Wrocławscy fani dopisali. Na trybunach zasiadło 22 tysięcy osób, najwięcej od ponad dwóch lat i pojedynku z Lechem Poznań. Po meczu z Legią Warszawa miejscowi kibice wracali do domu rozczarowani. Śląsk Wrocław na tle mistrzów Polski stanowił jedynie tło.
Już po siedmiu minutach emocje się skończyły. Aleksandar Prijović i Miroslav Radović wykorzystali okazje i w sytuacja sam na sam oszukali Lubosa Kamenara. Katastrofalny błąd popełnił też Filipe Goncalves, który pokonał własnego bramkarza.
- Mecz się rozpoczął najgorzej jak mógł. Bardzo szybko, na skutek wielu błędów w defensywie, pojedynek ułożył się idealnie dla Legii. Zastanawiam się, skąd tyle nerwowości u moich piłkarzy - powiedział po meczu trener Śląska, Mariusz Rumak.
Drugie trafienie przed końcem połowy dołożył Aleksandar Prijović i wrocławianom pozostała jedynie walka o uratowanie twarzy. Ryota Morioka po wejściu na boisku rozruszał nieco swój zespół, ale gospodarze wciąż nie potrafili zmusić Arkadiusza Malarza do wysiłku. - Druga połowa już nieznacznie lepsza, ale nie ma powodu, by popadać w hurraoptymizm - przyznał szkoleniowiec.
Pomimo optycznej przewagi Śląska, to Legia była bliższa kolejnych goli. Michał Kucharczyk i Nemanja Nikolić z dużą łatwością znajdowali sobie miejsce w polu karnym, zabrakło tylko kropki nad i. - Wyszło doświadczenie Legii w końcówce i rywali zaczęli dominować. Trzeba umieć żyć z porażką - stwierdził Rumak po spotkaniu przegranym 0:4.
ZOBACZ WIDEO Maja Włoszczowska: wrzeszczałam z bólu wniebogłosy, wiedziałam, że to koniec