Maciej Kmita: Besnik Hasi skompromitowany raz jeszcze. Jak teraz wyglądają te słowa Albańczyka? (komentarz)

Zatrudnienie Besnika Hasiego okazało się jedną z największych pomyłek w dziejach Legii. Tylko jeden trener w historii prowadził warszawski zespół krócej od niego, a niewielu z gorszym skutkiem. Teraz nosa Albańczykowi utarli jeszcze piłkarze Legii.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
PAP / Bartłomiej Zborowski

Besnik Hasi będzie przy Łazienkowskiej 3 zapamiętamy jako trener, który po 21 latach przerwy wprowadził Legię do Ligi Mistrzów, ale nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że Albańczyk wcale nie pomógł drużynie w awansie. Warszawianie dostali się do Ligi Mistrzów nie dzięki jego pracy, a mimo jego obecności w klubie i głównie dzięki szczęśliwemu wylosowaniu w IV rundzie eliminacji irlandzkiego Dundalk FC, na które jednak solidnie zapracowali dobrymi wynikami osiągniętymi w poprzednich edycjach rozgrywek UEFA.

W pierwszym po dwóch dekadach przerwy występie w Champions League została zdemolowana przez Borussię Dortmund. Wicemistrz Niemiec wygrał przy Łazienkowskiej 3 aż 6:0, co jest jego najwyższym wyjazdowym zwycięstwem w historii występów w europejskich pucharach. Już po 17 minutach Borussia prowadziła w Warszawie 3:0 - to rekord wszech czasów Ligi Mistrzów.

Po upokorzeniu, jakie piłkarze Borussii sprawili na boisku legionistom, na pomeczowej konferencji prasowej dobił ich Hasi. Jak w świetle wyników osiąganych przez Legię pod wodzą Jacka Magiery brzmią te słowa Albańczyka?

- Katastrofa. Tak trzeba określić nasze zetknięcie z wielką piłką. Miałem wrażenie, że moi zawodnicy byli zaskoczeni tempem, które narzucili piłkarze Borussii. Jeśli ktoś się jeszcze łudzi, że uda nam się wyjść z tej grupy, to pora żeby przestał. Czeka nas pięć meczów podobnych do tego z Borussią - stwierdził Hasi po spotkaniu.

ZOBACZ WIDEO Guilherme: To był perfekcyjny wieczór

Kolejnego meczu Legii w Lidze Mistrzów Albańczyk nie doczekał. W spotkaniu 2. kolejki ze Sportingiem Lizbona mistrza Polski poprowadził już trener Magiera i Legia zaprezentowała się o wiele lepiej niż ledwie dwa tygodnie wcześniej z Borussią. Co prawda, wróciła z Lizbony na tarczy, bo przegrała na Estadio Jose Alvalade 0:2, ale pokazała zdecydowanie wyższą jakość.

Potem przyszły szalone mecze z Realem Madryt (3:3) i Borussią Dortmund (4:8), którymi Legia zadziwiła Europę. Owszem, zdobyła w nich tylko punkt, ale z obrońcą trofeum i wicemistrzem Niemiec poszła na wymianę ciosów i potrafiła zaaplikować im aż siedem goli. Od linii środkowej w kierunku bramki rywala grała z nimi jak równy z równym - ustępowała tylko skutecznością defensywy.

Wreszcie w meczu o wszystko, czyli o awans do 1/16 Ligi Europy, mistrz Polski pokonał faworyzowany Sporting (1:0). W tym spotkaniu legioniści pokazali inne oblicze - grali dojrzale, a w defensywie byli niemal perfekcyjni. Lwy z Lizbony zostały zneutralizowane i upokorzone przy Łazienkowskiej 3, a legioniści utarli nosa Hasiemu, który po laniu z Borussią przewidywał, że czeka ich "pięć takich samych meczów".

Ta niesprawdzona przepowiednia to kolejna kompromitacja Hasiego, który wywiesił biała flagę. Magiera zakasał rękawy, wprowadził Legię do 1/16 finału Ligi Europy i sprawił, że mistrz Polski przestał być traktowany jako sezonowa atrakcja. Dziś mocarze patrzą na Legię jak na zdolnego ucznia, który szybko chłonie wiedzę i w następnym roku szkolnym może im poważnie zagrozić w walce o stypendium.

Maciej Kmita

Legia Warszawa awansuje do 1/8 finału Ligi Europy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×