Słowo na niedzielę. Łukasz Piszczek: Łatwiej mają ci, którzy dużo nie myślą

- To był stres. Wróciłem do szatni i widziałem, że muszę mocno popracować nad swoją głową, zanim wrócę na boisko i usłyszę gwizdek. Chciałem się skoncentrować, ale wiedziałem, że nie mogę przesadzić z motywacją - mówi Łukasz Piszczek.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
WP SportoweFakty
WP SportoweFakty: Na Twitterze przeczytałem: "Piszczek leci do Barcelony, pewne info".

Łukasz Piszczek: No i jakoś siedzimy w Dortmundzie.

Ale Barcelona się panem interesuje?

- Dwa lata temu też tak pisano i podobnie jak wtedy - nie mam zielonego pojęcia. Czytałem o tym, tak jak pan - w hiszpańskiej prasie. Jeśli jednak w tak wielkim klubie ktoś się mną interesuje, to na pewno jest to dla mnie bardzo miłe. Podchodzę do tego spokojnie i patrzę przede wszystkim na to, co mam do zrobienia w Dortmundzie, a nie zastanawiam się nad tym, jaka przyjdzie oferta.

Zaczął pan siódmy sezon w Borussii Dortmund. Zostanie pan tu do końca kariery?

- Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym stąd odszedł. Dobrze czuję się w Dortmundzie, zawsze to powtarzam i nie robie tego, żeby komuś się przypodobać.

Proszę wybaczyć, ale to nie jest najpiękniejsze miejsce do życia.

- Zależy kto, co lubi. Mieszkam w ładnej i spokojnej okolicy. Poza tym na co dzień zajmuję się poważnym graniem w piłkę w poważnym klubie, jednym z największych w Europie. Dowiedziałem się ostatnio, że rodzina Borussii liczy ponad 154 tysiące osób i pod tym względem zajmujemy czwarte miejsce na kontynencie. Bundesliga także jest ciekawą ligą. Naprawdę niczego nie brakuje mi do spełniania marzeń. Poza tym region, w którym gram, jest wyjątkowy.

ZOBACZ WIDEO Niesamowity mecz Legii Warszawa w Dortmundzie

To znaczy?

- Wszyscy rozmawiają o piłce. Klubów, które grają lub grały w 1. i 2. Bundeslidze, jest tu kilkanaście. Wszystkie mają swoje wielkie tradycje. Ludzie naprawdę żyją tu futbolem. Jeśli nie jestem na treningu lub meczu, to odpoczywam w domu - tak wygląda moje życie. Jestem człowiekiem, który nie musi codziennie jeść wykwintnego posiłku w pięknej restauracji. Moja żona dobrze gotuje i dobrze się tu czujemy.

Żona gotuje po polsku czy po niemiecku?

- Raczej po polsku. A może po prostu zdrowo.

Myśli pan o tym, żeby zostać w Niemczech na stałe?

- Nie. Nasze rodziny mieszkają w Polsce, na Śląsku, i pewnie tam się osiedlimy, kiedy przestanę grać w piłkę. Starsza córka ma pięć lat, młodsza dziewięć miesięcy, dlatego jeśli zostaniemy tu jeszcze dwa, trzy lata, nie będzie problemu ze zmianą szkoły.

W Dortmundzie jest trochę jak na Śląsku i liczy się etos pracy? Możecie przegrać, ale jeśli kibice będą widzieli walkę, to wybaczą?

- Kiedy tu przychodziłem, można to było odczuć jeszcze bardziej niż teraz. Przez te wszystkie lata sukcesów, które się pojawiły, niektórzy pomyśleli, że tak już będzie zawsze. Trener Thomas Tuchel ostatnio zwracał nam uwagę właśnie na to, że zgubiliśmy trochę gen walki, ale na szczęście w spotkaniach z Hamburgiem i Bayernem wszystko, co ważne, wróciło. Pokonaliśmy Bayern walką do ostatniej minuty, kibicom to na pewno się podobało.

Cieszy się pan, że gra przed tak żywiołową publicznością, a nie jak na scenie teatru w Madrycie?

- Wszystko zależy od rangi meczu. W Madrycie grałem trzy razy i był taki mecz, który Real musiał wygrać z nami 3:0. Wtedy był tam taki kocioł, że czuliśmy się jak w Dortmundzie, nie słyszeliśmy własnych głosów. Z teatrem nie miało to nic wspólnego. U nas zresztą też bywa różnie, zdarzają się mecze, kiedy jest ciszej. Jak nam nie idzie ze słabszą drużyną, ludzie się niecierpliwią, pokazują niezadowolenie. To normalne, do dobrego się przyzwyczajasz.

W Dortmundzie na każdym kroku słychać język polski. To kolejne pokolenie emigracji sprzed wielu dekad. Łatwiej było o aklimatyzację?

- Nigdy nie spotkałem się z uprzedzeniami w związku z tym, że jestem Polakiem, więc nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Bardzo dobrze się tu czuję, nie potrzebowałem wiele czasu, żebym mówił, że jestem u siebie.

Długo zbieraliście się po odejściu Juergena Kloppa?

- To była trochę specyficzna sytuacja, bo trener i klub ogłosili jeszcze w trakcie sezonu, że to ostatnie rozgrywki, w których wspólnie pracujemy. Można się było z tym oswoić. Na pewno na początku było to zaskoczenie i smutek, bo jednak razem z Kloppem wiele osiągnęliśmy. Ale kiedy przyszedł trener Tuchel, swoją fachowością szybko nas do siebie przekonał.

Nie bał się pan, że nie załapie się do tego pociągu?

- Myślę, że każdy w jakimś stopniu miał obawę. Na pewno Kubie Błaszczykowskiemu nie było łatwo, nie był zadowolony, że musi odejść. Ale pewne rzeczy w piłce trzeba po prostu zaakceptować.

Ma pan wrażenie, że z Tuchelem dotarliście się dopiero w tym sezonie?

- Bzdura. Poprzedni był najlepszym w historii pod względem zdobytych punktów. Łatwo się o tym zapomina, bo Bayern był jeszcze lepszy i wywalczył mistrzostwo. Gdybyśmy w obecnym sezonie grali tak jak w poprzednim, jako liderzy mielibyśmy jeszcze przewagę nad resztą, a tak - jesteśmy na trzecim miejscu. W klubie zaszły jednak duże zmiany.

Pojawiło się ośmiu nowych zawodników, a pan w wieku 31 lat został najstarszym zawodnikiem pierwszego składu. Jak panu w roli seniora?

- Jestem bardziej doświadczony, mam swoje przemyślenia. Gram inaczej. Gdy widzę, kiedy młodszy zawodnik robi coś źle, tłumaczę mu, że mógłby się lepiej zachować.

A jak ktoś odfruwa, sprowadza pan go na ziemię?

- Zdarza się.

Należy pan do rady drużyny?

- Ciężko u nas stwierdzić, kto jest w radzie drużyny, ale wydaje mi się, że jestem w gronie zawodników, z których zdaniem trener się liczy.

Zgodzi się pan, że Bundesliga ma dwie prędkości: najpierw jest Bayern, a później cała reszta?

- Przez ostatnie trzy lata zdecydowanie tak to wyglądało, w tym roku widzimy jednak, że i Bayern ma problemy. Nie mają aż tak wyśrubowanych wyników na tym etapie sezonu. Liga jest bardziej wyrównana, pięć drużyn ma po 21 punktów, a teraz szykują nam się trzy mecze z rzędu z zespołami, z którymi walczymy o mistrzostwo. Jeśli jednak chodzi o aspekt finansowy, najpierw jest Bayern, potem duża przerwa, potem my, potem przerwa i dopiero wtedy pojawia się reszta stawki. Pieniądze, jakie Bayern zarabia i płaci, są niewyobrażalne dla wszystkich pozostałych klubów.

Czuje pan, że jest w formie z 2013 roku, kiedy dotarliście do finału Ligi Mistrzów?

- Uknuliście jakąś teorię po meczu reprezentacji z Rumunią, który rzeczywiście wyszedł mi całkiem dobrze. Ale wydaje mi się, że na równym, bardzo wysokim poziomie gram od jesieni poprzedniego roku. Od decydującego o awansie do mistrzostw Europy meczu z Irlandią bardzo rzadko zdarza mi się mieć słabszy mecz. Rzeczywiście formą przypominam siebie z 2013 roku, tylko że gram inaczej.

Odpowiedzialniej?

- Tak. Trener stosuje teraz taką taktykę, która wymaga ode mnie, żebym nie włączał się aż tak często w akcje ofensywne. Kiedy gram jako skrajny obrońca to mogę sobie pohasać, ale kiedy występuję bliżej środka, właściwie mam zakaz przekraczania środkowej linii boiska. Czytam czasami w polskiej prasie, że w jakimś meczu Bundesligi za rzadko atakowałem, a w klubie jakoś zbieram świetne recenzje. Bardzo mi przykro, ale po prostu mam swoje zadanie do wykonania, o którym dziennikarze po prostu nie mają pojęcia.

Wspomniał pan o meczu reprezentacji Polski z Rumunią, jednak o kadrze ostatnio więcej mówiło się z powodu afery alkoholowej.

- Myślę, że świetnie na ten temat wypowiedział się niedawno Juergen Klopp, który stwierdził, że alkohol wśród obecnych piłkarzy w porównaniu z tymi sprzed dekady praktycznie nie istnieje. Zawodnicy, z którymi pracuję w klubie i reprezentacji, prowadzą się profesjonalnie, ale rzeczywiście podczas przedostatniego zgrupowania zdarzyło się coś, co nie powinno się zdarzyć. Wiedzieliśmy, że taki problem się pojawił, powinniśmy rozwiązać go we własnym gronie. Tak wypadało to załatwić. Wydało się, napisała o tym prasa, dowiedzieli się ludzie, jednak wydaje mi się, że "afera" to za duże słowo. Aż tak bardzo złego nic się nie stało, a wszystko miało pozytywny wpływ na naszą grę w Bukareszcie z Rumunią.

Łukasz Piszczek to najlepszy prawy obrońca w historii polskiej piłki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×