Dariusz Tuzimek: pełzająca charyzma Jacka Magiery (felieton)

PAP/EPA
PAP/EPA

Jest jeszcze młodym trenerem, ale zrobi dużą karierę. Zadebiutował w Legii jako trener od razu w Lidze Mistrzów - światowy ewenement. Jego siłą jest konsekwencja i perfekcyjna organizacja.

Wynik meczu Borussii Dortmund z Legią jest dla Jacka Magiery piekielnie ważny. Ale niezależnie od tego, jak to spotkanie się skończy, trenerowi Legii nie wywróci to życia do góry nogami. On i tak się nie zmieni. Wstanie, ogoli się, bez obawy spojrzy w lustro. Nadal białe będzie dla niego białym, a czarne pozostanie czarnym. Nadal będzie się trzymał zasad, które zaprowadziły go na trenerski szczyt w Polsce. Mimo że nie uznaje drogi na skróty.

Nie jest typem szkoleniowca, który daje spektakl przy linii, jak choćby Michał Probierz. Gdy się patrzy na obłęd, jaki ma w oczach trener Jagiellonii w czasie meczów, człowiek myśli sobie: "nie chciałbym tego faceta spotkać nocą w ciemnej bramie". Magiera też przeżywa mecze swojej drużyny. Nie mniej niż Probierz. Tyle że jest w tym mniej emocjonalny, bardziej analityczny, a mecz kończy się dla niego dopiero, gdy rywale siedzą już w autokarze. Do tego momentu Magiera ma włączony tryb "praca, koncentracja, racjonalność".

Te hasła - należy do nich dorzucić jeszcze skromność - definiują styl pracy Magiery. Jest pozytywnie przewidywalny, sprawiedliwy i oferuje - wydawałoby się - zwykłą rzecz: normalność. Myślicie, że to niewiele? Jesteście w błędzie. Współczesny futbol ma wielki deficyt normalności. Piłka jest pełna dziwaków, ekscentryków, oryginałów i ludzi, którzy - chcąc się jakoś wyróżnić - postawili na bycie innymi. Często na siłę.

Magierze na tym nie zależy, bo jest przekonany, że ma futbolowi co innego do zaproponowania. Co? Pokazał to w Legii, w której świat, postawiony tam na głowie, po prostu odwrócił z powrotem na nogi. U niego - w odróżnieniu od jego poprzednika Besnika Hasiego - taki Gruzin Vako nie miałby prawa zagrać we wtorek w meczu Ligi Mistrzów, jeśli do Legii trafił w niedzielę. Chłopak wyszedł na przeciw piłkarskiej machiny, jaką jest Borussia Dortmund, nie znając nawet imion kolegów z drużyny.

ZOBACZ WIDEO Legia potrzebuje cudu? W Dortmundzie spokój i pewność siebie

U Magiery to się zdarzyć nie może. Tak jak nie zdarzają się trenerowi Legii medialne gierki na konferencjach prasowych czy w wywiadach. Słynie z nich przecież nie tylko Mourinho, bo i w Polsce Stanisław Czerczesow lubił w mediach coś rozegrać, obrazić się, strzelić focha, albo podkręcić swoją legendę człowieka, co to zionie mrozem, a na smyczy prowadza niedźwiedzia. U Magiery i w tym aspekcie zwykła normalność. Mówi tak, jak jest, i tym zdobywa sympatię. Przed meczem w Dortmundzie powiedział: - Czego tu się bać? Potrafimy grać w piłkę, kochamy to, co robimy. Przed nami wyzwanie, nikt nam nie zabroni walczyć.
 Filozofia prosta i do bólu zdroworozsądkowa. Nie ma żadnej "jaskini lwa" czy drogi wiodącej na skazanie, albo porównań do bitwy pod Grunwaldem. Przekaz jest prosty i pozytywny: nie mamy traumy pierwszego meczu, bo tamten mecz 0:6 jest jakby nie nasz. Jest zamknięty w szafie, a klucz od tej szafy zgubiony. Odcinamy się od wszystkiego co złe, dołujące i mogące nas zdeprymować przed rewanżem.

Magiera potrafił przekonać piłkarzy (tych samych, których Borussia upokorzyła w Warszawie), że mogą z Realem Madryt grać w piłkę. Nie bać się, nie wybijać piłki po krzakach, tylko kiwać, podawać, strzelać i prowadzić grę. Przed pierwszym meczem z Realem odprawa trwała trzy minuty, przed drugim zaledwie siedem. I w ogóle nie dotyczyła piłkarzy z Madrytu, Magiera skupił się wyłącznie na drużynie.

Jest jeszcze młodym trenerem, ale zrobi dużą karierę. Zadebiutował w Legii jako trener od razu w Lidze Mistrzów - światowy ewenement. Jego siłą jest konsekwencja i perfekcyjna organizacja. Gdy ostatnio robiliśmy wywiad z Magierą dla portalu Futbolfejs.pl, w pewnym momencie padła kwestia: kiedy dokładnie dostał - od prezesa Leśnodorskiego - propozycję objęcia Legii. Chwilę się o to spieraliśmy. I wtedy Magiera wyjął swój notes, w którym miał to dokładnie, pod konkretną datą, zapisane. - Zapisujesz sobie takie rzeczy? - nie mogłem ukryć zdziwienia. - Ja wszystko mam zapisane - padła odpowiedź.

Piłkarzy ujmuje sprawiedliwością. W tamtym wywiadzie powiedział: "Za zasługi to u mnie może zagrać tylko pan Lucjan Brychczy". Czy może być lepsze trenerskie credo? Tym, którzy twierdzili, że nie ma charyzmy, polecam popytać gwiazdy TVN-u, które okiełznał niemal od pierwszego treningu. Nie krzykiem, nie strachem, nie kapralskim drylem. Właśnie sprawiedliwością, fachową wiedzą i tym, że był sumienny i perfekcyjny nawet w pracy z amatorami. Już kilka lat temu cechowała go pozytywna pełzająca charyzma. Nie taka na pokaz, nie na konferencję prasową, nie do mediów. Nie taka, która ulewa się uszami. Taka, którą się czuje w szatni.

Magiera szybko zdobywa szacunek, gdy tylko ktoś ma szansę z bliska zobaczyć, jak pracuje, jak się zachowuje na meczu, jak reaguje. Na czym to polega? Gdy inni trenerzy są sparaliżowani emocjami, on zachowuje chłodny i analityczny umysł. Gdy w ligowym meczu z Lechem piłkarze drużyn skoczyli sobie do gardła, zrobiła się totalna szarpanina i niemal wszyscy - z obu sztabów - rzucili się do rozdzielania zawodników, Magiera robił co innego. On przygotowywał Kaspera Hämalainena do wejścia na samą końcówkę meczu. Po chwili Fin zdobył bramkę na 2:1, a większość piłkarzy Lecha po meczu przyznawała, że - w tych emocjach - nawet nie zauważyła, że wszedł na boisko.

Mecz w Dortmundzie jest ważny, ale po nim też jest życie. Jacek Magiera zostanie taki sam niezależnie od wyniku. To akurat jest pewne.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Źródło artykułu: