie. Myślę, że żadna wygrana zaszkodzić nie może. Rozegraliśmy sporo spotkań kontrolnych, mierzyliśmy się i z lepszymi przeciwnikami, i z teoretycznie słabszymi. Trener chciał uważnie przyjrzeć się grze wszystkich zawodników, aby wiosną postawić na najlepszych. Na pewno ma już w głowie przygotowany skład na Koronę.
Zmieńmy na chwilę temat. Jak ci się podoba obecnie styl gry, prezentowany przez Lecha Poznań?
- Bardzo fajny. To zespół, który prezentuje otwartą grę i nastawia się na atak. Takie drużyny warto oglądać w akcji.
Wiesz dlaczego pytam?
- Nie mam pojęcia.
Kibice oczekują, iż Widzew w najbliższych miesiącach będzie prezentował właśnie taki ofensywny styl gry. W obecnym składzie grzechem byłoby nie awansować.
- Ja też lubię taką taktykę, gdy przez niemalże 90 minut zagraża się bramce przeciwnika. Zawsze lepiej jest atakować, niż się bronić. Okres przygotowawczy dla polskich klubów jest dość długi i liczę, że te zimowe zgrupowania wkrótce zaprocentują. Na pewno kibicom przyjemnie oglądałoby się grający do przodu Widzew. Jeśli będziemy stwarzać sobie dużo okazji strzeleckich, bramki też będą padały. Oczekiwania fanów są duże, ale my także stawiamy sobie wysoko poprzeczkę. Liczymy, że runda wiosenna będzie, co najmniej tak samo udana, jak jesienna.
Póki co klub sprzedał ponad dwa tysiące karnetów. To pokazuje, że będziecie mieli duże wsparcie od kibiców.
- Zgadza się. Mogliśmy się już o tym przekonać jesienią, gdy właściwie w każdym meczu - czy to u siebie, czy na wyjeździe - kibice byli naszym dwunastym zawodnikiem. Liczymy, że teraz na naszym stadionie pustych miejsc nie będzie już w ogóle.
Po transferze do Widzewa w jednym z wywiadów powiedziałeś, że miło byłoby strzelić tyle goli, ile wskazuje numer na twojej koszulce. Czyżbyś na wiosnę planował tylko dziewięć trafień?
- Nie, nie składałem wcześniej żadnej deklaracji. Gdy przypadł mi konkretny numer jeden z dziennikarzy zapytał, czy strzelę te 22 bramki. Jak już opublikowano taką informację w prasie, to ta liczba przy mnie została. Na pewno fajnie byłoby zdobyć aż tyle bramek, ale łatwo wcale nie będzie. Gdyby wiosna była w moim wykonaniu taka, jak jesień, to nie miałbym powodów do narzekań.
Obiecałeś, że zimą wymyślisz, w jaki sposób będziesz pokazywał kibicom swoją radość po ligowych trafieniach. Za czasów gry w Koronie na twojej głowie pojawiały się paski. Jaką niespodziankę przygotowałeś tym razem?
- (śmiech) Na razie nic nie wymyśliłem. Chyba wstrzymam się z konkretną decyzją do momentu powrotu Widzewa do ekstraklasy. Wtedy satysfakcja ze zdobywanych goli będzie jeszcze większa.
Z Radosławem Matusiakiem u boku będzie ci łatwiej wpisywać się na listę strzelców?
- Przeciwnicy będą się teraz obawiać także Radka. Wcześniej zdarzało się, że miałem koło siebie kilku zawodników. Wówczas nie było mi łatwo na boisku. Być może teraz będzie mi łatwiej dochodzić do sytuacji podbramkowych. Szczerze mówiąc, nie miałbym nic przeciwko temu.
Tracisz cztery bramki w klasyfikacji strzelców do Ilijana Micanskiego. To dużo?
- Nie. Czeka nas sporo spotkań, dziesiątki okazji strzeleckich. Zobaczymy, który z nas okaże się lepszy. Dwa, trzy mecze udane mogą zdecydowanie odmienić układ tej tabeli. Ja jednak przede wszystkim będę chciał pomóc drużynie.
Rok temu do reprezentacji Niemiec powoływany był Patrick Helmes z FC Koeln, grającego na zapleczu Bundesligi. Podobny scenariusz może mieć odzwierciedlenie w Polsce?
- Zobaczymy. Jeśli będę teraz tak skuteczny, jak jesienią, a Widzew awansuje do ekstraklasy, to czemu nie? Wszystko jest możliwe, choć do powołania jeszcze długa droga.
Latem chciały cię sprowadzić Legia Warszawa i Cracovia. Jak było zimą?
- Nie było nic, o żadnej ofercie nie słyszałem.
Naprawdę? Ciężko w to uwierzyć. Może działacze odrzucali transferowe propozycje za Robaka, nikomu o tym nie mówiąc?
- Nie myślałem nad tym. Uważam jednak, że gdyby jakaś oferta znalazłaby się na stole, ktoś by mnie poinformował. Poza tym nie po to Widzew sprowadzał mnie pół roku temu, aby teraz się mnie pozbywać.