To zdecydowanie nie był mecz, o którym kibice mówić będą przez następne dekady. Grudniowe El Clasico nie zachwyciło, ale przyznać trzeba, że akurat na brak emocji w końcówce meczu kibice narzekać nie mogą. FC Barcelona prowadziła od 53. minuty po golu Luisa Suareza i wydawało się, że gospodarze nie dadzą sobie wyrwać trzech punktów.
A jednak! Gdy Real ma nóż na gardle, gdy musi ratować wynik, niemal zawsze pierwszoplanową rolę odgrywa obrońca, Sergio Ramos. Nie inaczej było w sobotnie popołudnie. To właśnie on po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Luki Modricia w 90. minucie wyskoczył najwyżej w polu karnym i wepchnął piłkę do siatki.
Ramos - jak nikt inny - zasługuje na oficjalny tytuł ratownika Realu. Przecież to właśnie 30-latek przywracał "Królewskich" do życia w sierpniu 2016 roku w meczu o Superpuchar Europy z Sevillą (ostatecznie Real wygrał dzięki golowi na 3:2 Daniego Carvajala w dogrywce). To właśnie Ramos w wielkim finale Ligi Mistrzów w 2014 roku w ostatnich sekundach doprowadził do wyrównania i dogrywki, w której Real rozsmarował Atletico Madryt.
Gol Hiszpana ma wbrew pozorom ogromne znaczenie dla układu tabeli. Dzięki temu trafieniu utrzymany został status quo, czyli sześć punktów między Realem i "Barcą". Gdyby nie Ramos, ekipa z Katalonii zbliżyłaby się już na trzy oczka.
ZOBACZ WIDEO Świetny mecz Piotra Zielińskiego przeciwko Interowi - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]